Dzień 18 – Venezia
-
DST
125.28km
-
Czas
07:11
-
VAVG
17.44km/h
-
VMAX
40.00km/h
-
Temperatura
22.0°C
-
Sprzęt Merida TFS 100 V
-
Aktywność Jazda na rowerze
Od samego rana na niebie pojawiają się ciemne chmury, które nie wróżą nic dobrego. Na wjeździe do Padovy zaczyna padać. Deszcz nie odstąpi nam już niestety aż do samej Wenecji.
Z Padwie gubimy najpierw Kingę, a potem Marka. Wzajemne poszukiwania sprzyjają jednak zwiedzaniu, bowiem okazuje się, że miasto to jest bardzo ładne, nawet podczas deszczu.
Za Padovą zaczyna lać coraz mocniej. Ponownie się gubimy, tym razem zostaję z Markiem, nie wiedząc gdzie jest Kinga z Dudkiem. Na 40 km przed Wenecją przechodzi nad nami ( a może raczej z nami ) burza, której towarzyszy ściana deszczu. Najgorszy deszcz przeczekujemy pod czynnym dystrybutorem, ale po chwili nas wygania obsługa, więc jesteśmy zmuszeni jechać dalej. Przy okazji się jeszcze gubimy w mieście, próbując znaleźć wyjazd. W końcu się udaje i sypiemy w stronę morza.
Na szczęście przed wjazdem do Wenecji przestaje padać, wychodzi nawet słońce. Przejeżdżamy długi, bo prawie 4 km most i znajdujemy się na wyspie. Odnajdujemy Kingę z Tomkiem, którzy, jak się okazało, cały czas jechali w tej burzy. Rowery zostawiamy na parking comunale per bicicletta ( miejski schowek na rowery, nikt go nie pilnował, w rezultacie czego całe zwiedzanie myślałem tylko i wyłącznie o rowerze ), przebieramy się i idziemy zwiedzać Wenecję.
Miasto ładne, spędzamy tam około 3 godzin. Chodzimy nie tylko głównymi drogami, ale także odwiedzamy najwęższe zakamarki. Tam to dopiero jest klimat ;) Zdjęcia i powrót, który też tam trochę zajął, bo się znowu pogubiliśmy…
Z miasta wyjeżdżamy o 20:30. Jedzie się przyjemnie, więc postanawiamy dziś zrobić nocny odcinek. Jedziemy wzdłuż wybrzeża, ale jesteśmy oddaleni od niego o 30 km, więc nici z widoków. Za Jesolo, po 23:30 szukamy noclegu. Znajdujemy go w jakimś parku krajobrazowym, gdzie przy ryku ptaków rozbijamy namioty. Ptactwo skrzeczy prawie całą noc, co chwilę w krzakach słychać jakieś szmery. Robactwo też nie próżnowało. Czuję się jak w dżungli tropikalnej.
Padwa:
Wnętrze bazyliki:
Złapany ;) :
I czas na zwiedzanie:
Trochę niepocztówkowej Wenecji:
I z powrotem pocztówkowa:
Pożegnanie z wyspą przy zachodzie słońca:
Kategoria 100-200 km, Passo dello Stelvio 2010
komentarze
Poza tym, piękna sprawa:)ta wyprawa:)
Co do Wenecji miałem takie same wrażenia, wielki pływająco cuchnący śmietnik, w którym są stada robali i komarów. Byłem tam wiele lat temu i widać, że nic się nie zmieniło:(