Dzień 19 – Ludzie są cudowni
-
DST
84.03km
-
Czas
04:31
-
VAVG
18.60km/h
-
VMAX
68.00km/h
-
Temperatura
30.0°C
-
Sprzęt Merida TFS 100 V
-
Aktywność Jazda na rowerze
Nocne hałasy zdają się nie mieć końca. Budzę się co chwilę zaniepokojony bliskim skradaniem się niezidentyfikowanych zwierząt. Późne położenie się spać ma swoje następstwa, w rezultacie czego wstajemy o 9:50 i wyjeżdżamy dopiero o 12.
Jedzie mi się bardzo ciężko, kolana bolą cały czas. Jadę swoim tempem, 50 km przejeżdżam samotnie parę kilometrów za grupą. Dłuższy postój robimy pod Intersparem, gdzie robimy duże zakupy. Tam też łapie nas burza, która przechodzi po godzinie. Chwilę jednak po wyruszeniu znowu nas dopada i nie opuszcza aż do końca. Kolejny, tym razem 3 dzień z deszczem.
Droga jest bardzo ruchliwa. Jedziemy wzdłuż wybrzeża, jednak ani razu nie dane nam jest zobaczyć morza. O 19:30 zaczynamy szukać noclegu. Idzie z tym bardzo ciężko. Poza tym Dudek, który robi sobie zabezpieczenie przed deszczem z morowego hamaku straszy ludzi niczym komandos wyskakujący nagle z krzaków. Śmiechu co nie miara, ale przecież gdzieś trzeba znaleźć miejsce.
Udaje się to za 5 razem – znowu trafiamy na złotych ludzi. Starsze małżeństwo przyjmuje nas pod dach, dając kawałek podłogi w warsztacie. Jesteśmy im wielce wdzięczni, ale to nie koniec niespodzianek. Po chwili przynoszą stół, który zapełniają między innymi sałatką z ryżem, bułkami i suszoną, pyszną szynką. Poznajemy także 4 wnucząt, od dziewczyny trochę młodszej od nas dostajemy ponadto ciepłą pizzę. Po rozmowie z naszym gospodarzem dowiaduję się, że ma on ponad 20 wnucząt !
Na domiar tego, dostajemy jeszcze jego domowe wino oraz wielkiego melona przyniesionego prosto z ogródka. Melon smakuje przepysznie, wino też niczego sobie. Na sam koniec udostępniają nam łazienkę, więc każdy może się umyć w gorącej wodzie.
Rozmawiam jeszcze chwilę z naszymi wybawcami i kładę się spać, bo choć czujemy się tu jak w domu, to jednak jutro trzeba będzie jechać dalej.
Prawie jak sawanna:
Mlekomat ! :
Czekając na burzę kupujemy...:
...krakersy za 1 Euro, które będą się walać po sakwach do końca wyprawy:
...włoskie wino, które smakowało całkiem dobrze:
...arbuza...:
... z którego resztek...:
Nadchodzi burza...:
... coraz bliżej:
W końcu zaczyna padać, więc aparat wyjmuję dopiero w domu, żeby nasze dobroci uwiecznić:
Kategoria 50-100 km, Passo dello Stelvio 2010
komentarze
Na cóż była ta miseczka przy arbuzie? ;D
Pozdro!