vanhelsing prowadzi tutaj blog rowerowy

vanhelsing

SZALONY ROWERZYSTA

Wtorek, 24 marca 2009 | dodano: 24.03.2009

Naczytawszy się tych wszystkich dyskusji o kierowcach i rowerzystach, pomyślałem, że warto by opowiedzieć o pewnej interesującej przejażdżce...

Był piątek. Piątki są zwykle niezłe, bo za kółkiem siada wielu odpitych nastolatków, nie brakuje też wkurzonych gości, którym spieszy się z pracy do domu. Poza tym w fabrykach jest to często dzień wypłaty, więc po szosach krąży sporo typków w terenówkach, którzy szukają zaczepki, popijając jeden browar za drugim. Prawdziwy raj dla rowerzysty.

Załadowałem pełny magazynek do swojego MAC-10 i przymocowałem drugi pod siodłem. Karabin nie jest zbyt ciężki i zgrabnie wchodzi do uchwytu na bidon. Do kieszeni koszulki włożyłem dwa granaty, a ramboidalny nóż do pochwy na przednim widelcu. Na wszelki wypadek zabrałem jeszcze granat zapalający i upchałem go do ostatniej wolnej kieszeni. Zwykle wożę nieco mniej sprzętu, ale to w końcu piątkowa noc...

Pierwszego dopadłem raptem milę od domu. To był typ A, semipsychotyczny biznesmen-japiszon w beemce, któremu nie podobało się, że zajmuję przed nim pół metra szerokości pasa, więc oznajmił mi to przy pomocy klaksonu i środkowego palca. Ciężko jest trafić jadący samochód z jadącego roweru, nawet przy użyciu karabinu maszynowego. Musiałem puścić cztery serie, zanim trafiłem w bak i auto rozbłysło płomieniami. Na szczęście przed wybuchem gość zdołał zjechać na pobocze, co oszczędziło mi szukania drogi przejazdu wokół płonącego wraku.

Następny napatoczył się dopiero po pięciu czy sześciu milach. Para gnojków w starym Camaro podjechała do mnie z boku. Pasażer zaszczekał przez okno niczym pies, po czym kierowca depnął na gaz i oddalili się z piskiem opon, w chmurze spalonego oleju. Tym razem szczęście mi dopisało - nie musiałem się mozolić z karabinem, bo dopadłem ich na czerwonym świetle. Zjechałem na środek drogi, żeby wziąć ich od strony kierowcy. Kiedy ten ostatni mnie zobaczył, zaczął coś bluzgać, ale nie wiem dokładnie, o co mu chodziło, bo urwał w pół zdania, zobaczywszy, jak granat wpada przez uchyloną szybę na tylną kanapę. Kątem oka widziałem, jak usiłują go dosięgnąć, ale nie dali rady. Szkło i odłamki zniszczyły nieco auto stojące przed nimi, ale nic nie mogłem na to poradzić. W końcu w każdej wojnie zdarzają się niewinne ofiary.

Ponieważ miałem już dość ruchu ulicznego, skierowałem się na wieś. Gdy mijałem pewne podwórze, wypadły z niego dwa ogromne dobermany, obierając kurs przechwytujący. Osadziłem je w miejscu jedną serią, po czym dołożyłem jeszcze trochę w okna domu, żeby przypomnieć wieśniakowi o obowiązującym prawie, które nakazuje trzymać psy na smyczy.

Niedługo później usłyszałem za sobą ryk grubych opon. Obejrzawszy się, ujrzałem wielką półciężarówkę Forda, jedno z tych monstrów, co mają podwozie dobry metr nad ziemią. Gdy się jeszcze zbliżyła, przez dźwięk opon mogłem dosłyszeć jeszcze dobiegającą z kabiny głośną muzykę country. W środku siedziało dwóch mężczyzn w kowbojskich kapeluszach i piło piwo z puszek. Archetypalne auto farmerskie.

Miałem ochotę wysadzić ich od razu, ale zaczekałem, żeby się przekonać się, co też zaplanowali. Czasem tacy goście grzecznie cię wyprzedzają i tyle, ale nie tych dwóch, o nie! Facet na fotelu pasażera trzymał w ręce styropianowy pojemnik pełen lodowatej wody, którą zamierzał wylać przez okno na niżej podpisanego. Niczego więcej nie potrzebowałem. W chwili, gdy auto zrównało się ze mną i gość chciał się wziąć do roboty, puściłem mu przez okno serię. Niestety, ponieważ kabina była bardzo wysoko, nie dosięgłem kierowcy. Ford jechał dalej drogą, a ja próbowałem ich wykończyć przez zbryzganą krwią tylną szybę, ale - jak na złość! - właśnie skończył mi się magazynek.

Podczas jazdy nie mogłem przeładować karabinu, a kierowca zdążył już zatrzymać auto i zawracał, żeby mnie dopaść. Miałem może dwie sekundy, żeby zadecydować, co robić. Sięgnąłem do kieszeni z tyłu koszulki i wyciągnąłem drugi granat, po czym złożyłem się w zakręt niczym na czasówce, zawróciłem, wyciągnąłem zawleczkę i zerknąłem przez ramię na ciężarówkę, która pędziła już w moją stronę. Teraz trzeba było tylko dobrze wymierzyć. Puściwszy kierownicę, rzuciłem granat, po czym popędziłem przed siebie, ile sił w nogach. Usłyszałem wybuch i poczułem, jak coś ociera się o moje ramię. Obróciwszy się, ujrzałem, jak płonąca ciężarówka efektownie koziołkując wali się do rowu. Gdy płomienie dosięgły baku, nastąpiła druga eksplozja.

Postanowiłem skrócić przejażdżkę, ponieważ moje ramię zaczęło krwawić. Rana była powierzchowna, ale na tyle brzydka, żeby dość mocno dokuczać. Zacząłem żałować amunicji, którą zużyłem na tego palanta w BMW. Muszę kiedyś kupić sobie do MAC-a trochę pocisków smugowych, żeby się lepiej celowało! A zresztą... Przeładowałem karabin, bo byłem pewien, że po drodze do domu spotkam jeszcze paru gnojków i pijaków.

Po kilku milach usłyszałem za sobą wycie policyjnej syreny. Postanowiłem się nie przejmować, licząc, że to nie po mnie jadą, ale się zawiodłem. Radiowóz zwolnił tuż za mną i z megafonu popłynął głos, który kazał mi zejść z roweru i położyć się na ziemi twarzą na dół. Cholera! Wcale nie miałem ochoty wykańczać gliniarza, ale w końcu gdyby dobrze wykonywał swoją robotę, nie musiałbym sam jeździć i zmniejszać populacji szczurów w swojej okolicy. Na szczęście wpadłem na pewien pomysł - przecież miałem jeszcze granat zapalający! Wyszarpnąłem go z kieszonki i rzuciłem na maskę radiowozu, licząc na element zaskoczenia. Nie pomyliłem się: dwóch policjantów było zbyt zdziwionych, żeby zacząć do mnie strzelać. Granat wybuchł i zaczął przepalać maskę, torując sobie drogę do komory silnika. Policjanci zdążyli zatrzymać auto, ale zanim wysiedli, byłem już dobre czterysta metrów od nich. Usłyszałem za sobą strzały, ale z takiej odległości nie mieli szans mnie trafić ze swoich trzydziestek ósemek.

Moja ucieczka trwała jednak krótko. Przed sobą ujrzałem w oddali dwa blokujące drogę radiowozy, za którymi kryli się gotowi do strzału policjanci, a za sobą usłyszałem wycie następnych syren. To już był koniec. Wyciągnąłem MAC-a i zacząłem ostrzeliwać blokadę, kuląc się na rowerze, żeby utrudnić im celowanie. Skoro musiałem zginąć, chciałem chociaż zabrać ze sobą paru z nich. Miałem dobre życie. Zdarzało mi się dobrze bawić. Żałowałem tylko, że polują nie na tego, na kogo powinni. Poczułem, jak coś gorącego rwie moje ramię. Sięgnąłem doń drugą ręką, spodziewając się widoku krwi, ale zamiast tego znalazłem tam rękę mojego kolegi z ławki "Piotrek, Piotrek ! Wstawaj, jest 15, oddaj w końcu tej sprawdzian z geografii i nie śpij na tej ławce !
Poszedłem do domu, przyrzekając sobie, że następnym razem może to nie będzie sen.


Taaa, zaczyna się wiosna, więc standardowo van... jest chory. Nic znowu tam poważnego, tylko oddychać przez nos nie mogę, ale zdąrzyłem się przyzwyczaić. Co wyjdę na rower tom chory, nic, poczekam na cieplejsze, lepsze dni ( tak +12 :/ ) Poza tym nudy, powyższy tekst znalazłem gdzieś na jakimś studenckim forum, a że trochę czasem odzwieciedla nasze uczucia na drodze, pozwoliłem go sobie zamieścić :P

Pozdro :P




komentarze
mogilniak
| 18:38 sobota, 28 marca 2009 | linkuj Ciekawa historyjka :)
Gorące pozdrowienia i receptura na przeziębienie: Gorąca herbata, posłodzona z dużą ilością cytryny i rumu, przy czym herbata jest składnikiem absolutnie zbędnym. Po szybkim wypiciu pod ciepłą kołdrę i na drugi dzień czujesz się jak młody bóg :)) Ale to wszystko pod warunkiem, że to zwykłe przeziębienie, a nie jakaś syfiasta grypa :(
robin
| 09:52 piątek, 27 marca 2009 | linkuj Przez Ciebie się popłakałem ze śmiechu, lubię Koontza on podobnie pisze :) Pozdrawiam
Platon
| 19:25 czwartek, 26 marca 2009 | linkuj Dobry tekst, liczyłem na użycie noża, a tu same serie... :P
Rafaello
| 19:34 wtorek, 24 marca 2009 | linkuj Nie no spoko opowiadanie,wczułem się w rolę.
Czasami by się przydało takiego kałacha miec ze sobą he he he he.
Zdówka życzę bo za parę dni ma byc ciepło :)
pzdr :)
kosma100
| 17:41 wtorek, 24 marca 2009 | linkuj Buahahahaha.
A już myślałam, że masz takie zdolności :)
Pozdrawiam
vanhelsing
| 17:24 wtorek, 24 marca 2009 | linkuj Nawet trzy :P Dzięki i nawzajem :)
Matek
| 17:23 wtorek, 24 marca 2009 | linkuj No i przez przeciążenie serwera dodałem dwa komentarze :D
Matek
| 17:22 wtorek, 24 marca 2009 | linkuj Nie pozostaje mi nic innego jak życzyć zdrowia i lepszej pogody, bo z tej i ja bym się ucieszył :)
Matek
| 17:22 wtorek, 24 marca 2009 | linkuj Nie pozostaje mi nic innego jak życzyć zdrowia i lepszej pogody, bo z tej i ja bym się ucieszył :)
djk71
| 17:18 wtorek, 24 marca 2009 | linkuj Myślę, że czasem podobne odczucia/marzenia/fantazje mają nie tylko rowerzyści... "Normalni" kierowcy spotykający na swej drodze "miszczów kierownicy" również...
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa torzo
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]