vanhelsing prowadzi tutaj blog rowerowy

vanhelsing

Grecja - dzień 11

  • DST 107.73km
  • Czas 05:14
  • VAVG 20.59km/h
  • VMAX 61.50km/h
  • Temperatura 38.0°C
  • Sprzęt Merida TFS 100 V
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 19 czerwca 2009 | dodano: 08.07.2009

Wstajemy po godzinie 7, ponieważ trzeba się spakować i przygotować do wyjazdu. Nie musimy za to robić śniadania, bo w cenę noclegu mamy także wliczony poranny posiłek. Po godzinie 8 udaje nam się wszystko ogarnąć i wyjeżdżamy z Aten w kierunku Koryntu. Wydostanie się ze stolicy przychodzi nam o wiele łatwiej niż z Salonik – tutaj ruch jest jakoś bardziej uporządkowany. Kierujemy się na Aspropirgos, dzięki czemu omijamy ruchliwą autostradę, która przedwczoraj tak nam się dała we znaki. Zaraz za Atenami wymieniam Piotrkowi dętkę w oponie, bo przy tym upale klej nie wytrzymał i łatka po prostu się odkleiła. W stronę Aspropirgos mamy wiatr w twarz, jednak odbicie na Korynt zmienia sytuację, dzięki czemu możemy jechać na prostym przez pewien odcinek czasu ponad 35 km/h.
Gdy znajdujemy się na wysokości portu Pireus, naszym oczom ukazuje się zapowiedź całego dzisiejszego dnia – widzimy morze Kreteńskie, które zaskakuje nas swoimi barwami. To nie to samo, co morze Egejski czy Trackie – tutaj zaobserwować można przede wszystkim przejrzystość i czystość tego morza, a także i jego kolor. Mieniące się od lazurowego po ciemny błękit barwy sprawiają, że ten odcinek zapamiętamy szczególnie dobrze. Spokojna trasa poprowadzona wzdłuż morza oraz wzdłuż autostrady powoduje, że pomimo rosnącego gorąca, mamy wielką chęć jechania dalej. Nie straszne nam co chwilę pojawiające się podjazdy czy serpentyny – piękne widoki zakrywają wszystko, możemy jechać nawet pod największe góry. Po około 80 km zatrzymujemy się na plaży na obiad. Po obiedzie oczywiście obowiązkowo kąpiel w czystym morzu. Niektórzy sobie nurkują, inni zbierają muszelki, a jeszcze inni skaczą do wody z kamiennych bloków. Jest po prostu pięknie.
Po tej sjeście wyruszamy dalej, aby dotrzeć w końcu do Koryntu. Przejeżdżamy także przez słynne kanał Koryncki, który swoją wielkością robi na nas spore wrażenie. W samym Koryncie trochę się gubimy – okazuje się, że nasz docelowy punkt podróży, czyli starożytny Akrokorynt, leży trochę dalej, za miastem. Bez większych problemów udaje nam się go odnaleźć, okazuje się jednak, że wejście na samą górę jest czynne do 18 – a na zegarkach mamy niestety 19. Postanawiamy zatem zrobić kolację i spakować rowery na przyczepkę – dziś koniec jeżdżenia po kontynentalnej Grecji, samochody zawiozą nas z rowerami na sam dół Peloponezu. Nie mamy czasu na pchanie się przez środek wyspy, a zależy nam na jeździe jak najwięcej wzdłuż wybrzeży.
Cała sytuacja niestety się trochę przeciąga – musimy czekać na Cześka z Kubą, którzy pojechali pociągiem do Paralii po drugie auto, które tam zostawiliśmy. Spóźniają się znacznie, zamiast o umówionej 22 przyjeżdżają o 2 w nocy. Przy zmęczeniu kierowców oraz zapadającym zmroku postanawiamy odłożyć o parę godzin wyjazd i przeczekać do rana. I tu zaczyna się jeden z zabawniejszych etapów naszej wycieczki. Po spaniu przy bramkach, przy drodze tranzytowej czy pod palmami na plaży przyszła kolej na spanie na głównym deptaku w mieście pod samym Akrokoryntem. Śpiwory, karimaty i namioty były upchane pomiędzy rowerami dla ich lepszego zabezpieczenia, dlatego pozostało spać na tym, co kto miał pod ręką. I tak Jakub rozłożył się plackiem na kostce brukowej przed autem otulając się swoim polarem, Rumun klepnął sobie beztrosko pod drzewkiem zasypiając przy dwóch wesołych pieskach stojących cały czas nad nim i czekających na kawałek jedzenia, Grzesiek skombinował sobie dwa krzesła, dzięki czemu spał prawie jak król, Ksiądz wtulił się przy aucie, żeby nie powiedzieć pod autem, a reszta ekipy jakoś się upchała do dwóch samochodów. Klasyczne, totalne, swoiste cygaństwo jak to wiele osób potem nazwało.
Zasnęliśmy nawet szybko przyzwyczajeni do różnych warunków noclegu. To był naprawdę ciekawy dzień :D


Jedziemy sobie zadowoleni:




Monika oraz Maciek:


Jakub:


Oleandrowa droga:




Jazda dalej:


W międzyczasie zadowolony Czesiek wraz z Kubą, używający gps zamiast mapy, próbują trafić do Koryntu, idzie im to całkiem nieźle:


Wybrzeże:




Wszyscy się cieszą z takich widoków:


Co więcej co chwilę zatrzymują się, by robić zdjęcia, tudzież kręcić film:


Ku szkole:


Kanał Koryncki:


Korynckie klimaty:


I korynckie główne deptaki, na których tylko Polacy mogą spać ;) :


Pod Akrokoryntem i zarazem pod naszym hotelem :P


koryncka agora:


Pakowanko:


I cygańskie spanko:






Dzień następny
Dzień poprzedni


Kategoria 100-200 km, Grecja 2009


komentarze
Nefre
| 17:53 poniedziałek, 24 października 2011 | linkuj Piękna wycieczka:))
vanhelsing
| 19:13 poniedziałek, 13 lipca 2009 | linkuj O co chodzi ? Kim jesteś "mamo" ? :P
mama | 18:40 poniedziałek, 13 lipca 2009 | linkuj Żebyście widzieli jak mamunia płacze!!!!!
niradhara
| 17:59 środa, 8 lipca 2009 | linkuj No, żeby zasnąć na takich piernatach to trzeba być nieźle zmęczonym ;)
Misiacz
| 17:38 środa, 8 lipca 2009 | linkuj Łomatko, gdzie Cię poniosło? :)))) A tak naprawdę...tylko pomarzyć. Super sprawa!
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa adkok
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]