Dzień 22 - Mostar
-
DST
85.92km
-
Czas
06:15
-
VAVG
13.75km/h
-
VMAX
52.00km/h
-
Temperatura
32.0°C
-
Podjazdy
2000m
-
Sprzęt Merida TFS 100 V
-
Aktywność Jazda na rowerze
I zaczął się sierpień. Przyszedł troszkę niespodziewanie, praktycznie od początku wyjazdu nie patrzyliśmy na kalendarz, więc tym bardziej poczuliśmy jak szybko upływa czas. To już 22 dzień wyjazdu, kiedy to zleciało?
Pranie przez noc wyschło, wypiliśmy kawę podarowaną przez gospodarzy i ruszyliśmy do Mostaru. Zaczęły się hopki oraz coraz widoczniejsze ślady wojny - mnóstwo ostrzelanych, zrujnowanych domów sterczących w zarośniętych, opuszczonych ogrodach do których nikt nie odważył się od czasów wojny zaglądnąć z obawy na zaminowane tereny.
Mostar jest ładnym miastem, stara dzielnica ma swój urok. Spotkaliśmy tam dużo Polaków, po Medjugorje do drugi etap zorganizowanych wycieczek. Po obejrzeniu mostu i przedarciu się przez turystów, ruszyliśmy dalej, jeszcze bardziej wgłąb terytorium Bośni. Na dobry początek dostaliśmy 6 km podjazd na przełęcz za miastem, mi poszło to bardzo sprawnie, bowiem potrzebowałem tylko 20 minut na dostanie się na górę - w pewnym momencie wyprzedziła mnie z trudem jadąca betoniarka, która jechała 20 km/h cały czas. Biedny Mateusz został w tyle walcząc z upałem i podjazdem, ja natomiast wesoło nie kręciłem pod górkę :]
Wjechaliśmy w górski obszar, nie dziwne zatem, że co chwilę spotykał nas jakiś podjazd albo zjazd.Kolejny podjazd miał już 9 km. Przed nim jednak ktoś zaczął na nas wołać z baru zachęcając do przywitania się. Po raz kolejny okazało się, że zaproszono nas na piwo, tym razem byli to trzej panowie, którzy dumnie opowiedzieli nam o swoim udziale w wojnie oraz przestrzegli przed muzułmanami na północy Bośni słowami "Mudżahediny, pasztet, pasztet" - wskazując na odcinaną głowę. No cóż, narody długo tam jeszcze będą żyć w niezgodzie.
Za podjazdem rozpoczął się krótki zjazd, który szybko się wypłaszczył. Krajobraz zrobił się lekko przerażający - wjechaliśmy w tereny praktycznie wyludnione, co chwilę zza zakrętu wyłaniał się zbombardowany dom. Przejeżdżaliśmy też przez opuszczoną fabrykę, którą otaczało wielkie, zniszczone ogrodzenie z drutu kolczastego i pasiek. Wszędzie walały się jakieś części produkcyjne, zardzewiałe żelastwo sterczało dookoła. Na dodatek pojawiły się olbrzymie, wychudzone owczarki niemieckie, które żerowały na śmietnisku... Lekko tam najedliśmy się strachu.
Zaczęło się ściemniać, więc postanowiliśmy znaleźć nocleg. Najpierw spytaliśmy się obok dużej hurtowni, lecz nam odmówiono. Kawałek dalej zauważyliśmy duży dom przed którym biegało masę dzieci. Rodzice zgodzili się od razu, rozbiliśmy namiot w parę chwil. Przyniesiono nam znowu piwa, na ławce próbowałem, poprzez córkę, opowiedzieć naszą trasę i historię. Urządziłem mały pokaz z aparatu, wszyscy byli zaskoczeni i pełni podziwu. Po chwili... zaproponowano nam, że przecież możemy spać w domu, bo w namiocie będzie zimno! Hurra, znowu będziemy mogli się wyspać na łóżkach! Dostaliśmy osobny pokój gościnny ze świeżą pościelą i zaproszono nas na kolację ! W wielkim salonie delektowaliśmy się suszoną domową szynką, naleśnikami, domowym chlebem z nutellą i miodem, pysznym sokiem brzoskwiniowym... ahh, najedliśmy się wtedy dobrze :)
Posiedzieliśmy do 24 rozmawiając o Polsce, Bośni, podróżach i wielu innych rzeczach, po czym najedzeni, czyści i pachnący położyliśmy się spać. Gdy już zasypialiśmy, ktoś zapukał do pokoju - wszedł sąsiad, który siedział z nami na kolacji i z portfela wyciągnął.... 20 euro, mówiąc że to dla nas na piwo! Nie chciałem przyjmować pieniędzy, lecz usilnie mi zostały wciśnnięte w rękę. Sąsiad szybko wyszedł, zostawiając mnie lekko zamurowanego. No przecież ludzie są niesamowici !
Ruszamy na Mostar:
Bieda jest widoczna na każdym kroku:
Cmentarz w Mostarze:
Mostar:
Kawa po bośniacku:
Maja, sympatyczna Bośnianka :) :
Panowie od piwa:
Pycha !:
Po 9 km w górę czekam na Mateusza:
Miś Meridek i flaga:
Krajobraz powojenny:
Zachód:
Nasi dobrzy gospodarze:
Kategoria 50-100 km, BAŁKANY 2011
komentarze
...branżowy,potoczny,wulgarny!:))