Dzień 14 – Serbska gościnność
-
DST
85.42km
-
Czas
05:50
-
VAVG
14.64km/h
-
VMAX
50.00km/h
-
Temperatura
32.0°C
-
Podjazdy
600m
-
Sprzęt Merida TFS 100 V
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dzień mija mile pod znakiem krótkich podjazdów i takich samych zjazdów. Jedziemy cały czas w otoczeniu gór, upał oczywiście nie popuszcza, powoli się do niego zaczynamy przyzwyczajać. Drogi w Serbii są dobre, lecz czas tam zatrzymał się jakieś 20-30 lat temu, na ulicach można spotkać stare Yugo, Zastavy, a nawet Polonezy i Maluchy z lat 70’
W mieście Niś robimy zakupy, kupujemy sobie za parę groszy piwo, makarony, konserwy, wielki kubek czekolady do chleba i jakieś chipsy nawet. Jedziemy dalej, wszędzie można zaobserwować biedę, Serbia najwięcej straciła jako przegrany podczas wojny i nikt im nie pomaga.
Wieczorem trafiliśmy na remontowaną drogę, położony był na razie tylko podkład z jakiś wapiennych kamieni. Kurzyło tam się okropnie, jak przejechało auto to wszystko było białe. Po 3 km takiej trasy opony i sakwy mieliśmy idealnie białe.
Wkrótce zaczęliśmy szukać noclegu. Spytaliśmy się u jednych ludzi, ale niechętnie chcieli nas przyjąć, więc ruszyliśmy dalej. Podczas pytania w drugim domostwie, podjechał nagle zielony peugeot, z którego wychylił się młody gościu i przemówił po angielsku. Powiedział, że słyszał, że szukamy noclegu i że on może nas przenocować, bo ma duży ogród. Był z żoną i małą córką. Pojechaliśmy za nim na rowerach. W domu mieszkała jego babcia i ojciec, natomiast oni sami żyli w innym mieście. Poczęstowano nas przepysznym serbskim piwem Lav i słodyczami ( na dobry początek ). Długo rozmawialiśmy o sytuacji w Serbii, o życiu, pracy i problemach powojennych. Byli też bardzo ciekawi jak się żyje w Polsce, ile zarabia, ile co kosztuje.
Wkrótce jednak młodzi musieli się zbierać, nas natomiast ojciec zaprosił do domu na kolację, na którą podano chleb ( oczywiście wielka pajda wypiekana w domu ), jajecznica, kiełbaski i biały ser swojski. Oczywiście do tego również było piwo Lav, w butelce 1,5l. Smakowało naprawdę wybornie.Dowiedziałem się, że Radko ( bo tak miał na imię ojciec ) służył podczas wojny w serbskiej armii i obsługiwał działko przeciwlotnicze. Był dumny, że mógł strzelać do "mudżahedinów z Kosova"
Udostępniono nam również łazienkę, więc pojedzeni i czyści mogliśmy spokojnie zasnąć.
Serbskie krajobrazy:
Takie tam samochody jeżdżą:
Pivo Jeleń, potem Lava 3 litry... Nie oszczędzaliśmy sobie :D:
Przerwa na melona:
Przestrzelone znaki to norma:
Ojj jak tam się kurzyło:
U rodziny:
Kolacja:
Kategoria 50-100 km, BAŁKANY 2011
komentarze
Pozdro!
:) świetna kolacja.
pzdr