Dzień 26 - Plitvice
-
DST
39.85km
-
Czas
03:04
-
VAVG
12.99km/h
-
VMAX
52.00km/h
-
Temperatura
24.0°C
-
Podjazdy
650m
-
Sprzęt Merida TFS 100 V
-
Aktywność Jazda na rowerze
Na śniadanie jemy śledzie podarowane przez Polaków i zbieramy się do dalszej trasy. Wioska zatopiona była w gęstej mgle, której wilgoć powodowała, że wszystko było mokre. Zmarznięci ruszyliśmy zdobywać na dzień dobry długi, bo 7 km podjazd pod bezimienną przełęcz. Cały czas lekko mżyło, ale jechało się nawet dobrze. Na górze dopadła nas lekki deszczyk, trochę zmokłem czekając na Mateusza, który z uśmiechem ( jego się nigdy nie pozbywał ) kręcił beztrosko gdzieś z tyłu.
Pojawiły się znowu tabliczki ostrzegające przed minami. Większość parku narodowego Plitvickie Jeziora jest zaminowana, jedynie trasy turystyczne są bezpieczne. Kierujemy się za znakami i dojeżdżamy do kas i parkingów parku. Przed nimi tłumią się wielkie kolejki. Ocho, znowu komercja. No ale park wypada zwiedzić, pomimo zatrważającej ceny 15 euro za wstęp! Dodatkowo złodziejski kurs ( musimy wymienić euro na kuny ) powoduje, że cały wstęp wychodzi okrutnie drogo.
Zostawiamy rowery przypięte za kasami obok obładowanego kosmicznie roweru Niemca sakwiarza i ruszamy na zwiedzanie. W cenie biletu mamy przejazd kolejką oraz rejs promem przez jezioro. Górna część jest ładna, lecz najładniejsza okazuje się dolna część, w której znajdują się największe wodospady. Wijąca się woda pomiędzy skałami i trawami z wielkim szumem spada często kilkanaście metrów w dół, tworząc rozmaite jeziorka i jaskinie. Więcej Wam powiedzą zdjęcia.
Po skończonym zwiedzaniu okazuje się, że można było wejść od dolnej strony i wcale nie płacić za wstęp. Oczywiście ominął by nas nudny rejs promem, ale i tak w górnej części jakoś bardzo urokliwie nie było.
Ruszamy dalej rowerami. Teren jest górzysty, po zjeździe z jezior odbijamy w boczną drogę, chcąc ominąć główną i dzięki temu serwujemy sobie długi, stromy i całkowicie dziurawy podjazd. Ja zajmuję się robieniem zdjęć, a Mateusz jedzie dalej. W końcu zjeżdżamy do jakiejś wsi, gdzie Mateuszowi udaje się znaleźć dla nas nocleg u... cukiernika ! A to oznacza znowu przepyszną kolację, tym razem zupełnie na słodko. Do lukrowanych bułek, ciast, drożdżówek i pomadek dostajemy jeszcze piwa. Młody chłopak mieszka tutaj razem z żoną i małym dzieckiem, bez żadnych obaw udostępniają nam również łazienkę. Śpimy w pustym garażu, osłonięci przed wiatrem.
Gdy już mamy zasypiać, przed garażem zaczyna się robić tłoczno. Podjeżdża kilka samochodów, z których wysiadają ludzi ubrani w białe, długie togi i wędrują do położonego obok drugiego domu. Nasz gospodarz wyjaśnia nam, że to ludzie ze społeczności Śri Krishna i nie mamy się czego obawiać, bo są przyjaźnie nastawieni. W nocy odprawiają rytuały w domu, my tymczasem zasypiamy, nie przejmując się w ogóle odbywającym się obok dziwnym, egzotycznym spotkaniu ludzi z kropką na czole...
Podjazd pod przełęcz w mgle:
Znowu miny!
No to pora na pokaźną serię zdjęć z Plitvic. Enjoy!
Końcowy podjazd dnia przy świetle zachodzącego słońca przebijającego się przez korony drzew wyglądał naprawdę niesamowicie:
Kolacja i dobranoc :)
Kategoria 0-50 km , BAŁKANY 2011
komentarze
Jestem zainteresowany literaturą dotyczącą np. trasy waszego przejazdu.
Na podstawie czego planowaliście trasę? Jakie przewodniki są warte polecenia, a które prowadzą w las?
pozdrawiam
Za zdjęcia daję najwyższe noty!
Pozdrawiam
Pozdro!