Beskidy dzień 3
-
DST
129.38km
-
Teren
12.00km
-
Czas
07:30
-
VAVG
17.25km/h
-
VMAX
65.00km/h
-
Temperatura
20.0°C
-
Podjazdy
3950m
-
Sprzęt Merida TFS 100 V
-
Aktywność Jazda na rowerze
Pierwszym podjazdem, z którym zamierzamy się dziś zmierzyć ma być Równica. Niestety okazuje się, że Pawła boli kolano na tyle poważnie, że nie jest w stanie dalej jechać ze mną na kolejne przełęcze. Postanawia jechać z Ustronia prosto do Katowic. Dalej jadę więc sam.
Równicę na rowerze podjeżdżam pierwszy raz, całkiem przyjemna się okazuje. Początkowe 1,5 km ciągną się kostką brukową, ale potem jest normalny asfalt. Sam podjazd licząc od początku kostki ma około 5 km, więc jak na polskie warunki jest dosyć długi. Na górę docieram po 35 minutach, więc z sakwami to dobry wynik.
Dalej postanawiam wbić się na zielony szlak do Brennej. Okazuje się to złym pomysłem, z ładunkiem i oponami 1,5 z ciśnieniem 7 atmosfer jazda pod kamieniach nie należy do najprzyjemniejszych. Co prawda początek był zachęcający, najpierw lekki podjazd, a potem techniczny szlak po korzeniach w lesie, ale niestety potem zaczął się stromy, kamienny zjazd. Manewrowałem 5 km/h pomiędzy głazami, ale i tak parę razy trzeba było prowadzić.
W Brennej skręciłem do góry, aby zdobyć następną przełęcz - Karkoszczonkę. Początkowy podjazd był jak marzenie - strome ścianki, wąska asfaltowa droga wzdłuż strumienia i zamknięty ruch samochodów. Niestety po około 2 km asfalt się skończył i zaczęło się jedno wielkie pchanie. Ściana była tak stroma, że wepchanie roweru 1 km zajęło mi ponad 30 minut. Na koniec trafiłem jeszcze na morderczą serpentynę z wycinki, na której rozwaliłem do reszty buta...
W końcu jednak objawiła mi się przełęcz. Przypomniało mi się wtedy, że byłem tu już raz, co prawda na wycieczce z PTTK i mniej na trzeźwo, no ale jednak.
Do Szczyrku zjechałem zjazdem z dziurawych pustaków. Rower przez ten teren pod takim ciężarem zaczął jęczeć okrutnie, amortyzator przy każdej dziurze od tej chwili wydaje wdzięczne "jęęęk".
Ze Szczyrku pocisnąłem do Bielska, aby tam znaleźć drogę na kolejny podjaździk, tym razem na Przełęcz Przegibek. Podjazd nie podobał mi się wcale, ot parę dziurawych zakrętów, co chwilę wypłaszczających się i otaczających górę. Może od drugiej strony jest lepszy, bo zjazd był ciekawszy.
Z Międzybrodzia posypałem na Kęty, skąd przy Wilamowice i Oświęcim dotarłem do Jaworzna. A, jeszcze za Oświęcimiem mnie deszczyk złapał i nie odpuścił aż do domu. I 3 dni zleciały szybciutko :(
Poranny gość w namiocie:
Widok z Równicy:
Trochę techniki i się marathony gubią ;) :
Trochę błotka:
W stronę Brennej:
Początek drogi na Karkoszczonkę:
Wylało by się asfalt i była by polska Malga Palazzo :) :
W końcu przełęcz:
Skrzyczne:
Jesień nadciąga:
Skocznie w Szczyrku:
Przegibek:
Pozdrawiam :)
Kategoria 100-200 km, Beskidy 2010
komentarze
Powrót z Brennej do Szczyrku polecam przez przełęcz Salmopolską (łagodny długi podjazd asfaltem i jakieś 20 minut leśną drogą i końcówka szlakiem - bez prowadzenia)
Na rowerze dojechałem do końca asfaltu,natomiast przełęcz zdobyliśmy z Krzysiem na drugi dzień pieszo.Współczuje pchania roweru pod tą stromiznę,ja tam z plecakiem a ledwo co wlazłem.Szacun:)