Dzień 3 - Słowackie góry
-
DST
117.27km
-
Czas
07:18
-
VAVG
16.06km/h
-
VMAX
58.00km/h
-
Temperatura
28.0°C
-
Podjazdy
1020m
-
Sprzęt Merida TFS 100 V
-
Aktywność Jazda na rowerze
O 6:40 wyłaniające się słońce dociera do namiotu. Rosnąca temperatura szybko nas budzi, przy okazji zapowiadając gorący dzień. Szybko jednak nastroje nam się polepszają, gdy widzimy w jakim miejscu spaliśmy. Przed nami rozpościera się całe pasmo Wysokich Tatr, cudownie oświetlone przez wschodzące słońce. Ciepłe barwy i błękit nieba.
Poruszamy się główną, ale i spokojną drogą. Asfalty są w dobrym stanie, jednak cały czas towarzyszą nam podjazdy, których pokonywania nie ułatwia wysoka temperatura. Przejeżdżamy przez małe miasteczka i wioski, często towarzyszy nam wtedy ludowa, słowacka muzyka lecąca z głośników przypiętych na słupach. Kto podróżował przez Słowację na pewno spotkał się z czymś takim. Klimat przy takiej muzyce robi się sielankowy i od razu przyjemniej się jedzie.
Do Koszyc, do których jechaliśmy cały dzień, udało się dotrzeć bez problemów. Miasto, a raczej jego centrum i rynek spodobało mi się bardzo, stare kamienice, piękna katedra i nawet nie dużo turystów sprawia że polecam to miasto wszystkim, którzy będą kiedyś w pobliżu.
Z Koszyc ruszyliśmy zatłoczoną drogą kierując się już na granicę węgierską. Słońce jednak chyliło się ku zachodowi, więc zaczęliśmy poszukiwania miejscówki do spania. Najpierw chcieliśmy zapytać się w kościele, ale nikogo w nim nie było. Była za to obok, siedząca na ławeczce, babcia, z którą udało mi się całkiem swobodnie porozumieć. Zawołała swojego syna pytając się, czy nie możemy się u nich rozbić. Również i on zareagował pozytywnie, więc ucieszeni mieliśmy elegancki nocleg w altance. Ponadto pozwolono nam skorzystać z łazienki i udostępniono kuchnię. Gotowaliśmy swój makaron, ale babcia co chwilę doglądała mi przez ramię doradzając czego by tu jeszcze nie można było dodać. Dostaliśmy ponadto pyszną szarlotkę, kawę i sok. Syn babci był mechanikiem i zapalonym fanem muzyki rock, jeździł nawet na koncerty do Krakowa, a w domu miał własnoręcznie zrobione kolumny głośnikowe, które zajmowały całą, 4 metrową ścianę pokoju.
Pojedzeni i zadowoleni mogliśmy spokojnie położyć się spać. Jutro czekały nas Węgry i najprawdopodobniej kolejny dzień gorąca.
Z cyklu: Poranny widok z namiotu: Tatry :
Słowackie krajobrazy:
Koszyce:
Babcia:
Altanka :):
I pies babciny, będzie trochę o nim na początku relacji z dnia 4... :
Kategoria 100-200 km, BAŁKANY 2011
komentarze
Jakim sprzętem foto? :)