vanhelsing prowadzi tutaj blog rowerowy

vanhelsing

Wpisy archiwalne w kategorii

BAŁKANY 2011

Dystans całkowity:2990.48 km (w terenie 68.00 km; 2.27%)
Czas w ruchu:184:27
Średnia prędkość:16.21 km/h
Maksymalna prędkość:70.90 km/h
Suma podjazdów:30860 m
Liczba aktywności:31
Średnio na aktywność:96.47 km i 5h 57m
Więcej statystyk

Dzień 3 - Słowackie góry

  • DST 117.27km
  • Czas 07:18
  • VAVG 16.06km/h
  • VMAX 58.00km/h
  • Temperatura 28.0°C
  • Podjazdy 1020m
  • Sprzęt Merida TFS 100 V
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 13 lipca 2011 | dodano: 26.08.2011

O 6:40 wyłaniające się słońce dociera do namiotu. Rosnąca temperatura szybko nas budzi, przy okazji zapowiadając gorący dzień. Szybko jednak nastroje nam się polepszają, gdy widzimy w jakim miejscu spaliśmy. Przed nami rozpościera się całe pasmo Wysokich Tatr, cudownie oświetlone przez wschodzące słońce. Ciepłe barwy i błękit nieba.

Poruszamy się główną, ale i spokojną drogą. Asfalty są w dobrym stanie, jednak cały czas towarzyszą nam podjazdy, których pokonywania nie ułatwia wysoka temperatura. Przejeżdżamy przez małe miasteczka i wioski, często towarzyszy nam wtedy ludowa, słowacka muzyka lecąca z głośników przypiętych na słupach. Kto podróżował przez Słowację na pewno spotkał się z czymś takim. Klimat przy takiej muzyce robi się sielankowy i od razu przyjemniej się jedzie.
Do Koszyc, do których jechaliśmy cały dzień, udało się dotrzeć bez problemów. Miasto, a raczej jego centrum i rynek spodobało mi się bardzo, stare kamienice, piękna katedra i nawet nie dużo turystów sprawia że polecam to miasto wszystkim, którzy będą kiedyś w pobliżu.

Z Koszyc ruszyliśmy zatłoczoną drogą kierując się już na granicę węgierską. Słońce jednak chyliło się ku zachodowi, więc zaczęliśmy poszukiwania miejscówki do spania. Najpierw chcieliśmy zapytać się w kościele, ale nikogo w nim nie było. Była za to obok, siedząca na ławeczce, babcia, z którą udało mi się całkiem swobodnie porozumieć. Zawołała swojego syna pytając się, czy nie możemy się u nich rozbić. Również i on zareagował pozytywnie, więc ucieszeni mieliśmy elegancki nocleg w altance. Ponadto pozwolono nam skorzystać z łazienki i udostępniono kuchnię. Gotowaliśmy swój makaron, ale babcia co chwilę doglądała mi przez ramię doradzając czego by tu jeszcze nie można było dodać. Dostaliśmy ponadto pyszną szarlotkę, kawę i sok. Syn babci był mechanikiem i zapalonym fanem muzyki rock, jeździł nawet na koncerty do Krakowa, a w domu miał własnoręcznie zrobione kolumny głośnikowe, które zajmowały całą, 4 metrową ścianę pokoju.
Pojedzeni i zadowoleni mogliśmy spokojnie położyć się spać. Jutro czekały nas Węgry i najprawdopodobniej kolejny dzień gorąca.

Z cyklu: Poranny widok z namiotu: Tatry :






Słowackie krajobrazy:








Koszyce:






Babcia:


Altanka :):


I pies babciny, będzie trochę o nim na początku relacji z dnia 4... :



Kategoria 100-200 km, BAŁKANY 2011

Dzień 2 - Pożegnanie z Polską

  • DST 141.75km
  • Czas 08:01
  • VAVG 17.68km/h
  • VMAX 60.80km/h
  • Temperatura 24.0°C
  • Podjazdy 1380m
  • Sprzęt Merida TFS 100 V
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 12 lipca 2011 | dodano: 26.08.2011

Na śniadanie również dostaliśmy od miłej pani kromki, kawę i sok malinowy. Porozmawialiśmy chwilę na temat naszej wyprawy, celów i trasy, po czym spakowani ruszyliśmy dalej. Wjechaliśmy w polskie góry, tereny mi dobrze znane, jeździłem przecież tamtędy już nie raz. Zaczęły się podjazdy, jednak pochmurne niebo sprawiało, że nie męczyliśmy prawie zupełnie. Za Nowym Targiem zrobiliśmy sobie pierwszy postój, zjedliśmy trochę chleba z boczkiem. Polskę opuszczaliśmy przejściem w Jurgowie. Do jazdy znacząco zachęcał piękny widok nisko oświetlonych Tatr, których wyższe wierzchołki powoli tonęły w szarawej mgle, a podświetlane przez promienie wyglądały naprawdę pięknie. Słowacja przywitała nas podjazdami. W pierwszym sklepie kupujemy na dobry początek po piwku oraz ketchup, który można jeść z wszystkim:)
Zaraz za Tatrami wjechaliśmy przypadkowo do wioski cygańskiej. Próbowałem je omijać, jednak o istnieniu tej jednej nie wiedziałem. Obyło się na szczęście bez obrzucania przez dzieci ziemniakami i kamieniami, ale mieliśmy chwilę zwątpienia, gdy nagle wyskoczyła na asfalt spora grupka młodocianych blokując cały przejazd. Na szczęście rozpędzona ciężarówka skutecznie ich zniechęciła od dalszych, niecnych zamiarów.
Szybko dotarliśmy do Keźmaroku i Vrbova, gdzie to powoli zaczęliśmy szukać noclegu. Jednak w tej części Słowacji gościnność ludzka okazała się być niezbyt duża, nie udało nam się u nikogo znaleźć kawałka trawy ( jak to brzmi :D ), więc po ciemku już musieliśmy szukać czegoś na dziko.
Udało się to generalnie we wsi, podjechaliśmy tylko trochę na wzgórze, gdzie obok wielkich, ubitych stogów siana rozbiliśmy namiot. Ketchup, boczek, piwo i do spania

Jeszcze Polska:




Przejście w Jurgowie:


Prowiant:


Tatry słowackie:


Niebo nad nami :) :



Kategoria 100-200 km, BAŁKANY 2011

Dzień 1 - The beggining

  • DST 59.88km
  • Czas 03:11
  • VAVG 18.81km/h
  • VMAX 70.90km/h
  • Temperatura 26.0°C
  • Podjazdy 720m
  • Sprzęt Merida TFS 100 V
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 11 lipca 2011 | dodano: 26.08.2011

Długo oczekiwany dzień w końcu nadszedł. Co prawda nie obyło się bez jednodniowego opóźnienia, ale ostatecznie poniedziałek stał się terminem rozpoczęcia wyjazdu. Z towarzyszem wyprawy, Mateuszem, spotkałem się w Krakowie, do którego to dojechałem pociągiem ( no ładnie, wyprawa się dobrze nie rozpoczęła, a ja już pociągami sobie podjeżdżam ). Wolałem jednak się wyspać i spakować się dokładnie. O 16:30 ( Mateusz dojeżdżał z Warszawy ) spotkaliśmy się pod Galerią Krakowską. Udało mi się namówić Waxmunda, żeby nas wyprowadził z Krakowa. Ruszyliśmy zatem w trójkę, sprawnie omijając zatłoczone miasto.
Pierwszym większym miastem były Dobczyce, Wax prowadził nas bocznymi i spokojnymi drogami. Zaczęły się lekkie podjazdy, które nie odpuściły nam już aż do Węgier ;) Pierwszego dnia udało mi się przekroczyć 70 km/h na zjeździe, dociążony rower aż się prosił, żeby jechać z górki szybciej. A pod górkę, no cóż, trzeba było kręcić powolutku 6-8 km km/h
W Dobczycach pożegnaliśmy się z Waxem i już w dwójkę ruszyliśmy dalej. Zaczęło się już jednak ściemniać, więc w okolicach Kasiny Wielkiej postanowiliśmy poszukać noclegu. Planowaliśmy całą wyprawę przejechać, w miarę możliwości, na gospodarza, dlatego spytaliśmy się w małym gospodarstwie starszej kobiety, czy nie moglibyśmy rozbić namiotu na jedną noc na łączce. Zgodziła się bez problemu.
Na koniec dnia była jeszcze miła niespodzianka, pani przyniosła nam kanapeczki z ogórkiem i kawę. Chwilę pogadaliśmy, po czym zasnęliśmy ciekawi następnych dni. Przygoda właśnie się rozpoczęła…

Spotkanie w Krakowie:


Przed Dobczycami:


Nocleg number one:


Kanapki na kolację :):


#


Kategoria 50-100 km, BAŁKANY 2011

Bałkany 2011 - Wyprawę czas zacząć !

Niedziela, 10 lipca 2011 | dodano: 10.07.2011

Z lekkim, bo jednodniowym opóźnieniem wyruszam w poniedziałek na ponad miesięczną wyprawę po Bałkanach. Wszystko ogarnięte, rower spakowany - można jechać. Jedziemy tylko w dwie osoby, trzecia zrezygnowała przed samym wyjazdem. Z współtowarzyszem wyprawy ( Mateuszem ) spotykam się jutro w Krakowie, skąd przez Nowy Targ ruszymy na Słowację, aby potem przejechać przez Węgry, Rumunię, Bułgarię, Serbię, Kosowo, Macedonię, Albanię, Czarnogórę, Bośnię i Hercegowinę i Chorwację. Meta wyprawy zaplanowana jest w Zagrzebiu, ale jeżeli starczy sił to i zahaczymy o Słowenię oraz Austrię.

Trasa liczy ponad 3500 km i 52 000 metrów przewyższeń w pionie. Będzie duużo górek.





To wszystko:


zmieściło się do tego:


po czym wylądowało na rowerze:


Do granicy rumuńsko-bułgarskiej będę się starać wysyłać czasem sms, bo to jeszcze Unia i w miarę tanio jest. O ile oczywiście mi zadziałają, bo przez dwa ostatnie lata nie działały :P Będzie je można odczytać albo na stronie głównej wyprawy ( wejście z głównej BS ) albo na facebooku :)

Trzymajcie kciuki ! :)
Do usłyszenia !


Kategoria BAŁKANY 2011