Dzień 8 – U podnóża Alp
-
DST
115.32km
-
Czas
07:23
-
VAVG
15.62km/h
-
VMAX
63.00km/h
-
Temperatura
24.0°C
-
Sprzęt Merida TFS 100 V
-
Aktywność Jazda na rowerze
To nie koniec dobroci babci, na śniadanie przygotowuje nam prawdziwą ucztę – dostajemy przepyszne ciepłe mleko prosto od jej jedynej krowy, kawę, chleb i marmoladę z niewiadomo czego. Zwiedzamy także jej dom, przypomina on schronienie znachorki, w wielkiej kuchni na półkach olbrzymie ilości słoików z czymś dziwnym w środku, zasuszone kwiatki, tajemnicze, zakurzone figurki. Po izbie co chwilę przebiegają koty. Na koniec babcia przynosi nam wielką, starą księgę i daje długopis. Okazuje się, że jest to księga gości, którzy byli w tym hotelu dawno temu. Wpisy z lat 70 w przeróżnych językach świata robią na nas wrażenie. Dodajemy parę słów od siebie i dziękujemy za nocleg. Na koniec otrzymujemy jeszcze na drogę słodką bułkę. Żegnamy naszą babcię znachorkę i jedziemy dalej, w kierunku Hallstatt. Dojeżdżamy tam drogą rowerową poprowadzoną wzdłuż rzeki. Postanawiamy objechać jezioro, jest to świetna decyzja, bo widoki oraz droga są niesamowite. W samym Hallstatt łapie nas na chwilę burza, ale szybko przechodzi.
Kolejnym celem jest przełęcz Gschutt – czujemy, że jesteśmy w Alpach. Wjeżdżamy na 969 m npm. Zjeżdżamy z niej dosyć szybko i kierujemy się w stronę Bischofshofen przejeżdżając przez cudowny kanion rzeki Salzach. Dookoła piętrzą się wysokie góry, a zachodzące słońce doświetla tylko ich szczyty. Jest cudownie. W Werben, gdzie na wielkim wzgórzu góruje potężny zamek, szukamy noclegu. Znajdujemy go u austriackiej rodziny, w stodole z sianem. Dookoła chodzą baranki wesoło dzwoniąc dzwoneczkami. Gdy gospodarz dowiaduje się, że nie mamy mięsa, daruje nam z kilo wędzonego boczku. Super, będzie mięsko na śniadanie. W nocy robimy jeszcze parę zdjęć gwiazdom oraz otaczającym nas wzgórzom.
Dziś robimy ponad 2500 metrów przewyższenia.
Pamiątkowy wpis do księgi dla babci:
Wjeżdżamy w Alpy:
Objazd jeziora:
Hallstatt:
Zaczynają się cudowne widoki na szczyty:
I pierwsze podjazdy:
Zamek, obok którego spaliśmy:
I gwiazdy na koniec:
Kategoria 100-200 km, Passo dello Stelvio 2010
komentarze
komentował
http://www.facebook.com/janusz.grodecki.3
jeszcze raz powodzenia w dalszych tułaczkach
kolejka wykorzystywana w filmie pochodzi z Ebensee gdzie też byliście/fotomontaż/
http://www.cinema-lifestyle.com/cinematography/filminglocation/locations/whereeaglesdare/index.html
pozdrawiam
jednym słowem SZCZĘŚCIARZE, napaleni rowerowo SZCZĘŚCIARZE! ha! :-)
a kolejny dzień relacji już dawno przeczytany i tak trochę smutaśno się zrobiło że w górę tyle było a deszcz padał buuuuu ;( :)))) ale jeden pochmurny dzień w Alpach = 1/2 słonecznego dnia w górach PL hehe ;-))))
także... natchnienie, przybywaj! :-)
Dziękuję za przeniesienie mojego ducha do Waszych wspomnień z wyprawy.
Zdjęcia zapierają dech, a Babcia "znachorka" to musi być złota Kobieta.
Ja chcę czytać jeszcze jeszcze jeszcze...... :)
Agnieszka /agenciara.
Czekam na kolejne wpisy:)
Pozdro!