Sierpień, 2011
Dystans całkowity: | 1388.20 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 73:40 |
Średnia prędkość: | 18.84 km/h |
Maksymalna prędkość: | 67.00 km/h |
Suma podjazdów: | 10350 m |
Liczba aktywności: | 17 |
Średnio na aktywność: | 81.66 km i 4h 20m |
Więcej statystyk |
Międzynarodowo
-
DST
158.58km
-
Czas
07:10
-
VAVG
22.13km/h
-
VMAX
59.00km/h
-
Temperatura
28.0°C
-
Sprzęt Specialized Tricross
-
Aktywność Jazda na rowerze
Wybrałem się w odwiedziny do Niradhary i Kajmana, bo od dawna miałem im oddać przewodniki, które pożyczyli mi jeszcze na wyprawę w Alpy. Porozmawialiśmy chwilę, zostałem poczęstowany pysznym żurkiem, kawą i wielkim pucharem lodowym, pycha!
Z Kobiernic postanowiłem wracać troszkę dalszą trasą, przez przełęcz Beskidek i dalej na Wieprz i Zator. Na rynku w Zatorze spotkałem parę z Krzeszowic, która właśnie kończyła swoją prawie 40 dniową podróż po Włoszech. Nagle, podczas długiej rozmowy, podjechała niespodziewanie do nas inna para na tandemie! Okazało się, że są z Francji i jadą na swoją podróż poślubną do Grecji. Super! Magda ( bo tak miała na imię dziewczyna z Krzeszowic) zaproponowała Francuzom, że mogą się przespać u niej. Postanowiłem całą grupę odprowadzić. Pojechaliśmy spokojnym tempem, wkrótce się zrobiło ciemno. Bardzo miło się rozmawiało całą drogę, świetnie znali angielski.
W Krzeszowicach się pożegnaliśmy. Zostałem zaproszony do Francji, mieszkają 100 km od Lazurowego Wybrzeża. Oto ich strona:http://www.europetourmcb.eu/
W domu byłem przed 23 :)
Ela z Piotrkiem mają ciekawy dojazd niedaleko :D:
Beskidek:
Tandem był świetny, to mix zwykłego roweru z poziomką:
A tu nasi wyprawowicze:
Przejechałem się na tym rowerze, niesamowita sprawa, można spać i kręcić jednocześnie :P
Gdzieś w Krzeszowicach:
Kategoria 100-200 km
Po Jaworznie
-
DST
11.50km
-
Czas
00:27
-
VAVG
25.56km/h
-
Temperatura
30.0°C
-
Sprzęt Specialized Tricross
-
Aktywność Jazda na rowerze
Głównie miasto, nie chce mi się wygrzebywać singla z piwnicy, to jeżdżę na specu.
Cały czas piękna pogoda.
Kategoria 0-50 km
Urzędowo i waxowo
-
DST
116.56km
-
Czas
04:31
-
VAVG
25.81km/h
-
VMAX
54.00km/h
-
Temperatura
33.0°C
-
Sprzęt Specialized Tricross
-
Aktywność Jazda na rowerze
Najpierw do Katowic na uczelnię załatwić papiery na praktyki, potem do centrum logistycznego podpisać te papiery. W międzyczasie zadzwonił Waxmund i oświadczył, że szuka przewodnika przez Jaworzno, bo jedzie do Bukowna. Zgadaliśmy się przed 15 i przez Jaworzno, Bukowno i Olkusz śmignęliśmy razem. Powrót taką samą trasą.
Cieplutko, 33 C. Kocham taką pogodę.
Kategoria 100-200 km
Po Krościenku
-
DST
21.50km
-
Czas
01:01
-
VAVG
21.15km/h
-
VMAX
55.00km/h
-
Temperatura
25.0°C
-
Sprzęt Specialized Tricross
-
Aktywność Jazda na rowerze
Błąkanie się po Krościenku ;)
Parę zdjęć z krótkiego pobytu:
Spadające Perseidy:
Imprezowo ! :D
Oświetlony stok:
Hondzia:
Wrócić postanowiłem autem:
Kategoria 0-50 km
Podsumowanie wyprawy Bałkany 2011
-
DST
0.01km
-
Czas
00:01
-
VAVG
0.60km/h
-
Sprzęt Merida TFS 100 V
-
Aktywność Jazda na rowerze
Relacja gotowa!
Kategoria BAŁKANY 2011
Bałkany 2011 - Zakończenie wyprawy !
-
Sprzęt Merida TFS 100 V
-
Aktywność Jazda na rowerze
Relacja gotowa!
Podsumowanie wyprawy:
Ilość krajów: 12
Wszystkie kilometry: 2990.47 km (w terenie 68.00 km; 2.27%)
Czas na rowerze: 184:26
Średnia prędkość: 16.21 km/h
Maksymalna prędkość: 70.90 km/h
Suma podjazdów: 30860 m
Wycieczek: 30
Średnio na wycieczkę: 99.68 km i 06:08 godz.
Koszt wyprawy: 250 zł ( TAK, 250 zł ! :) )
TUTAJ GALERIA:https://picasaweb.google.com/vanhelsingjaw/Balkany2011
TUTAJ OPOWIEŚĆ W PDF: http://www.vanhelsing.jawnet.pl/Balkany2011.pdf
A poniżej relacja dzień po dniu z rozszerzoną liczbą zdjęć; )
RELACJA Z WYPRAWY:
Dzień 1 - The beggining
Dzień 2 - Pożegnanie z Polską
Dzień 3 - Słowackie góry
Dzień 4 - U Madziarów
Dzień 5 – Bimber, słonina, Rumunia
Dzień 6 - Żegnaj asfalcie
Dzień 7 - Rumuński pociąg
Dzień 8 - Piękno Rumunii
Dzień 9 - Szosa Transfogarska
Dzień 10 - Konserwa
Dzień 11 – Bezruch
Dzień 12 – W stronę Dunaju
Dzień 13 – Welcome to Serbia
Dzień 14 – Serbska gościnność
Dzień 15 - Kosovo
Dzień 16 - TIRstop
Dzien-17 - Adriatyk
Dzień 18 - Zatoka Kotorska
Dzień 19 - Hrvatska
Dzień 20 - Dubrovnik
Dzień 21 - Wgłąb lądu
Dzień 22 - Mostar
Dzień 23 - Jeleń jesz, jeleń pijesz!
Dzień 24 - Najlepsze śniadanie życia
Dzień 25 - Muezinów śpiew
Dzień 26 - Plitvice
Dzień 27 - W Świątyni Śri Krishna
Dzień 28 - W stolicy Chorwacji
Dzień 29 - TirStop
Dzień 30 - Polska
Dzień 31 - Do Krościenka
Kategoria BAŁKANY 2011
Przehyba
-
DST
92.93km
-
Czas
04:29
-
VAVG
20.73km/h
-
VMAX
64.00km/h
-
Temperatura
30.0°C
-
Sprzęt Specialized Tricross
-
Aktywność Jazda na rowerze
Czyli najwyższy asfaltowy podjazd w Polsce. Wyjazd z Krościenka, trasa główną przez Zabrzeż. W Gołkowicach skręcam w prawo i zaczynam podjazd. W sumie pod górę jest 13km, z czego około 7 ostro. Kręcę sobie spokojnie, czasem trzeba stawać na pedały. Na górze trafiam na odcinek TransCarpatii, jedzie paru zawodników. Zjazd niebezpieczny, bo droga wąska i pofałdowana. Powrót prawie taki sam, z tym, ze jadę drugą stroną rzeki aż do Jazowska, super spokojne okolice, których na mapach nawet nie ma.
Kategoria 50-100 km
Łapanie podjazdów
-
DST
87.89km
-
Czas
04:15
-
VAVG
20.68km/h
-
VMAX
67.00km/h
-
Temperatura
28.0°C
-
Sprzęt Specialized Tricross
-
Aktywność Jazda na rowerze
Trudna trasa prowadząca przez pasmo Pienin i Gorców. Wyjechałem z Krościenka i wspiąłem się na dobry początek stromym podjazdem pod Hałuszową, skąd posypałem na Niedzicę i Dębno. Tam to skręciłem na przełęcz Knurowską, podjazd wszedł całkiem fajnie. Dalej szybki zjazd do Ochotnicy Dolnej, gdzie postanowiłem przebić się przez góry, bo GPS pokazywał drogi. Droga była, ale tylko podjazd, na zjeździe trzeba było prowadzić. Wylądowałem w Kamienicy, w której znalazłem inne przebicie do Ochotnicy. Tu zaczęła się ścianka 18-22 %, cały czas musiałem stawać na pedałach. Podjazd miał blisko 3 km, piekielnie trudny, zwłaszcza, że był gorąc.
Zjazd okropny, dziurawe płyty nie pozwalały się rozpędzić. Powrót główną.
Kategoria 50-100 km
Dzień 31 - Do Krościenka
-
DST
171.24km
-
Czas
08:16
-
VAVG
20.71km/h
-
VMAX
60.00km/h
-
Temperatura
16.0°C
-
Podjazdy
1700m
-
Sprzęt Specialized Tricross
-
Aktywność Jazda na rowerze
Swoją wyprawę postanowiłem zakończyć nie w Jaworznie, ale w Krościenku, małej miejscowości w Pieninach, do której tak się układa, że zaglądam co roku bez przerwy od urodzenia. Rano ciężko miałem wstać z własnego łóżka, ale wypita kawa i świeże bułki ze sklepu skutecznie postawiły mnie na nogi. Przekręciłem bagażnik do Specialize, spakowałem najpotrzebniejsze rzeczy, założyłem sakwy i znowu byłem w trasie. Przede mną ponad 170 km już po Polsce.
Było chłodno i zbierało się na deszcz. Jechałem sam, ale mimo to kręciło się bardzo przyjemnie. Co równe 50 km robiłem sobie krótki postój, niestety za Suchą Beskidzką dorwał mnie potężny deszcz, który na szczęście przeczekałem na przystanku. Popadał niecałe 20 minut i śladu po nim nie było. Do Krościenka, zaliczając parę podjazdów, przybyłem około 18, co było całkiem dobrym czasem.
Tam już czekał na mnie wielki kotlet schabowy, który przygotowano specjalnie na mój przyjazd. I tak oto oficjalnie zakończyłem wyprawę.
Wyprawa stała się historią, lecz szybko została zepchnięta w dalsze zakamarki
pamięci, bowiem już przede mną kreowała się wizja nowej, jeszcze większej i
niesamowitej przygody zorganizowania następnej wyprawy rowerowej. Bo podróżuje
się przecież całe życia, od nas tylko zależy w jakie miejsca te podróże będą się
odbywać i jakie wspomnienia z nich przywieziemy :)
Kategoria 100-200 km, BAŁKANY 2011
Dzień 30 - Polska
-
DST
48.90km
-
Czas
02:53
-
VAVG
16.96km/h
-
VMAX
45.00km/h
-
Temperatura
22.0°C
-
Podjazdy
450m
-
Sprzęt Merida TFS 100 V
-
Aktywność Jazda na rowerze
Czas leci nieubłaganie i nawet najlepsze momenty szybko przemijają. Tak było i tym razem, nie pamiętam bowiem kiedy zleciało 30 dni w podróży. Przez ten okres przejechaliśmy wspólnie z Mateuszem prawie 3000 kilometrów na rowerach, poznaliśmy mnóstwo przyjaznych ludzi, których nie zapomnimy do końca życia oraz przeżyliśmy niesamowitą ilość przygód, które długo będziemy wspominać. Czas jednak gnał na przód, trzeba było wracać do domów.
Obiecany poprzedniego dnia transport stał spokojnie na strzeżonym parkingu. Parking był tak wielce strzeżony, że bez problemu udało mi się dostać na jego teren, nie niepokojąc nikogo. Kierowca, Damian, już nie spał i przygotowywał się do dalszej drogi. Do Polski wiózł długie, metalowe pręty przeznaczone na budowę, ale znalazło się na naczepie miejsce i na mój rower. Odpiąłem sakwy, przymocowałem rower sznurkiem do metalowej konstrukcji i z nieukrywaną ulgą wsiadłem do kabiny. Motor sprawni odpalił i po chwili pędziliśmy już po węgierskich drogach. Czas mijał bardzo miło, rozmawialiśmy dużo o pracy na Tirach, podróżach i różnych momentach podczas naszych wojaży. Damian jechał na Bratysławę, aby potem, na przejściu granicznym w Rajce odbić na północny zachód i dotrzeć do Wrocławia. Co prawda nie było to mi zupełnie po drodze, ale przecież dostanę się do Polski. Na przejściu w Rajce użyliśmy jednak CB radia, pytając się w eterze, czy któryś z licznych tam Polaków nie jedzie w stronę Cieszyna, czyli drugie popularne przejście.
Po krótkim czasie odezwał się głos starszego mężczyzny, który zgodził się mnie zabrać razem z rowerem. Szybkie przepakowanie na następną naczepę ( tym razem rower ledwo co wszedł, przestrzeń ładunkowa była prawie po brzegi wypakowana kosmetykami i różnymi środkami sanitarnymi ) i już siedzę w kabinie. Jechałem prawie nowym Dafem, co w porównaniu z wysłużonym Dafem poprzednika, tłukącym się na każdej dziurze, było o wiele bardziej przyjemniejsze. Pan Henio, bo tak miał na imię mój kierowca również okazał się chętnym do rozmowy człowiekiem. Dużo, oj dużo dowiedziałem się od niego o pracy kierowcy, miałem szansę usłyszeć o różnych przygodach, kradzieżach czy też prób przemytu wszelakich dóbr, bo pan Henio jeździł już ponad 30 lat w jednej firmie. Rozmowy schodziły prawie na każdy temat, na każdej przerwie natomiast piliśmy po piekielnie mocnej kawie i zagryzaliśmy ją ogórkami, które żona pana Henia zawsze przygotowuje mu na trasę. Czas mijał sympatycznie, ciężarówka z lekkim ładunkiem sprawnie pokonywała kolejne wzniesienia na Słowacji. Ani się obejrzałem a byliśmy w Polsce. Miejscem przeznaczenia kosmetyków był Mikołów, więc dziękując za pomoc i „podwiezienie” rozstaliśmy na stacji benzynowej. Stąd miałem już tylko 50 kilometrów do domu. Ruszyłem spokojnym tempem przez Tychy i Mysłowice. W Jaworznie czekała już na mnie ciocia z pysznym obiadem, nie zabrakło kapusty, kurczaka, kanapek i wielu innych rzeczy. Rodzice w tym czasie wypoczywali w górach ( w które to pojechałem od razu z rana na drugi dzień, oczywiście na rowerze, robiąc prawie 180 km ), więc dom miałem tylko dla siebie. Zmęczony długim brakiem snu usnąłem szybko na własnym, ciepłym i wygodnym łóżku…
Damian:
I jego DAF:
Tu natomiast już DAF pana Henia:
Słowacja:
Pan Heniu nie lubił zdjęć:
Polska, Jaworzno! Dom już niedaleko:
Kategoria BAŁKANY 2011, 0-50 km