Dzień 12 –Dolomity
-
DST
95.07km
-
Teren
10.00km
-
Czas
07:05
-
VAVG
13.42km/h
-
VMAX
75.00km/h
-
Temperatura
22.0°C
-
Sprzęt Merida TFS 100 V
-
Aktywność Jazda na rowerze
Wstajemy o 6 i ruszamy na podbój Dolomitów. Na szczęście nie pada, ale nisko zawieszona mgła skutecznie maskuje jakiekolwiek widoki. Wjeżdżamy na szutrową drogę prowadzącą przez przełęcz do Cortiny, głównej miejscowości Dolomitów. Po pewnym czasie jednak chmury zaczynają się podnosić odsłaniając nieziemsko piękne góry, które w mglistej otoczce wyglądały obłędnie. Na ścieżce spotykam parę z Modeny, rozmawiam sobie z nimi całkiem swobodnie po włosku. Przełęcz Cimabanche – 1530 m npm wchodzi praktycznie bez zmęczenia, nawet się dziwimy, że to już przełęcz. Do Cortiny dalej zjeżdżamy szutrówką, przejeżdżamy przez stare tunele kolejowe, bo droga ta jest poprowadzona starym torowiskiem. Na zjeździe kolejne widoki, wszystko zmienia się w przeciągu minut.
Przejeżdżamy przez Cortinę i rozpoczynamy podjazd pod drugą przełęcz w Dolomitach – Passo Falzarego. Droga wije się przyjemnie pomiędzy skałami, czasem pojawi się jakiś tunel. Nachylenie nie jest straszne, więc jedzie się super. Podjazd ma 14 km, cały czas 7-10 %. Widoki nie do opisania, nawet nie próbuję ich opisać, zdjęcia pokażą małą część, tam po prostu trzeba być. Czujemy się cudownie.
Cały czas goni nas burza, jednak udaje się nam jej uciec. Z Falzarego po raz kolejny zjeżdżamy jak ostatnie wariaty. Czujemy oddech burzy za sobą, widzimy nawet ścianę deszczu niedaleko za nami. Czas mamy dobry, więc postanawiamy dziś zrobić trzecią przełęcz – Passo Pordoi. Przed nią robimy zakupy w sklepie, dociążam się między innymi 0,7 wódki Kevlich, którą kupujemy pod nasze cudownie higieniczne i zdrowe jedzenie wyprawowe.
Podjazd pod Pordoi ma 33 serpentyny, które są skrzętnie oznaczone, tak że można sobie odliczać ile jeszcze do końca. Był to zaraz za Stelvio najpiękniejszy podjazd wyprawy, bo był całkowicie odkryty, bez drzew i długich prostych. Wszystko było widać z góry.
Uparta burza zachęca do mocniejszego depnięcia na pedały. 2239 m. npm osiągam w gradzie, jednak szybko się chowam pod daszkiem, gdzie razem z Dudkiem i Markiem czekamy na Kingę. Przy okazji montuję telefon na kasku na zjazd, czego rezultaty poniżej. Mały był ruch, ale serpentyny wchodzą ładnie przy ponad 60 km/h. Po chwili nad podjazdem pojawia się piękna, kolorowa tęcza, a słońce tworzy ciepłe, cudowne barwy. Podziwiamy potężną panoramę z przełęczy i zabieramy się do jazdy w dół.
Zjazdu nie muszę opisywać, bo widać go na filmiku ;) Było trochę pusto, dlatego ciekawe są tylko same zakręty i wyprzedzanie jednego autka. Szkoda, że nie nagrałem filmu z Hochtoru albo Stelvio.
Po zjeździe nocleg znaleźliśmy na placu zabaw dla dzieci. Była nawet tam tyrolka, więc się pobawiliśmy jak za starych lat :D W nocy były 3 C, zmarzliśmy okropnie, ale zmęczenie pozwoliło przespać całą noc.
Dolomity przywitały nas widokiem zapierającym dech w piersiach:
Kierujemy się szutrem do Cortiny d'Ampezzo:
I zdobywamy pierwszą przełęcz:
Sieć tuneli ze zjazdu z przełęczy:
W Cortinie:
Zaczynamy podjazd pod przełęcz Falzarego:
I znowu gallerie:
Na przełęczy:
Autobus zablokowany w tunelu na serpentynie:
Droga pomiędzy przełęczami, goni nas ściana deszczu:
Widoczki:
Kupujemy wódkę...:
... i rozpoczynamy podjazd:
Już prawie na górze:
Wreszcie jest !:
Tęcza, i świat jest piękny ! :
Po dłuższym podziwianiu widoków zjeżdżamy na dół.
A o to i film ze zjazdu. "Pedał", bo przy prawie poziomej pozycji ramienia korby zahaczyłem pedałem o asfalt :D :
Kategoria 50-100 km, Passo dello Stelvio 2010
komentarze
Pozdro!
Zdjęcia bajka... jak byście byli w jakimś raju.