Dzień 25 – Pociąg
-
DST
75.94km
-
Czas
04:30
-
VAVG
16.88km/h
-
VMAX
60.00km/h
-
Temperatura
27.0°C
-
Sprzęt Merida TFS 100 V
-
Aktywność Jazda na rowerze
Wyjechałem bardzo wcześnie, bo o godzinie 5. Chwilę potem byłem już w Neusiedler, miłe i czyste miasteczko zakończone przyjemnym podjazdem, oczywiście z udziałem drogi rowerowej. Zmierzałem teraz ponownie na Słowację. Krajobraz zmienił się na ciekawy, bo choć było płasko, to setki wiatraków skutecznie wzbudzały zainteresowanie. Przy szumie potężnych skrzydeł przejechałem prawie 50 km, by w końcu dotrzeć do Bratysławy. Wjeżdżałem do niej tą samą drogą, którą 21 dni temu wyjeżdżaliśmy, by dopiero zacząć swoją przygodę. Zrozumiałem wtedy, że czas leci nieubłagalnie i że nawet tak długi wypad w końcu musi się skończyć.
W Bratysławie objechałem jeszcze raz stare miasto, po czym pojechałem na dworzec, aby kupić bilet na pociąg. Nie było niestety zwykłych osobówek, tylko jakieś pospieszne, więc za 230 km trasę zapłaciłem 15 euro. W głównym holu spotkałem małżeństwo z Gdańska, które razem z dwoma córkami wybierało się na rowerze na trasę naddunajską. Dowiedziałem się od nich, że tydzień po naszym przejeździe Dunaj wystąpił z brzegów i cała trasa była nieprzejezdna dla rowerzystów. Mieliśmy szczęście ;)
Pociąg miałem o 13:57. Miła pani konduktor pomogła mi zapakować rower, który został zamknięty w specjalnym pomieszczeniu obok kanciapki kontrolerów. Ja natomiast poszedłem do przedziału. Po chwili dosiadła się młoda dziewczyna z Bratysławy. Zaczęliśmy rozmowę, była pod dużym wrażeniem, gdy pokazałem jej zdjęcia z wyprawy. Nie mogła tez uwierzyć, gdy powiedziałem jej, że mam 20 lat, myślała bowiem, że na pewno jestem już po studiach i mam około 27 lat… ;) Podsumowała mnie krótko:” taki mlady” :) Ja natomiast obstawiłem, że ma 25, jednak okazało, że ma 32 lata… A mogłem powiedzieć, że mam to 27… :D
Basia ( bo tak miała na imię ) wysiadła w Trencinie, jednak zaraz dosiadł się Martin z Puchova, który, jak się okazało, był ostatnio na Hochtorze rowerem, też z sakwami. Był też w Polsce, więc swobodnie rozmawialiśmy. Po chwili jednak do 3 osobowego przedziału wpadła 9 osobowa grupka cyganów z dużą ilością piwa, więc tylko przysunąłem do siebie mocniej sakwę i w tym tłoku nadal gadałem o rowerowych sprawach z Martinem.
Pociąg opuściłem na malutkiej stacji w Kralovany, skąd parkiem narodowym przepedałowałem do Dolnego Kubina. Zaraz za nim zacząłem szukać noclegu, udało się na ogródku u jednej babci. Dostałem cebulę z ogródka, ale nie okazał się to dobry podarunek, bo nie dość, że sobie cały garnek przypaliłem, to jeszcze cebula okazała się okropna w makaronie. Zasypiam myśląc o Polsce, bo ta przecież już jutro.
Pola wiatraków:
Kosiarka na pilota ;) :
Bratysława ponownie:
Zabiedzona stacja Bratysława-Główne:
W równie zabiedzonym pociągu:
Dolny Kubin o zachodzie słońca:
Kategoria Passo dello Stelvio 2010, 50-100 km
komentarze