Powrót ze zlotu
-
DST
94.62km
-
Czas
04:59
-
VAVG
18.99km/h
-
VMAX
70.00km/h
-
Temperatura
20.0°C
-
Sprzęt Merida TFS 100 V
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dzień 1
W nocy prawie nie zmrużyłem oka. Ktoś paskudnie chrapał w namiocie, że aż ziemia drgała, a poza tym było dosyć zimno, bo w nocy temperatura spadła pewnie do około 0 C. Budzik miałem nastawiony na 4:30, jednak wstałem o 3:30, bo i tak pewnie bym nie usnął. Szybko się spakowałem namiot i resztę szpeju, poczym wykorzystałem schroniskową kuchnię, żeby przygotować sobie śniadanie. Udało się też zrobić herbaty do termosu, co po zjazdach z czekających mnie przełęczy było szczególnie przydatne. Wyjechałem po godzinie 5.
Od razu, na miły początek, czekał mnie podjazd na przełęcz Kubalonkę ( 758 m n.p.m. ). Poszedł w miarę sprawnie, słońce zaczęło wyłaniać się zza szczytów, jednak nadal było zimno. Narzekać mogę jedynie na tragiczny stan asfaltu na podjeździe od strony Istebnej. Zjazd był chyba najlepszy z całej trasy, nową drogą z dużą ilością serpentyn. Przetestowałem wtedy przy okazji marathony i ich przyczepność, wchodząc w 180 przy około 60 km/h. Gleby nie było, więc chyba kleją się dobrze
Dosyć szybko zjechałem do centrum Wisły, gdzie na rondzie skręciłem na drugą czekającą mnie przełęcz – Salmopol (934 m n.p.m. ). Tu prędkości zmalały, bo od samego początku droga zaczęła się ciągnąć lekko w górę, przez co nie dało się jechać szybciej niż 15-16 km/h. Po przejechaniu obok skoczni w Malince zaczął się właściwy podjazd pod przełęcz, trwający około 6 km razem z serpentynami. Spodziewałem się trochę krótszego, więc każdy zakręt dłużył mi się w nieskończoność. W końcu jednak zdobyłem siodło, gdzie po krótkich postoju zacząłem zjazd do Szczyrku. Niestety na zjeździe dogoniłem autobus, który wlekł się 30-45 km/h, przez co w ogóle nie poszalałem.
Dalsza droga była mało przyjemna., przed Bielskiem trafiłem na strasznie ruchliwą drogę, w samym Bielsku pogubiłem się strasznie przez trwające remonty, przez co straciłem około 1,5 h. Nie wspomniałem na wstępie dlaczego tak się spieszyłem i dlaczego tak wcześnie musiałem wstać – otóż o godzinie 15 był ślub mojej kuzynki, a potem wesele, więc musiałem zdążyć.
Gdy w końcu udało się znaleźć drogę na Wilanowice, było już dosyć późno. Dodatkowo pogubiłem się przed Brzeszczami i straciłem pewnie dodatkowo jakąś godzinę. Nie było zatem innej opcji jak zadzwonić po transport, żeby nie mnie przyholował do domu. Swoją wycieczkę zakończyłem więc w Oświęcimiu, do którego dojechałem około godziny 12:30.
Ale pomimo tego awaryjnego powrotu, było naprawdę bardzo fajnie. Poznałem sporo sympatycznych ludzi, pokręciłem po górkach i w końcu w namiocie pospałem. Warto było się trochę namęczyć, za rok trzeba będzie to powtórzyć
Zdjęcia z dziś słabiutkie, bo z mojego telefonu.
Zapakowana merida:
Przełęcz Kubalonka:
Skocznia:
Przełęcz Salmopolska:
Pozdrawiam
Kategoria 50-100 km
komentarze
W Wilamowicach na rynku trzeba było skręcić w prawwo i cały czas prosto dojechałbyś do Oświęcimia to około 20 km:)
Na Salmopol od strony Wisły podjazd tez daje w tyłek nie źle,gratuluje samozaparcia.
pozdrawiam:)