Dookoła Tatr - dzień 2
-
DST
104.41km
-
Czas
04:54
-
VAVG
21.31km/h
-
VMAX
65.00km/h
-
Temperatura
27.0°C
-
Sprzęt Merida TFS 100 V
-
Aktywność Jazda na rowerze
Noc nie minęła dobrze, co chwilę się budziłem, bo wydawało mi się, że odgłos potoku to dźwięk burzy, która właśnie zalewa mi namiot. Wstaliśmy o 8, ugotowaliśmy coś ciepłego i lekko się ociągając ( no bo po co się spieszyć jak tak miło słońce przygrzewa ;) ) wyjechaliśmy o 10:30.
Na dzień dobry dostaliśmy długi, bo ponad 30 km zjazd do Liptowskiego Hradoku, gdzie na stacji benzynowej kupiłem paliwo do kuchenki. Lekki zjazd ciągnął się dalej, aż do Liptowskiego Mikulasa. Za miastem wjechaliśmy w tereny rolnicze, które swoim ukształtowaniem zmęczyły nas bardzo. Swoją budową przypominały trochę Jurę. Znajdowaliśmy się w kotlinie pomiędzy Tatrami Wyżnymi a Niżnymi. Dookoła nas roztaczały się cudowne widoki na tatrzańskie szczyty. Piękna pogoda oraz niebieskie niebo tworzyły naprawdę piękną atmosferę.
Następnym dużym miastem na naszej trasie był Rużemberok, gdzie po zakupach w Tesco odbiliśmy na Dolny Kubin, który jak się potem okazało taki „dolny” nie był, bo trzeba było przebić się przez dwa naprawdę duże podjazdy ( 5 i 7 kilometrowe ), które ciągnęły się jakby w nieskończoność. Kwestia pewnie psychiki, gdy człowiek jedzie w góry spodziewa się tych podjazdów i jedzie cały czas, natomiast gdy jedzie do miasteczka z nazwą „dolny” spodziewa się raczej zjazdu i mocno się dziwi, gdy za każdym zakrętem widzi wciąż podjazd.
Zafundowaliśmy sobie jednak dla odpoczynku mały postój przy uroczym malutkim strumyczku, gdzie po rozpaleniu ogniska i ugotowaniu słodkich chwilek nabieraliśmy sił na dalszą drogę.
Za Dolnym Kubinem zjedliśmy obiad, słowacki kotlet przekładany boczkiem i serem razem z frytkami smakuje naprawdę pysznie. Za DK wjechaliśmy na ekspresówkę w stronę Trsteny, którą jechaliśmy około 8 km, nie za szybko, bo ograniczenie prędkości było tylko do 100 km/h :P
Po 100 km zaczęliśmy szukać miejsca na obóz, udało się to przy rzece, za polem odgradzającym od głównej drogi. Od razu rozpaliliśmy wielkie ognisko, które skutecznie odstraszyło chmary komarów. Zagotowaliśmy zupki, posiedzieliśmy trochę przy cieple z ogniska i poszliśmy do namiotu. Tam przy dźwiękach raz-dwa-trzy próbowaliśmy się umyć chusteczkami nawilżającymi, jednak nic to nie dało, dlatego z „lekka” brudni poszliśmy spać.
Widoczek z namiotu:
Górski potoczek obok którego spaliśmy:
Opuszczamy Vysokie Tatry:
Podziwiając jednocześnie Niżne Tatry:
Podziwiamy także komizm sytuacyjny słowackiego języka :D :
Oraz jeszcze komiczniejsze znaki drogowe, czy ten znak oznacza :" Uwaga! Pedofil !" ? :
Tradycjna zabudowa słowackich wiosek:
Przeprawa przez strumyczek:
Wyżej, coraz wyzej...:
Nocne ognisko:
Zdravim ;)
Kategoria 100-200 km, Dookoła Tatr, Góry 2009
komentarze