Dzień 24 - Najlepsze śniadanie życia
-
DST
90.90km
-
Czas
05:56
-
VAVG
15.32km/h
-
VMAX
55.00km/h
-
Temperatura
30.0°C
-
Podjazdy
1500m
-
Sprzęt Merida TFS 100 V
-
Aktywność Jazda na rowerze
Obiecane wieczorem śniadanie okazuje się prawdziwą ucztą dla podniebienia. Viśnja zaprasza nas do siebie, gdzie razem z mamą przygotowują nam coraz to inne dania, które wypełniają stół po brzegi. Wszystko tutaj jest domowe, bowiem najbliższy sklep jest daleko i nie opłaca się często jeździć. Na sam początek dostajemy jajecznicę ze świeżych jajek, którą popijamy jeszcze ciepłym mlekiem prosto od krowy. Po niej zaczyna się prawdziwy przepych - baranina z rusztu, ser krowi, żółty domowy ser, szynki, kawa, pyszne ciasto, ogórki, pomidory, arbuz... Wszystkie te rzeczy smakują niesamowicie, bowiem każda z nich pochodzi z gospodarstwa i nie jest tknięta chemią. Po tak wybornej uczcie odpoczywamy ponad godzinę przy okazji rozmawiając o życiu w Bośni i Polsce. Na pożegnanie dostajemy jeszcze dwie wielkie kanapki na drogę i różne ciasteczka. Jesteśmy oczarowani gościną, ciężko się pożegnać.
O 10 jednak wyruszamy w trasę. Jedzie się bardzo przyjemnie, najedzeni kręcimy wesoło podziwiając bezkresne widoki. Wciąż towarzyszą nam wymarłe wioski, raz na czas przejedzie tylko jakiś samochód. Dojeżdżamy do Drval, gdzie na stacji benzynowej jemy nasze kanapki z owczym serem i rozpoczynamy 15-sto kilometrowy podjazd na przełęcz. Droga wydłuża się bardzo, nachylenie nie jest duże, ale często są małe zjazdy, które wybijają z rytmu. W lesie co chwilę widzimy ostrzeżenia przed minami.
Zjazd jest bardzo szybki, docieramy do Petrovac, gdzie udaje się znaleźć nocleg na świeżo ściętej trawie przy dużym domu. Gospodarz zajmuje się sprowadzaniem samochodów z USA, rozbijamy namiot obok Forda Mustanga i nowej BMW 5 z rejestracją z Michigan. Dostajemy colę i jakiś sok, lecz na tym kończy się zainteresowane nami, bo gospodarze szczelnie zamykają za sobą drzwi ( auta też pozamykali :D ). Niezrażeni zasypiamy szybko. Jesteśmy w muzułmańskiej części Bośni, czyli opuściliśmy Hercegowinę. Nad miastem górują smukłe wieżyczki minaretów odbijające promienie zachodzącego słońca.
Z cyklu widok z namiotu:
Stół dopiero w połowie pełny:
Patron domu:
Mama Viśni :
W podskokach poprzez pole minowe do domku:
Odłamki pocisków:
Wioski widmo:
Bohaterowie wyprawy :D
Cmentarz radziecki:
Na przełęczy:
Kategoria 50-100 km, BAŁKANY 2011
komentarze
siemka
masz mzoe gdzies całą trasę wgraną na te stronke (bikemap chyba) ?
byl bym wdzieczny za link.
Chcialem tez zapytac, jakiego aparatu urzywasz, bo naprawde fajne zdjecia wycjodzą, a jak mniemam nie jest to jakas mega maszyna na te warunki :)
Musze sobie kupic jaks lepszy na nastepny rok na wyprawe :)
ps,. jak bys mogl odpisac na maila jako imie bylbym wdzieczny, niewidzialem nigdzie tutaj kontaktu do CIebie :)
pozdro, cudna wyprawa :)