Dzień 10 – Großglockner – Hochalpenstrasse
-
DST
92.27km
-
Czas
06:40
-
VAVG
13.84km/h
-
VMAX
78.00km/h
-
Temperatura
21.0°C
-
Sprzęt Merida TFS 100 V
-
Aktywność Jazda na rowerze
Na śniadanie jem pół kilo płatków z litrem mleka. Później będę tego żałować szukając co chwilę na podjeździe na Hochtor kibelka ;) Szybko się zbieramy i dojeżdżamy do Zall am See, skąd zaczyna się podjazd pod najwyższą przełęcz Austrii – Hochtor. Tablica na samym początku mówiąca o 24 km ze średnim nachyleniem 12 % wygląda zachęcająco. Na podjeździe każdy jedzie swoim tempem, więc po chwili każdy kręci samotnie. Kinga z przeciążoną przyczepką zostaje w tyle, Marek z Tomkiem prują do przodu, a ja z początkowym bólem kolan jadę sobie 6-8 km/h cały czas. Zaczynają się cudowne widoki na Alpy. Co chwilę droga wije się serpentynami odsłaniając coraz to ciekawsze widoki. Spotykam parę z Austrii, którzy jadą z sakwami do Chorwacji. Mamy podobne tempo, więc jedziemy razem. Po około 4 godzinach wjeżdżam nam Fischer Torl, szczyt przez przełęczą. Czekamy na Kingę, gotujemy sobie herbatkę i zjeżdżamy około 200 metrów na dół, by znowu rozpocząć podjazd, tym razem już pod Hochtor. Przejeżdżamy przez dwa tunele i w końcu dostrzegamy tabliczkę z napisem 2504 m npm ! Pierwsza poważna przełęcz wyprawy zdobyta. Przed nami teraz tylko zjazd.
Zaczyna się prawdziwe szaleństwo nie mające ze zdrowym rozsądkiem nic. Podchodzące pod wariactwo wyprzedzanie samochodów na serpentynach przy 60 km/h stało się dla nas standardem ;) Z Hochtoru wyprzedziłem około 15 samochodów, w tym Porsche, które wysilało się strasznie na prostych, żeby dogonić Dudka, który jechał przed nim, ale na serpentynach musiał zwalniać. W końcu trafił na wolniejsze auto, na co tylko czekałem, więc przy prędkości 78 km/h wziąłem 2 samochody zaraz przed 180’. Wrażenia niesamowite. Mina gości jeszcze bardziej. Ostry zjazd w końcu jednak musiał się skończyć, lecz jeszcze długo wymijały nas samochody wyprzedzone na zjeździe.
Dalej mieliśmy lekko z górki, zajechaliśmy aż do Winkelrn, gdzie rozbiliśmy się u starszych dziadków na ogródku na idealnie równej trawce. Dali na szlaufa, więc mogliśmy się umyć.
Potem poszliśmy jeszcze z Markiem do restauracji zjeść coś dobrego. Zamówiliśmy sobie kotlet z frytkami, dostaliśmy na olbrzymim talerzu dwa wielkie kawały mięsa i z pół kilo frytek. Do tego austriackie piwo i widok na Alpy – życie jest piękne !
Chłodny poranek z widokiem na dzisiejszy cel:
Zaczyna się zabawa, tablica informacyjna dla pojazdów:
Start z wysokości:
Droga przed bramkami:
I zaczynamy podjazd:
Trzeba uważać na świstaki ;) :
Serpentynki:
Gorąca herbatka na szczycie :
Ubiór - wersja zjazdowa:
Końcowy podjazd pod Hochtor:
Nie zabrakło też śniegu:
Dudek:
Przełęcz zdobyta:
Zjazd:
Nocleg w ogródku:
Kategoria 50-100 km, Passo dello Stelvio 2010
komentarze
Trafiła wam się super pogoda, my przejeżdżając przez Hochtor jechaliśmy w deszczu, a zjazd zrobiliśmy w deszczu z drobinkami lodu... Pozdro
A jaki opis z nutką adrenalinki przy wyprzedzaniu aut na serpentynkach, podświadomie wyobrażałam sobie że powinnam zacisnąć klamki hamulców bo się boję hehehe ;-)
DZIĘĘĘKUUUJEEEMMYYYY :))))))
Aga vel. agenciara.
pozdrawiam