Dzień 9 – 15 %
-
DST
59.84km
-
Czas
04:25
-
VAVG
13.55km/h
-
VMAX
68.00km/h
-
Temperatura
13.0°C
-
Sprzęt Merida TFS 100 V
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dzisiejszy dzień z założenia miał być lajtowy. Mieliśmy podjechać jak najbliżej podjazdu pod Hochtor, a że on był niedaleko, więc i kilometrów mało wyszło. Lajtowy do końca jednak nie było, bo zrobiliśmy jedną przełęcz, która mnie osobiście trochę wymęczyła. Dienter Sattel, bo o niej mowa, nie jest jakoś strasznie wysoką przełęczą, ale nachylenie lecące cały czas 15 % potrafi wymęczyć. Ponadto zaliczona jest do europejskich BIGów, więc przełęcz wymagająca.
Praktycznie cały podjazd padało, co nie ułatwiało jazdy. Było też cholernie zimno, w Alpach, gdy się rozpada, to temperatura spada w kilka chwil. Ostatnie 4 km trzeba było jechać całą szerokością drogi trawersując jak się da, bo 40 kilowy rower na prosto nie chciał iść. Na górze rozpadało się jeszcze bardziej, zjazd był lodowaty i niebezpieczny, bo marathony w deszczu sobie dobrze nie radzą. Zjazdu jednak było chwilę, bo zaraz zaczął się drugi podjazd, na 1250 – tym razem jednak poszedł sprawniej. Zjazd z drugiej przełęczy był już dłuższy, ale dziurawa nawierzchnia nie pozwalała poszaleć. W Saal robimy zakupy w Sparze i jedziemy drogą rowerową w kierunku Zell Am See. Nocleg mamy na dużym gospodarstwie pod daszkiem. Dostajemy wrzątku i herbaty. Makaron z boczkiem smakuje wyśmienicie. Przed nami majaczy się wysokie pasmo Grossglocknera...
Pyszny, smażony boczek na śniadanie:
I zaczęło się... :
A może na Tokio uderzamy ? :
Kręte, strome drogi - to już Alpy ! :
W końcu na przełęczy:
Chronimy się pod daszkiem przed deszczem:
Alpy schowane za mgłą:
Nocleg na farmie:
Kategoria 50-100 km, Passo dello Stelvio 2010
komentarze
niesamowite są te relacje.dziekuje!
Tam jest pięknie