Beskidy 2010
Dystans całkowity: | 362.12 km (w terenie 22.00 km; 6.08%) |
Czas w ruchu: | 21:20 |
Średnia prędkość: | 16.97 km/h |
Maksymalna prędkość: | 70.00 km/h |
Suma podjazdów: | 3950 m |
Liczba aktywności: | 3 |
Średnio na aktywność: | 120.71 km i 7h 06m |
Więcej statystyk |
Beskidy dzień 3
-
DST
129.38km
-
Teren
12.00km
-
Czas
07:30
-
VAVG
17.25km/h
-
VMAX
65.00km/h
-
Temperatura
20.0°C
-
Podjazdy
3950m
-
Sprzęt Merida TFS 100 V
-
Aktywność Jazda na rowerze
Pierwszym podjazdem, z którym zamierzamy się dziś zmierzyć ma być Równica. Niestety okazuje się, że Pawła boli kolano na tyle poważnie, że nie jest w stanie dalej jechać ze mną na kolejne przełęcze. Postanawia jechać z Ustronia prosto do Katowic. Dalej jadę więc sam.
Równicę na rowerze podjeżdżam pierwszy raz, całkiem przyjemna się okazuje. Początkowe 1,5 km ciągną się kostką brukową, ale potem jest normalny asfalt. Sam podjazd licząc od początku kostki ma około 5 km, więc jak na polskie warunki jest dosyć długi. Na górę docieram po 35 minutach, więc z sakwami to dobry wynik.
Dalej postanawiam wbić się na zielony szlak do Brennej. Okazuje się to złym pomysłem, z ładunkiem i oponami 1,5 z ciśnieniem 7 atmosfer jazda pod kamieniach nie należy do najprzyjemniejszych. Co prawda początek był zachęcający, najpierw lekki podjazd, a potem techniczny szlak po korzeniach w lesie, ale niestety potem zaczął się stromy, kamienny zjazd. Manewrowałem 5 km/h pomiędzy głazami, ale i tak parę razy trzeba było prowadzić.
W Brennej skręciłem do góry, aby zdobyć następną przełęcz - Karkoszczonkę. Początkowy podjazd był jak marzenie - strome ścianki, wąska asfaltowa droga wzdłuż strumienia i zamknięty ruch samochodów. Niestety po około 2 km asfalt się skończył i zaczęło się jedno wielkie pchanie. Ściana była tak stroma, że wepchanie roweru 1 km zajęło mi ponad 30 minut. Na koniec trafiłem jeszcze na morderczą serpentynę z wycinki, na której rozwaliłem do reszty buta...
W końcu jednak objawiła mi się przełęcz. Przypomniało mi się wtedy, że byłem tu już raz, co prawda na wycieczce z PTTK i mniej na trzeźwo, no ale jednak.
Do Szczyrku zjechałem zjazdem z dziurawych pustaków. Rower przez ten teren pod takim ciężarem zaczął jęczeć okrutnie, amortyzator przy każdej dziurze od tej chwili wydaje wdzięczne "jęęęk".
Ze Szczyrku pocisnąłem do Bielska, aby tam znaleźć drogę na kolejny podjaździk, tym razem na Przełęcz Przegibek. Podjazd nie podobał mi się wcale, ot parę dziurawych zakrętów, co chwilę wypłaszczających się i otaczających górę. Może od drugiej strony jest lepszy, bo zjazd był ciekawszy.
Z Międzybrodzia posypałem na Kęty, skąd przy Wilamowice i Oświęcim dotarłem do Jaworzna. A, jeszcze za Oświęcimiem mnie deszczyk złapał i nie odpuścił aż do domu. I 3 dni zleciały szybciutko :(
Poranny gość w namiocie:
Widok z Równicy:
Trochę techniki i się marathony gubią ;) :
Trochę błotka:
W stronę Brennej:
Początek drogi na Karkoszczonkę:
Wylało by się asfalt i była by polska Malga Palazzo :) :
W końcu przełęcz:
Skrzyczne:
Jesień nadciąga:
Skocznie w Szczyrku:
Przegibek:
Pozdrawiam :)
Kategoria 100-200 km, Beskidy 2010
Beskidy dzień 2
-
DST
105.88km
-
Teren
10.00km
-
Czas
06:40
-
VAVG
15.88km/h
-
VMAX
65.00km/h
-
Temperatura
20.0°C
-
Sprzęt Merida TFS 100 V
-
Aktywność Jazda na rowerze
Do drogi zbieramy się dosyć niewyspani, bo cesta obok która spaliśmy okazuje się być bardzo główna, także całą noc budzą nas ciężarówki. Szybko dojeżdżamy do Namestova, za którym odbijamy na drogę 520, która kieruje nas na przełęcz Glinka. Podjazd jest długi, bo ma prawie 10 km, ale nachylenie rzędu 3-5 % nie męczy jakoś strasznie. Z Glinki bardzo ładnym asfaltem zjeżdżamy dosyć szybkim zjazdem. Mijamy Ujsoły oraz Rajczę, gdzie odbijamy na Sól i Laliki. Jedziemy wzdłuż ekspresówki na Zwardoń, ale po chwili odbijamy na zamkniętą dla ruchu asfaltową dróżkę prowadzącą równolegle do głównej drogi na Istebną. Tam to zaliczamy drugą przełęcz dzisiejszego dnia, czyli Przełęcz Rupienka, która to leży w terenie. Zjeżdżamy po dosyć ostrych kamieniach na dół, by po chwili znowu zrobić podjazd, tym razem dosyć ostry, bo chwilowo i 20 % tam się jawiło ;)
Wyjeżdżamy na górę i znowu zjeżdżamy, tym razem remontowaną drogą do Istebnej. Skręcamy na Zaolzie, by po dosyć ciekawym i stromym podjeździe prowadzącym przez Stecówkę ( droga jest zamknięta dla samochodów, ale asfalt jest bardzo dobrej jakości ) zdobyć Przełęcz Szarcula.
Na przełęczy robimy sobie makaron i zjeżdżamy do Wisły Czarne drogą obok zamku prezydenta. Zjazd świetny, droga jest bardzo wąska, co jeszcze bardziej zachęca, żeby poszaleć na zakrętach :)
Odwiedzamy także zaporę na jeziorze oraz słynny wodospad.
Sypiemy dalej, żeby zdobyć czwartą przełęcz dzisiaj, czyli Salmopol. Pomimo, że jest to jeden z dłuższych podjazdów w Polsce, to wchodzi bardzo łatwo, na górze jesteśmy po około 45 minutach podjazdu bez zatrzymania.
Na górze szukamy noclegu, ale się nie udaje, więc postanawiamy zjechać z powrotem do Wisły. Nocleg udaje się znaleźć na polu za domem, którego właścicielka zgadza się na rozbicie namiotu.
Mglisty poranek na Słowacji:
W kierunku Glinki:
Spodobał mi się kadr :) :
Łagodny podjazd pod przełęcz:
Rowerki na górze:
Zjazd:
Droga przed Solą:
Przy ekspresówce:
Najdłuższy tunel w Polsce, trzeba będzie kiedyś go zaliczyć pomimo zakazu ;) :
Koniaków w górze:
Podjazd pod Szarcule:
Klasyk;):
Na przełęczy:
Zameczek:
Jezioro Czerniańskie z zapory:
Wodospad:
Wisła Malinka:
Salmopol:
Widok z przełęczy:
Nocleg:
Kategoria 100-200 km, Beskidy 2010
Beskidy dzień 1
-
DST
126.86km
-
Czas
07:10
-
VAVG
17.70km/h
-
VMAX
70.00km/h
-
Temperatura
18.0°C
-
Sprzęt Merida TFS 100 V
-
Aktywność Jazda na rowerze
Na pomysł zaliczenia paru przełęczy w Beskidzie Śląskim i Żywieckim wpadłem już w czerwcu, kiedy to chciałem przygotować się przed podjazdami na wyprawie w Alpy. Wtedy jednak pomysł nie wypalił, dlatego postanowiłem zrealizować go we wrześniu. Trochę ciężko było znaleźć kogokolwiek chętnego, ale w końcu, przez forum podróże rowerowe, znalazł się Paweł, więc w dwójkę wyruszyliśmy na 3 dni jeżdżenia.
Spotkanie o godzinie 11 w Oświęcimiu i bocznymi drogami kierujemy się na pierwszą przełęcz wypadu, czyli Kocierz. Przez Zasole, Osiek i Nidek szybko zajeżdżamy do Andrychowa, skąd rozpoczynamy podjazd. Chwilę potem dojeżdża do nas dwóch ludków na MTB, rozpoczynamy rozmowę i okazuje się, byli w tym roku na wyprawie na Bałkanach. Co więcej, jeden z nich to wowo z BS, czyli gość, który zaspamował sierpniowe statystyki 4135 km :P
Kocierz poszła sprawnie, zjazd z niej należał do tych z kategorii extreme, bo droga była dosłownie zmyta przez ostatnie opady i osuwiska, w wyniku czego zjeżdżało się po hopkach. Na jednej z nich nawet efektownie przeleciałem parę metrów po wybiciu się z prędkości 60 km/h.
Dalej kierowaliśmy się na Słowację i przełęcz Glinne. Przez Rychwałd ( gdzie też był fajny podjazd ) i dalej Korbielów, sprawnie zajechaliśmy na przełęcz. Podjazd taki sobie, dosyć krótki.
Na górze jemy obiad ( makaron :P ) i zjeżdżamy na Słowację. Przejeżdżamy przez parę wsi i znajdujemy nocleg na polu za krzakami przy głównej drodze.
Standardowe, obowiązkowe, najważniejsze wyposażenie sakwiarza to !:
Na Przełęcz Kocierskiej, Paweł z Wowo:
Zagadka - kto zgadnie dlaczego ten kolega tak wygląda przy 10 C, które były na górze ? :D :
Dalsza droga, podjazd za Rychwałdem:
Przełęcz Glinne:
Obiadek w opuszczonych budynkach granicznych pod znakiem "zakaz fajcit a manipulovat s otvorenym ohnom !":
Nocleg:
Mapa:
Kategoria 100-200 km, Beskidy 2010