0-50 km
Dystans całkowity: | 8618.88 km (w terenie 1683.59 km; 19.53%) |
Czas w ruchu: | 433:28 |
Średnia prędkość: | 19.89 km/h |
Maksymalna prędkość: | 73.00 km/h |
Suma podjazdów: | 1500 m |
Liczba aktywności: | 378 |
Średnio na aktywność: | 22.86 km i 1h 08m |
Więcej statystyk |
Praktyki
-
DST
15.00km
-
Czas
00:39
-
VAVG
23.08km/h
-
Temperatura
20.0°C
-
Sprzęt Merida TFS 100 V
-
Aktywność Jazda na rowerze
Pomiędzy kropelkami deszczu =)
A żeby nie było pusto to wstawiam zdjęcia z niedzielnego ASG:
https://picasaweb.google.com/vanhelsingjaw/ASGFAKRO110911?authkey=Gv1sRgCPyur5ezos7hggE
Porobiłem 20 minut zdjęcia, po czym dołączyłem do gry. Emocje niesamowite, ślady po kulkach mam do dziś :P
Kategoria 0-50 km
Praktyki
-
DST
15.00km
-
Czas
00:41
-
VAVG
21.95km/h
-
Temperatura
27.0°C
-
Sprzęt Merida TFS 100 V
-
Aktywność Jazda na rowerze
Siodełko już prawie nie strzela, aż lepiej się jedzie. Dziś fajnie ciepło.
Kategoria 0-50 km
Praktyki
-
DST
15.00km
-
Czas
00:40
-
VAVG
22.50km/h
-
Temperatura
26.0°C
-
Sprzęt Merida TFS 100 V
-
Aktywność Jazda na rowerze
Nudy. Wyczyściłem dziś siodełko, nasmarował łączenie ze sztycą. Mam nadzieję, że jutro nie będzie strzelać.
Kategoria 0-50 km
Praktyki
-
DST
15.00km
-
Czas
00:40
-
VAVG
22.50km/h
-
VMAX
29.00km/h
-
Temperatura
24.0°C
-
Sprzęt Merida TFS 100 V
-
Aktywność Jazda na rowerze
Pojechałem godzinę wcześniej, skończyłem dwie godziny wcześniej :) System spedycji padł na 3 godziny, miałem czas planować następne wyprawy i poszukać drugiego obiektywu do Nikona. No i dwóch rumuńskich kierowców biło się na magazynie o rampę.. :D
A dziś francuscy znajomi dodali zdjęcia z naszego spotkania w Zatorze:
Kategoria 0-50 km
Praktyki
-
DST
15.00km
-
Czas
00:41
-
VAVG
21.95km/h
-
Temperatura
26.0°C
-
Sprzęt Merida TFS 100 V
-
Aktywność Jazda na rowerze
Coś mi strzela w Meridzie na każdej dziury, tak jakby siodełko albo sztyca. Niedobrze :/
Kategoria 0-50 km
Praktyki
-
DST
15.21km
-
Czas
00:43
-
VAVG
21.22km/h
-
Temperatura
28.0°C
-
Sprzęt Merida TFS 100 V
-
Aktywność Jazda na rowerze
Na Meridzie na praktyki. Trzeba będzie jeździć cały wrzesień :/
Kategoria 0-50 km
Po Jaworznie
-
DST
11.50km
-
Czas
00:27
-
VAVG
25.56km/h
-
Temperatura
30.0°C
-
Sprzęt Specialized Tricross
-
Aktywność Jazda na rowerze
Głównie miasto, nie chce mi się wygrzebywać singla z piwnicy, to jeżdżę na specu.
Cały czas piękna pogoda.
Kategoria 0-50 km
Po Krościenku
-
DST
21.50km
-
Czas
01:01
-
VAVG
21.15km/h
-
VMAX
55.00km/h
-
Temperatura
25.0°C
-
Sprzęt Specialized Tricross
-
Aktywność Jazda na rowerze
Błąkanie się po Krościenku ;)
Parę zdjęć z krótkiego pobytu:
Spadające Perseidy:
Imprezowo ! :D
Oświetlony stok:
Hondzia:
Wrócić postanowiłem autem:
Kategoria 0-50 km
Dzień 30 - Polska
-
DST
48.90km
-
Czas
02:53
-
VAVG
16.96km/h
-
VMAX
45.00km/h
-
Temperatura
22.0°C
-
Podjazdy
450m
-
Sprzęt Merida TFS 100 V
-
Aktywność Jazda na rowerze
Czas leci nieubłaganie i nawet najlepsze momenty szybko przemijają. Tak było i tym razem, nie pamiętam bowiem kiedy zleciało 30 dni w podróży. Przez ten okres przejechaliśmy wspólnie z Mateuszem prawie 3000 kilometrów na rowerach, poznaliśmy mnóstwo przyjaznych ludzi, których nie zapomnimy do końca życia oraz przeżyliśmy niesamowitą ilość przygód, które długo będziemy wspominać. Czas jednak gnał na przód, trzeba było wracać do domów.
Obiecany poprzedniego dnia transport stał spokojnie na strzeżonym parkingu. Parking był tak wielce strzeżony, że bez problemu udało mi się dostać na jego teren, nie niepokojąc nikogo. Kierowca, Damian, już nie spał i przygotowywał się do dalszej drogi. Do Polski wiózł długie, metalowe pręty przeznaczone na budowę, ale znalazło się na naczepie miejsce i na mój rower. Odpiąłem sakwy, przymocowałem rower sznurkiem do metalowej konstrukcji i z nieukrywaną ulgą wsiadłem do kabiny. Motor sprawni odpalił i po chwili pędziliśmy już po węgierskich drogach. Czas mijał bardzo miło, rozmawialiśmy dużo o pracy na Tirach, podróżach i różnych momentach podczas naszych wojaży. Damian jechał na Bratysławę, aby potem, na przejściu granicznym w Rajce odbić na północny zachód i dotrzeć do Wrocławia. Co prawda nie było to mi zupełnie po drodze, ale przecież dostanę się do Polski. Na przejściu w Rajce użyliśmy jednak CB radia, pytając się w eterze, czy któryś z licznych tam Polaków nie jedzie w stronę Cieszyna, czyli drugie popularne przejście.
Po krótkim czasie odezwał się głos starszego mężczyzny, który zgodził się mnie zabrać razem z rowerem. Szybkie przepakowanie na następną naczepę ( tym razem rower ledwo co wszedł, przestrzeń ładunkowa była prawie po brzegi wypakowana kosmetykami i różnymi środkami sanitarnymi ) i już siedzę w kabinie. Jechałem prawie nowym Dafem, co w porównaniu z wysłużonym Dafem poprzednika, tłukącym się na każdej dziurze, było o wiele bardziej przyjemniejsze. Pan Henio, bo tak miał na imię mój kierowca również okazał się chętnym do rozmowy człowiekiem. Dużo, oj dużo dowiedziałem się od niego o pracy kierowcy, miałem szansę usłyszeć o różnych przygodach, kradzieżach czy też prób przemytu wszelakich dóbr, bo pan Henio jeździł już ponad 30 lat w jednej firmie. Rozmowy schodziły prawie na każdy temat, na każdej przerwie natomiast piliśmy po piekielnie mocnej kawie i zagryzaliśmy ją ogórkami, które żona pana Henia zawsze przygotowuje mu na trasę. Czas mijał sympatycznie, ciężarówka z lekkim ładunkiem sprawnie pokonywała kolejne wzniesienia na Słowacji. Ani się obejrzałem a byliśmy w Polsce. Miejscem przeznaczenia kosmetyków był Mikołów, więc dziękując za pomoc i „podwiezienie” rozstaliśmy na stacji benzynowej. Stąd miałem już tylko 50 kilometrów do domu. Ruszyłem spokojnym tempem przez Tychy i Mysłowice. W Jaworznie czekała już na mnie ciocia z pysznym obiadem, nie zabrakło kapusty, kurczaka, kanapek i wielu innych rzeczy. Rodzice w tym czasie wypoczywali w górach ( w które to pojechałem od razu z rana na drugi dzień, oczywiście na rowerze, robiąc prawie 180 km ), więc dom miałem tylko dla siebie. Zmęczony długim brakiem snu usnąłem szybko na własnym, ciepłym i wygodnym łóżku…
Damian:
I jego DAF:
Tu natomiast już DAF pana Henia:
Słowacja:
Pan Heniu nie lubił zdjęć:
Polska, Jaworzno! Dom już niedaleko:
Kategoria BAŁKANY 2011, 0-50 km
Dzień 27 - W świątyni Śri Krishna
-
DST
44.05km
-
Czas
02:27
-
VAVG
17.98km/h
-
VMAX
51.00km/h
-
Temperatura
35.0°C
-
Podjazdy
400m
-
Sprzęt Merida TFS 100 V
-
Aktywność Jazda na rowerze
Spanie na betonie nie należy do najprzyjemniejszych odczuć, więc budzimy się szybko, zwłaszcza, że obok garażu tworzył się jakiś sztuczny tłum. Okazało się, że to ludzie ze społeczności Śri Krishna, którzy wieczorem przyjechali na swoje modlitwy, teraz przemieszczają się do następnej wioski, gdzie mają swoją główną siedzibę.
Podeszło do nas starsze małżeństwo i rozpoczyna rozmowę, opowiadamy im skąd jesteśmy i gdzie jedziemy, po czym… zostajemy zaproszeni na śniadanie w ich społeczności ! Pakujemy się szybko i zjeżdżamy do wioski, bez trudu odnajdując wielki dom z ogrodem, gdzie kotłowało się sporo osób. Pomimo, że nie odnajdujemy od razu starszego małżeństwa, inni ludzie od razu nas zapraszają na śniadanie. Dostajemy wielką metalową tacę, niczym z pizzy i podchodzimy po kolei do wielkich beczek, gdzie mieniły się różnymi kolorami indyjskie potrawy. Taca szybko zapełnia się pożywieniem, jemy wszystko z nieopisaną radością. Jak się potem dowiadujemy, wszystko było robione na miejscu, z rzeczy, które uprawiano w ogrodzie. Potęgujący się upał w połączeniu z brakiem wiatru nie zachęcał do dalszej jazdy.
Postanowiliśmy pokręcić się po ich wiosce, obserwując zachowania, stroje, tradycję i wiarę. Spotkaliśmy Chorwata, który pracował kiedyś w Polsce, dzięki tej znajomości dostaliśmy po wielkim kawałku przepysznego ciasta, takie smaki pamięta się na bardzo długo. Jednocześnie zaprosił nas na obiad, który miał się odbyć o 14 więc… przystaliśmy na propozycję ! A co, pora zrobić sobie dzień przerwy od kręcenia, zregenerować siły i dobrze pojeść.
Ludzi Ci są niesamowicie przyjaźni, zaproszono mnie do świątyni na mszę, posłuchać i zaobserwować mogłem tradycyjne pieśni i modlitwy.
Po obiedzie ( najadłem się tak, że nie mogłem się ruszyć ) przyszła kolei na medytację. Uczono nas jak należy oddychać, w jakiej pozie to robić, o czym wtedy myśleć i jak połączyć się ze wszechświatem. Wcinaliśmy jakieś ziółka rosnące na łące i wszystko było fajne…
Mieliśmy jeszcze zostać na kolację, ale po całodniowym obijaniu się trochę już nas nosiło, więc pożegnaliśmy się, dziękując pięknie za gościnę ( na drogę otrzymaliśmy wielki worek przepysznych rogalików smażonych na ghi, czyli tradycyjnym maśle wyrabianym według specyficznej receptury. )
Droga była spokojna, przejechaliśmy około 30 km, aby zatrzymać się u starszej kobiety na małym wzgórzu, skąd było widać całą okolicę. Zasypiamy z pełnymi brzuchami. To był dopiero dzień !
Jadło!:
Ucieszony van:
Po śniadaniu pora na parę zdjęć:
W świątyni:
No to obiad:
Ruszamy dalej:
I rejestracja serbska na koniec, pół Europy ją woziłem:P
Kategoria 0-50 km , BAŁKANY 2011