Gran Canaria 2011
-
DST
114.30km
-
Teren
5.00km
-
Czas
05:55
-
VAVG
19.32km/h
-
VMAX
72.00km/h
-
Temperatura
29.0°C
-
Aktywność Jazda na rowerze
Podczas 3 dniowego, weekendowego pobytu na Wyspach Kanaryjskich, a dokładnie Gran Canarii, udało się wypożyczyć rowerki i przejechać małą rundkę na najwyższy szczyt wyspy - Pozo de las Nieves ( 1949 m. npm )
Sama wyspa na początku robi wrażenie surowej i niedostępnej. Jeśli nie liczyć plaż rozciągających się nad Oceanem Atlantyckim, to rzeczywiście, jest ona sucha. Nie ma co jednak się dziwić, ponieważ jest to wyspa wulkaniczna – nawet swoim kształtem przypomina stożek wulkanu.
Przygodę z rowerem rozpoczęliśmy ( ja i Symfonian ) w miejscowości Playa del Ingles. Wypożyczenie crossowych Cannondale kosztowało nas 12,90 euro za 10 godzin, więc cena całkiem przystępna, zwłaszcza, że sprzęt był bardzo dobrze utrzymany. Trasę ustaliśmy przed wyjazdem, więc pozostawało tylko podążać z mapą w stronę środka wyspy :)
Oczywiście na sam początek czekał nas podjazd. Całkiem nie byle jaki podjazd, bowiem trzeba było dostać się z poziomu morza na prawie 2000 m. npm. Droga, choć główna, była bardzo spokojna i świetnie utrzymana. Wspinaliśmy się powoli coraz to wyżej, odkrywają co chwilę nowe, piękne widoki na wysokie, nagie skały i głębokie kaniony. Czasami trafiał się zjazd, lecz był on na tyle krótki, że nie można było odpocząć.
Podjazd miał ponad 40 km. Na wysokości 1600 m znaleźliśmy się ponad poziomem chmur, które zalały w części wyspę. Widoki były naprawdę niesamowite, jechaliśmy nie przejmując się zupełnie palącym słońcem. Znalazł się też odcinek szutrowy, postanowiliśmy odbić z głównej drogi i parę kilometrów przejechaliśmy w terenie.
Na szczycie widoki przekroczyły najśmielsze oczekiwania, było widać wszystko dookoła, jak na palcu mieliśmy całą wyspę. Na horyzoncie pokazała się także Teneryfa ze swoim najwyższym szczytem.
Po chwili odpoczynku przyszła kolej na szalony zjazd. Tak poprowadzonych dróg nie widziałem nawet w Alpach – ostre jak agrafki zakręty 180’, nachylenie sięgające ponad 20%, do tego szerokość na półtora samochodu. Całość wypełniały nieziemskie widoki na ocean i góry. Pierwszy raz udało mi się nagrzać na zjeździe v-ki w taki sposób, że nie można było dotknąć obręczy :) Zjazd był także niesamowity, w miejscowości Ingenio jest poprowadzona główna droga, prosta jak drut, bez żadnego zakrętu. Do tego wystarczy stałe nachylenie ponad 15 % i 5 km takiej drogi – przepis na pobicie rekordu prędkości gotowy. Niestety nie miałem licznika i nie chciałem ryzykować zepsucia roweru, więc tylko pewnie lekko ponad 70 tam miałem ( samochody trzeba było wyprzedzać :P )
Ostatni etap wycieczki odbył się już po lekkich pagórkach. Najpierw mieliśmy cudowny wiatr w plecy, silny jak cholera – bez pedałowania utrzymywaliśmy ponad 40 km/h ! Niestety chwilę potem wiatr się idealnie zmienił w drugą stronę i już takich prędkości nie mieliśmy... :( Poza tym zatrzymała nas policja i chciała wlepić po 200 euro mandatu za brak kasku, ale powiedzieliśmy, że my jesteśmy z Polski i nie mamy piniendzy – poskutkowało, ale pan policjant kazał nam prowadzić rowerki ;D Podprowadziliśmy na pierwszą górkę, zniknęliśmy z pola widzenia i bach na rowery ;)
W mieście pokręciliśmy się jeszcze trochę, po czym oddaliśmy rowerki i poszliśmy na plażę:)
W sumie wyszło 2500 metrów przewyższeń :)
Zdjęcia więcej powiedzą:
Pierwsze widoki:
Dominik na serpentynce:
Jedziemy dalej:
A oto nasza wyspa:
Doganiany chmurki:
Na szuterku:
I przeganiamy chmurki:
Widok ze szczytu na Teneryfę:
Nasze bryczki, widok na południową stronę:
Pora na zjazd ! :
Plaża w Playa del Ingles:
Po rowerku kabanos i browarek się należą :):
I najlepsze na świecie wino też ! Don Simon króluje ! :
Pustynia na południu. Tak, ten typek na wydmie to ja :D
Na pustyni spotkaliśmy też Jezusa. Czarnego Jezusa :P A tak na serio to zapewne Muzułmanin, modlił się w 4 strony świata o zachodzie słońca.
I zachód na koniec :) :
Kategoria 100-200 km, Tanie loty
komentarze
PS. Bardzo fajne zdjęcia:)
Nic więcej nie jestem w stanie powiedzieć. Nawet zważywszy na moją "dziennikarską przeszłość" z czasów studiów ;)
Pięknie...
yyyyyyyyyyymmmmmmmmmmmm lepiej się zamknę :)