Dzień 12 – W stronę Dunaju
-
DST
162.74km
-
Czas
10:01
-
VAVG
16.25km/h
-
VMAX
49.00km/h
-
Temperatura
27.0°C
-
Podjazdy
600m
-
Sprzęt Merida TFS 100 V
-
Aktywność Jazda na rowerze
Rano na szczęście czujemy się o wiele lepiej. Nie chce się jednak okropnie jechać, jeden dzień lenistwa i przestoju zrobił swoje. Dziękujemy gospodarzom za pomoc i powoli ruszamy w stronę Krajowej. Miasto jest wielkie, ale głównie zbudowane z biednych domków. Robimy zakupy w Realu i obwodnicą przejeżdżamy przez miasto. Drogi oczywiście są okropne, dziury straszne. Na drodze tej miała miejsce śmieszna sytuacja, wyprzedził nas szambowóz w zaawansowanym wieku, który ledwo co się toczył. Wpadł oczywiście do jakiejś wielkiej dziury, bo o to w Rumunii nie trudno i oderwała się z od niego wielka, metalowa rura, z hukiem uderzając o asfalt. Wszystko działo się jakieś 10 metrów przed nami. Sekundę po tym, jak rura znalazła się na drodze, wyleciał z bramy obok starszy dziadek i z wielkim trudem podniósł jedną końcówkę żelastwa i zaczął ją ciągnąć do siebie. Szambozłomiarz normalnie ! Kierowca jednak szybko zobaczył zgubę na asfalcie, z piskiem opon zatrzymał ciężarówkę i z wielkim łomem wyleciał na biednego dziadka ledwo co ciągnącego złom, krzycząc jakieś przekleństwa po rumuńsku. Dziadek przystanął, popatrzył się, rzucił z powrotem rurę i po 2 sekundach już go nie było. Ciekawe, czy polscy złomiarze byliby szybsi :D
Dalsza droga była spokojna, wypłaszczyło się przed Dunajem. W końcu dojechaliśmy do miasta granicznego, trzeba było jednak przeprawić się promem przez rzekę. Rozlatujący się prom, na który wyszły chyba 4 tiry, masę osobówek i dwa rowery, kosztował nas 13 lei za jeden pojazd, bo potraktowano nas jako motocyklistów. Prom wręcz dryfował przez Dunaj, przepłynięcie na drugą stronę zajęło mu dobre 30 minut. Przetrzepano nam paszporty dziwnie się patrząc i wjechaliśmy do Bułgarii.
Poszukiwania noclegu rozpoczęliśmy około 20, jednak przez 2 wsie nic nie mogliśmy znaleźć. Warto także wspomnieć o miłym panu na rowerze, który wyprowadził nas z miasta Vidin i postawił kawę na stacji.
Zrobiło się ciemno, a my dalej jechaliśmy. Zaczęły się pola. Dopiero o 23 znaleźliśmy dogodne miejsce do rozbicia się, a dokładnie na wielkim polu słoneczników. Szybki makaron i do spania. Nigdy nie widziałem tylu gwiazd na niebie co wtedy.
Zrobiliśmy 162 km w 10 godzin, a zrobiłem tylko dwa zdjęcia :D:
Przeprawa przez Dunaj:
Gwiazdy:
Kategoria 100-200 km, BAŁKANY 2011
komentarze
Pozdro!