vanhelsing prowadzi tutaj blog rowerowy

vanhelsing

Dzień 30 - Polska

  • DST 48.90km
  • Czas 02:53
  • VAVG 16.96km/h
  • VMAX 45.00km/h
  • Temperatura 22.0°C
  • Podjazdy 450m
  • Sprzęt Merida TFS 100 V
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 9 sierpnia 2011 | dodano: 25.01.2012

Czas leci nieubłaganie i nawet najlepsze momenty szybko przemijają. Tak było i tym razem, nie pamiętam bowiem kiedy zleciało 30 dni w podróży. Przez ten okres przejechaliśmy wspólnie z Mateuszem prawie 3000 kilometrów na rowerach, poznaliśmy mnóstwo przyjaznych ludzi, których nie zapomnimy do końca życia oraz przeżyliśmy niesamowitą ilość przygód, które długo będziemy wspominać. Czas jednak gnał na przód, trzeba było wracać do domów.
Obiecany poprzedniego dnia transport stał spokojnie na strzeżonym parkingu. Parking był tak wielce strzeżony, że bez problemu udało mi się dostać na jego teren, nie niepokojąc nikogo. Kierowca, Damian, już nie spał i przygotowywał się do dalszej drogi. Do Polski wiózł długie, metalowe pręty przeznaczone na budowę, ale znalazło się na naczepie miejsce i na mój rower. Odpiąłem sakwy, przymocowałem rower sznurkiem do metalowej konstrukcji i z nieukrywaną ulgą wsiadłem do kabiny. Motor sprawni odpalił i po chwili pędziliśmy już po węgierskich drogach. Czas mijał bardzo miło, rozmawialiśmy dużo o pracy na Tirach, podróżach i różnych momentach podczas naszych wojaży. Damian jechał na Bratysławę, aby potem, na przejściu granicznym w Rajce odbić na północny zachód i dotrzeć do Wrocławia. Co prawda nie było to mi zupełnie po drodze, ale przecież dostanę się do Polski. Na przejściu w Rajce użyliśmy jednak CB radia, pytając się w eterze, czy któryś z licznych tam Polaków nie jedzie w stronę Cieszyna, czyli drugie popularne przejście.
Po krótkim czasie odezwał się głos starszego mężczyzny, który zgodził się mnie zabrać razem z rowerem. Szybkie przepakowanie na następną naczepę ( tym razem rower ledwo co wszedł, przestrzeń ładunkowa była prawie po brzegi wypakowana kosmetykami i różnymi środkami sanitarnymi ) i już siedzę w kabinie. Jechałem prawie nowym Dafem, co w porównaniu z wysłużonym Dafem poprzednika, tłukącym się na każdej dziurze, było o wiele bardziej przyjemniejsze. Pan Henio, bo tak miał na imię mój kierowca również okazał się chętnym do rozmowy człowiekiem. Dużo, oj dużo dowiedziałem się od niego o pracy kierowcy, miałem szansę usłyszeć o różnych przygodach, kradzieżach czy też prób przemytu wszelakich dóbr, bo pan Henio jeździł już ponad 30 lat w jednej firmie. Rozmowy schodziły prawie na każdy temat, na każdej przerwie natomiast piliśmy po piekielnie mocnej kawie i zagryzaliśmy ją ogórkami, które żona pana Henia zawsze przygotowuje mu na trasę. Czas mijał sympatycznie, ciężarówka z lekkim ładunkiem sprawnie pokonywała kolejne wzniesienia na Słowacji. Ani się obejrzałem a byliśmy w Polsce. Miejscem przeznaczenia kosmetyków był Mikołów, więc dziękując za pomoc i „podwiezienie” rozstaliśmy na stacji benzynowej. Stąd miałem już tylko 50 kilometrów do domu. Ruszyłem spokojnym tempem przez Tychy i Mysłowice. W Jaworznie czekała już na mnie ciocia z pysznym obiadem, nie zabrakło kapusty, kurczaka, kanapek i wielu innych rzeczy. Rodzice w tym czasie wypoczywali w górach ( w które to pojechałem od razu z rana na drugi dzień, oczywiście na rowerze, robiąc prawie 180 km ), więc dom miałem tylko dla siebie. Zmęczony długim brakiem snu usnąłem szybko na własnym, ciepłym i wygodnym łóżku…

Damian:


I jego DAF:


Tu natomiast już DAF pana Henia:


Słowacja:




Pan Heniu nie lubił zdjęć:




Polska, Jaworzno! Dom już niedaleko:


Kategoria BAŁKANY 2011, 0-50 km


komentarze
vanhelsing
| 14:41 sobota, 17 marca 2012 | linkuj Super, że przebrnąłeś do końca, bardzo mi milo z tego powodu :)
Janusz. | 23:15 piątek, 16 marca 2012 | linkuj I tak oto dobrnąłem do zakończenia zapoznania się z powyższą relacją. Zaczytuje się w relacjach rowerzystów, ale ta była wyjatkowo ciekawa. Przeczytałem za jednym przysiadem, a była to długa opowieść i mocno absorbująca -powtarzam i równo o północy zakończyłem czytanie(!) Gratuluję uczestnikom! Znam przyjemność podróżowania rowerem i perypetie, jakie zdarzają się sakwiarzom i to jest ta właśnie ogromna frajda. Za mną jest 9 lat wakacyjnych wypraw i każda była fajna. Podróżuję samotnie i robię notatki w każdy dzień wieczorami przy herbacie. Czasami piszę komentarze na forach rowerzystów, ale skrótowo, zaś dokładniejszy i obszerniejszy opis z załączeniem zdjęć dopiero przede mną, mam nadzieję. Dzięki za fantastyczny opis wyprawy!
funio
| 05:53 poniedziałek, 30 stycznia 2012 | linkuj Jeszcze raz gratuluję i zazdroszczę wspomnień:)
vanhelsing
| 16:03 czwartek, 26 stycznia 2012 | linkuj Dzięki za miłe słowa ;) Aparat to Nikon D80 + 18-70mm
pyjter17@wp.pl | 10:33 czwartek, 26 stycznia 2012 | linkuj Kolego wielki podziw z rudy śląskiej. Sam bym nie odwrzył sie wybrać w taką wyprawe na takim spontanie, sam duzo jezdze ale to co wyscie zrobili to jakas masakra poprostu!!! A tak z ciekawosci mógłbym sie dowiedzie co to za aparat (obiektyw)robi takie zajebiste zdjecia?
vanhelsing
| 08:47 czwartek, 26 stycznia 2012 | linkuj Zaplanowałem go 3 dni wcześniej, bo nie chciało mi się wracać pociągiem z Zagrzebia do Polski ( raz, że krócej wy trwała wyprawa, dwa drogo strasznie ). Wszystko na spontanie ;)
kaeres123
| 00:23 czwartek, 26 stycznia 2012 | linkuj Miło się czyta Twoje wpisy, brawo za wszystko :)
completny
| 23:23 środa, 25 stycznia 2012 | linkuj Gratulacje! Powodzenia w kolejnych rajdach :)
boney. | 23:13 środa, 25 stycznia 2012 | linkuj ten powrót stopem planowany, czy tak wyszlo z braku sił,mobilizacji czy też czasu ;>
ciekawy sposob chyba wypróboje w tym roku ;d
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa luzla
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]