Zlot podrozerowerowe.info - Dzień 4
-
DST
54.76km
-
Teren
10.00km
-
Czas
02:57
-
VAVG
18.56km/h
-
VMAX
66.00km/h
-
Temperatura
13.0°C
-
Sprzęt Specialized Tricross
-
Aktywność Jazda na rowerze
Padać zaczęło o 2 w nocy. Niestety taka pogoda utrzymała się do rana i poranek przywitał nas wręcz ścianą deszczu. Złożenie namiotu w tych warunkach nie należało do przyjemnych czynności, no ale jakoś się udało.
Po spakowaniu sakw na rower i pożegnaniu się z ekipą ruszyliśmy małymi grupkami w stronę Grybowa, gdzie znajdowała się najbliższa stacja PKP. Ja zabrałem się z Anją, Dudim i aaMarcinem ;)
Na początek przyszło nam się rozprawić z szutrowym podjazdem na przełęcz, błota było tam sporo :) Potem zjazd i kierunek na Ujście Gorlickie. Tam też zaczęliśmy spotykać kolejne grupy, które wyruszały w różnym czasie. Przejechaliśmy obok Klimkówki i Ropy, po czym jakoś dotarliśmy na stację, wcześniej odwiedzając jeszcze Biedronkę.
Małym problemem okazało się kupno biletów, bowiem zebrało nas się 25 osób, a pociąg odjeżdżał za 30 minut. Pani w okienku lekko nie ogarniała całej sytuacji, gdy każdy chciał jechać gdzie indziej i to z rowerem. Na szczęście udało się wszystkim co do sekundy, ostatni wsiadali prawie w biegu :P
Wydawać by się mogło, że to koniec przygód, no ale przecież teraz podróżowaliśmy z PKP ! Więc przygód było co nie miara. Pierwszy pociąg do Tarnowa był w miarę spokojny, wszyscy zmieścili się bez problemów. Większe jaja zaczęły się na trasie Tarnów-Kraków, gdzie podjechał pociąg totalnie zapchany ludźmi. Wpakowaliśmy się ledwo co, każde wejście do wagonu było zablokowane przez 5-6 rowerów, w taki sposób, że nie dało się ani wejść ani wyjść :P Przebojem była pani konduktorka sporej budowy ( kurde, musiała przeciskać się bokiem przez drzwi w normalnych warunkach, a co dopiero przy takiej masie rowerów ) Biedna kobieta przy próbie przejścia przez pionowo postawiony rower... usiadła sobie na ząbkach korby.. To musiało boleć :)
Była też matka z dzieckiem, której musiałem dzieciaka potrzymać, bo z nim by się nie zmieściła oraz masę genialnych min ludzi próbujących wejść do pociągu, gdy w każdym wejściu widzieli nieprzekraczalną barierę rowerową :D Było bardzo śmiesznie, nie ma co ;)
W trzecim pociągu były już luzy, wracałem z Sylwią. No, może oprócz pijanych synków odpalających petardy w przedziale :D
Wysiadłem w Szczakowej. Lało nadal jak cholera. Po 10 km przyjechałem do domu totalnie przemoczony.
I tak zakończył się 4 dniowy wypad na zlot :) Każdy dzień był udany, każdy przynosił inne wrażenia. Każdy był pozytywny ;)
Parę mokrych zdjęć:
Chwilę przed wyjazdem:
Przed przełęczą:
Wspinamy się pod Klimkówkę:
Jest i pierwsza stacja:
Pociąg rowerowy:
Pozdrawiam :)
Kategoria 50-100 km
komentarze
ale szkoda ze nie moglem wpasc przeciez 2 kroki mam, no ale matura ;/
juz na szczescie koniec ;)
pzdr