Toscania 2012 - Dzień 1
-
DST
91.01km
-
Czas
04:33
-
VAVG
20.00km/h
-
VMAX
45.00km/h
-
Temperatura
17.0°C
-
Podjazdy
400m
-
Sprzęt Merida TFS 100 V
-
Aktywność Jazda na rowerze
Na samym początku tej krótkiej opowieści z wypadu w Apeniny i jazdy po Toscani, chciałbym gorąco podziękować Robertowi - kierowcy ciężarówki, który zgodził się mnie zabrać z Polski do Włoch razem z rowerem. Co prawda jest to sposób o wiele dłuższy niż lot samolotem, czy też dojazd osobówką, ale sam motyw drogi, podróżowania oraz ciekawe rozmowy przez całą drogę skutecznie zachęcają do takiego typu wojaży. Dzięki Robert za transport i wyżywienie podczas drogi, na prawdę byłem pod wrażeniem dobrego serca i okazanej pomocy :)
Z Polski wyruszyłem we wtorek o godzinie 20. Niestety tachograf pozwalał tylko na dojechanie parę godzin w Słowację, gdzie na parkingu musieliśmy zrobić pauzę do rana. Nocleg w kabinie ciężarówki jest całkiem wygodny, dwa spore łóżka pozwalają na komfortowe podróżowanie z pasażerem.
Droga przebiegała bez żadnych problemów. Przez Węgry i Słowenię dotarliśmy przed granicę z Włochami, gdzie ponownie trzeba było zatrzymać się na pauzę. Warto wspomnieć o przepysznym żurku, który kierowca ugotował w kabinie. Ponadto dostałem słoik na pierwszy dzień drogi, dzięki wielkie jeszcze raz ! :)
Po wjechaniu do Włoch i zobaczeniu pogody, moje plany o Dolomitach legły niestety w gruzach. Powyżej 1500 metrów cały czas padał śnieg i była minusowa temperatura, poniżej natomiast lał gęsty deszcz. Prognozy pogody nie zapowiadały zmian, więc zupełnie bez sensu było by pchanie się w taką pogodę - nic bym nie zobaczył, zmarzłbym i zmoknął tylko. Postanowiłem więc pojechać bardziej na południe, w stronę Toscani :)
W czwartek około godziny 15 wysiadłem we Florencji. Pożegnałem się z kierowcą, mając jednocześnie kontakt telefoniczny, bowiem w drugą stronę również miałem wracać w ciężarówce. Ruszyłem na zwiedzanie Florencji, miasto jak miasto, nie podobało mi się za bardzo, wszędzie turyści. Uciekłem z niego ścieżką rowerową wzdłuż rzeki Arno, która wyprowadziła mnie po lekkim szuterku do Signy, gdzie to powróciłem na asfalt. Jechało się przyjemnie, ale wiał lekki wiatr w twarz. W Santa Croce spotkałem się ponownie z kierowcą, który był tam na rozładunku. Poratowany zostałem pysznymi kotletami :)
Chciałem dojechać jak najbliżej Pizy, ale co chwilę się gubiłem, więc po chwili trzeba było szukać noclegu. Udało się go znaleźć za dużym wałem, przy wraku starego Range Rovera. Dookoła tylko las i mały klimat grozy ;) Żurek i do spania.
W nocy zaczęło mocno padać, przeszła nawet burza, woda lecąca z wału zbierała się przy namiocie i zaczęło mnie zalewać, 4 letni namiot okazał się już nie taki szczelny. Poratowałem się starymi szmatami upchanymi w dziury i leniwie zasnąłem.
Pauza na Słowacji:
Merida podróżowała z surowymi skórami do garbarni :D :
W wesołych humorach przez kolejne kraje:
Jak w domu :)
Ciężkie chmury nad Włochami:
Florencja:
DDR:
Nocleg:
Kategoria 50-100 km, Toscania 2012
komentarze
Bez urazy,ale najbardziej to mi się podoba fota...
...żurka!:)))