vanhelsing prowadzi tutaj blog rowerowy

vanhelsing

Grecja - dojazd

Poniedziałek, 8 czerwca 2009 | dodano: 01.07.2009

7 czerwca o godzinie 15, po spakowaniu wszystkich bagaży i rowerów oraz po mszy świętej wyruszamy w drogę dwoma samochodami - 7 osobowym Fordem Galaxy, który ciągnie przyczepkę ( w składzie kierowca Krzysiek, ksiądz Mirek, Pani Irenka, Kuba, Monika, Jakub i ja ) oraz VW Sharanen ( kierowca Czesio, Maciek, Janusz, Piotrek i Grzesiek ). Jeszcze w Polsce łapie nas burza, jednak szybko przez nią przejeżdżamy. Jedzie się bardzo dobrze, kierujemy się na czeski Cieszyn, gdzie robimy pierwszy postój. Spotykamy dwóch kierowców tirów, zalanych totalnie, którzy usilnie nam wmawiają, że język włoski i hiszpański to podstawa ;). Przez Czechy przejeżdżamy szybko, na Słowacji kupujemy winiety i tniemy przez autostradę. W Bratysławie robimy dłuższy postój, tam to obserwujemy całkiem ładny zachód słońca. Na Węgry wjeżdżamy już po zmierzchu, cały czas jedzie się dobrze, nie jest gorąco. Węgry to także cały czas autostrada. O 3 w nocy dojeżdżamy do granicy rumuńskiej. Przejazd odbywa się bez problemów, wjeżdżamy na ( jak się później okazało ) jedne z gorszych dróg na naszej trasie. Na początku jedzie się dobrze, asfalt w miarę równy, drogi też mało górzyste. Jednak już o wschodzie słońca wjeżdżamy głębiej w Rumunię i się zaczynają mało przyjemne odcinki - pojawiają się góry oraz rosnący gorąc. Do tego dochodzą drogi - ich tragiczny stan, dziury na których można urwać całe zawieszenie oraz ciągłe remonty powodują, że jedzie się tragicznie. W górach co chwilę były roboty drogowe - ruch odbywał się wahadłowo. Ten odcinek był chyba dla nas najbardziej męczący.
Z Rumunii na pewno zapamiętam też bezpańskie psy - cały ogrom panoszących się wszędzie psiaków. Dodatkowo gdzieś na jakiejś dziurze niszczymy felgę i łapiemy kapcia w oponie. Na szczęście mamy zapasówkę, więc jedziemy dalej. Przez to państwo jedziemy prawie cały dzień - o 14 dojeżdżamy do granicy z Bułgarią. Tutaj jednak niespodzianka - nie ma mostu przez Dunaj, jest za to prom. Prom, na który, dzięki chorej organizacji, czekamy 3 godziny w największym upale. W końcu się udaje, za 15 minutowe przepłynięcie przez rzekę płacimy ponad 100 euro :/
Bułgaria wita nas także upałem, ale na szczęście i równymi drogami. Z Bułgarii na pewno zapamiętam proste odcinki dróg i wyludniałe okolice - przez 20 km potrafiła lecieć prosta droga bez jednego zakrętu. W Sofii się gubimy, zamiast obwodnicą jedziemy przez centrum miasta. Tam sceny jak z szybcy i wściekli, wyścigi na ulicach pomiędzy naszymi autami. Około godziny 23 na jakimś uskoku łapiemy kapcia w oponie przyczepki. Jednak i tu mamy zapasówkę, więc jedziemy dalej. Widać duże zmęczenie na twarzy kierowców, w końcu jedziemy już ponad 30 godzin. O godzinie 24 widzimy tablicę, że granica z Grecją za około 130 km...

Wyjazd z Jaworzna, pakowanie:



Pierwszy zachód w Bratysławie:



Rumuńskie psy:


Dunaj:


Pierwsza awaria:

fot. Kuba:



Dzieci w Rumunii ( za 4 cukierki można całkiem fajną sesję porobić ;) ) fot. Kuba:


Na promie do Bułgarii:


Dzień następny


Kategoria Grecja 2009


komentarze
Gość | 08:54 sobota, 18 stycznia 2014 | linkuj A dlaczego nie jechaliście przez Serbię?
vanhelsing
| 11:11 sobota, 11 lipca 2009 | linkuj Bez ;) Opcja szyba na dół i głowa na zewnątrz:P
RoboD
| 11:07 sobota, 11 lipca 2009 | linkuj Cholercia, wózki bez klimy były?
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa serwu
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]