vanhelsing prowadzi tutaj blog rowerowy

vanhelsing

Wpisy archiwalne w miesiącu

Sierpień, 2009

Dystans całkowity:1582.99 km (w terenie 157.50 km; 9.95%)
Czas w ruchu:74:42
Średnia prędkość:21.19 km/h
Maksymalna prędkość:70.50 km/h
Liczba aktywności:13
Średnio na aktywność:121.77 km i 5h 44m
Więcej statystyk

Dookoła Tatr - dzień 1

  • DST 108.17km
  • Czas 06:38
  • VAVG 16.31km/h
  • VMAX 67.00km/h
  • Temperatura 26.0°C
  • Sprzęt Merida TFS 100 V
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 8 sierpnia 2009 | dodano: 21.08.2009

I stało się, ruszyłem objechać Tatry na rowerze. Tym razem nie jechałem jednak sam, udało mi się namówić Monikę, z którą byłem w Grecji, aby pojechała ze mną.
Dzień zacząłem od pakowania sakw i wyjechania w kierunku Niedzicy, gdzie na przejściu granicznym umówiłem się z moją towarzyszką podróży. Zaczęliśmy wspólną jazdę bardzo powoli, ponieważ droga od Niedzicy cały czas pięła się ku górze. Po około 20 km takiej jazdy i wspinaniu się na coraz to nowe górki wjechaliśmy na Przełęcz Magurską, skąd szybko zjechaliśmy, coraz bardziej przybliżając się do Tatr i tatrzańskim podjazdów.
Po drodze mijaliśmy wioskę cygańską. Wtedy to zaatakowały nas cygańskie bachory, których nagle pojawiła się cała masa. Najpierw zaczęły wesoło biec za rowerami, jednak już po chwili próbowały wyrwać bagaże i sakwy, co już takie wesołe nie było. Musieliśmy deptać ponad 30 km/h pod stromą górkę, żeby je zgubić. Ciekawa przygoda ;)

Za wioską zaczął się ciągły podjazd ciągnący się przez Stary Smokoviec i trwał aż do Strebskiego Plesa. Po drodze robiliśmy wiele odpoczynków, obładowane rowerki nie chciały jechać nawet 15 km/h pod górę, wlekliśmy się zmęczeni o 5 km/h mniej. W 5 godzin męczyliśmy 40 km podjazdu !!

Podjechaliśmy także na samą górę Strebskiego Plesa, gdzie podziwialiśmy piękne jezioro o tej samej nazwie. Osiągnęliśmy 1360m. npm, do tej pory to moja najwyższa wysokość zdobyta na rowerze. Wkrótce jednak zaczęło się ściemniać, dlatego postanowiliśmy szukać noclegu. Byliśmy jednak w Tatrzańskim Parku Narodowowym, gdzie nie wolno się rozbijać, a kary za taki nielegalny postój są wysokie, dlatego musieliśmy zjechać z Tatr, by minąć park. Ku naszej uciesze cały czas jechaliśmy zjazdem, aż za miejscowośc Podbańskie, gdzie znaleźliśmy wymarzone miejsce do rozbicia namiotu - na małej polance zaraz przy górskim, rwącym potoku. Zrobiło się strasznie zimno, dlatego szybko rozbiliśmy namiot, poczym zabraliśmy się za przyrządzenie kanapek oraz ugotowanie wody na gorące kubki. Szybko jednak uciekliśmy do namiotu, bo zrobiło się naprawdę lodowato.
Zmęczeniu usnęliśmy w miarę szybko pogrążeni w tatrzańskich ciemnościach..


W otoczeniu górskich pejzaży...:




...jedzie sobie Monika na rowerze...:


...jedzie sobie, jedzie w kierunku Tatr:


Czasem podziwia widoki z Windowsa XP:


...a czasem górskie strumyczki:


Czasem też traci głowę na rzecz kasku, o tak, bezpieczeństwo przede wszystkim ;):


Jedzie sobie, jedzie krętymi drogami:


Oczywiście cały czas najbardziej zachwycona jest moją meridką, która jakże cudnie prezentuje się na tle Tatr:


W końcu zgłodniała i robi kanapki ( ja też się załapałem :) ):


W końcu docieramy na Strebskie Pleso:


Z którego roztacza się piękny widok na Słowację:


Nad jeziorem:




Drzewko:




Pozdrawiam :)


Kategoria 100-200 km, Góry 2009, Dookoła Tatr

Tour de Pologne, czyli ścigamy się :)

  • DST 142.31km
  • Czas 06:34
  • VAVG 21.67km/h
  • VMAX 70.50km/h
  • Temperatura 28.0°C
  • Sprzęt Merida TFS 100 V
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 7 sierpnia 2009 | dodano: 20.08.2009

To było coś !

W Krościenku nad Dunajcem, miejscu mojego 3 tygodniowego pobytu, miał się rozpocząć 6 etap wyścigu Tour de Pologne. Oczywiście musiałem taką sytuację wykorzystać i pojechać zobaczyć cały start. Jednak oglądać tylko start to mogą piesi albo jacyś niedzielni rowerzyści, ja postanowiłem jechać za nimi całą drogę ;)

Za nimi nie oznaczało oczywiście trzymania koła szosowcom, ale wierne odtworzenie trasy i dogonienie kolarzy na pętlach w Bukowinie Tatrzańskiej.

Ale po kolei. Pojechałem około godziny 10:30 zobaczyć całe przygotowania. Ludzi było już sporo, ustawiali się wzdłuż barierek. Po 12 zaczęły zjeżdżać się ekipy, jako pierwsza przyjechała BGŻ Polska. Później nastąpił mały hardcore na rynku, ponieważ przyjechały autobusy wszystkich drużyn, do tego wozy techniczne - nie wiem jak to wszystko się zmieściło na malutki parkingu przy ryneczku. Parkingowy już zacierał ręce, bo od autobusów się dużo płaci, jednak ku jego zdziwieniu drużyny miały darmowy parking :P

Później zaczęła się prezentacja wszystkich zawodników. Zamknięto obszar przed sceną, z którego mieli startować. Ja tymczasem jeździłem pomiędzy teamami oglądając wypaśne rowerki i cykając zdjęcia. Ludzi namnożyło się od groma.

O 13:30 nastąpił oczekiwany start honorowy. Ubrany prawie jak kolarz na prawie jak kolarzówce wjechałem na zamknięty teren, bo ochroniarz mnie nie odróżnił od pozostałych :P Ustawiłem się koło przy kole obok zawodników i czekałem na start :D Gdy ruszono pojechałem chwilę za nimi i poczekałem na autobus, bo wiedziałem, że raczej długo się nie utrzymam :P W tunelu udało mi się dogonić kolarzy na starcie ostrym, dzięki czemu miałem super miejsce do zdjęć. Ruszyli ostro, zaraz zniknęli za zakrętem. Ponownie poczekałem na mój tunel, za którym jechałem parę km.

W Krośnicy zaczął się pierwszy podjazd pod Niedzicę. 2 kilometrowy, ale stromy, zawodnicy zdążyli mi już zniknąć z pola widzenia ;) Nie spieszyłem się, jechałem po prostu swoim tempem. Następnie szybki zjazd i odbicie na Łapsze Niżne i Wyżne. Tu cały czas lekko pod górę.
Jadąc w miarę szybko zauważyłem siedzącą na ławce małą dziewczynkę z babcią, między którymi zaistniała taka rozmowa:

D: Babciu, babciu, zobacz, kolarz !
B: Ło Matko Bosko, to łoni jeszcze jadą ?!

Dziś będzie więcej podobnych cytatów ;)

Za Łapszami zaczął się podjazd pod pierwszą premię górską - przełęcz Łapszankę. Poszedł szybko, nie było jakoś typowo ciężko. Następnie szybki zjazd do Jurgowa i dawaj średnią 40km/h do Bukowini Tatrzańskiej, nad którą było słychać helikopter z TdP. Szybko jednak prędkość zmalała, bo trafił się następny podjazd, ciągnący się aż do ronda na samej górze miasta. Spotkałem na nim szosowca jadącego z Tarnowa specjalnie na TdP, pojechaliśmy zatem razem. Na rondzie droga była już zamknięta, ponieważ okazało się, że peleton jest strasznie rozciągnięty i jest bardzo dużo paroosobowych grupek kolarzy jadących w odstępach. Postaliśmy chwilę obserwując wydarzenia i gdy przejechała ucieczka, postanowiliśmy wbić się za nimi na trasę.

Tu zaczął się prawdopodobnie najlepszy odcinek całej wycieczki jak nie całego pobytu w górach. Rozpędzeni do 70 km/h wyglądaliśmy po prostu jak zawodnicy, ludzie stojący przy drodze, których była olbrzymia ilość, nie odróżniali nas i ostro dopingowali. Co chwilę słyszałem krzyki w stylu: "Dawaj, dawaj", "Tempooo!" itp.

Po zjeździe zaczął się podjazd pod Murzasichle. Narzuciłem duże tempo zachęcony dopingiem z każdej strony i odstawiłem szosowca na tyle, że znikł mi z pola widzenia. Poczułem się jak prawdziwy zawodnik, dookoła masa ludzi patrzących się na mnie, z tyłu oddech goniącego peletonu. To było niesamowite uczucie ! Podczas podjazdu ludzie bili brawa, machali flagami Polski i radośnie krzyczeli. Mijałem całą kolonię dzieci, stojący na pierwszym miejscu dzieciak wyciągnął do mnie rękę krzycząc "Przybij piątkę, przybij !!" W ślad za nim poszło około 20 ludzi, którym jeden za drugim wesoło przybijałem piątki jadąc na rowerze :D

Było też parę śmiesznych sytuacji, słyszałem teksty między innymi w stylu:

-" Tyy, a ten z plecakiem jedzie"
-" Jaa, on ma colę w bidonie !"
-" Patrzcie, z prostą kierownicą jedzie gościu"

Napędzany tymi okrzykami nie dałem się dogonić peletonowi przez cały podjazd ! Dopiero na samej górze dogoniła mnie policja prowadząca peleton, policjant długo mi się przyglądał za nim kazał mi zjechać na bok ;) Peleton radośnie pomknął w stronę Zakopanego, dorwałem się jeszcze na kilometr zjazdu z nimi, jednak dawno skończyło mi się przełożenie, więc oddalali się szybciutko.
Wróciłem na górę Murzazichli, aby przejechać całą pętlę, aż na Głodówkę (1140 m. npm ). Dobrym asfaltem jechałem pod górę około 20-25 km/h. Na samej górze przyszedł szaleńczy zjazd do Bukowiny pomiędzy wleczącymi się autami ( otworzyli ruch )
Wracałem identyczną drogą, podjazd pod Łapszankę z drugiej strony jest mega trudny i stromy, no ale w końcu to 945 m n.p.m. Z Łapszanki wracałem mocnym tempem przez Niedzicę i Czerwony Klaszor, gdzie padła mi czołówka i przez las wracałem 15 km po ciemku, nie wiedząc gdzie Dunajec a gdzie drzewa w lesie. Na koniec zderzyłem się jeszcze z nietoperzem, na szczęście wpadł w kask, ale i tak był duży huk. W domu byłem przed 22.

Było super, za rok też tak chcę !

No i przywiozłem bidonki : Dwa Garmina, BGŻ Polska, Caisse D'epargne, Silence Lotto oraz Bbbox Bouygues Telecom :]

Zdjęcia:

Scotty Columbii:


Rowerek Ballana:


Na starcie, łeb w łeb z zawodnikami ;) :


Start ostry:








Łapszanka zdobyta, widok na Tatry:




Pętle na Bukowinie:






Zdobywam premię górską na Murzasichle:


Powrót:




Pozdrawiam :)


Kategoria 100-200 km, Góry 2009

Przełęcz Knurowska w deszczu

  • DST 105.61km
  • Czas 05:25
  • VAVG 19.50km/h
  • VMAX 55.00km/h
  • Temperatura 22.0°C
  • Sprzęt Merida TFS 100 V
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 5 sierpnia 2009 | dodano: 18.08.2009

Pomimo padającego deszczu wybrałem się w dalszą trasę. Wyjechałem z Krościenka po 11 i jako pierwszy cel obrałem Ochotnicę Dolną oraz Górną, małe wsie leżące nieopodal pasma Gorców. W planach miałem przebicie się na drogę do Nowego Targu. Jechało mi się niezbyt przyjemnie, przez 35 km było lekko pod górkę, dlatego wlokłem się około 17 km/h. Padający nieustannie deszcz dodatkowo zniechęcał do jazdy. Za Ochotnicą trafiłem na szlak drogi Knurowskiej, który zaprowadził mnie po bardzo krótkim podjeździe na przełęcz o tej samej nazwie.
Dalej czekał mnie zjazd w stronę Nowego Targu, jednak droga była zamknięta. Nie przeszkadza to jednak rowerzyście, który zawsze może się gdzieś upchać.
Zjeżdżało się niesamowicie, po świeżutko położonym asfalcie. Ogrom zakrętów dodatkowo potęgował wrażenia, a tryskająca spod kół woda skutecznie ochładzała zarówno emocje jak i temperaturę ciała. Zmarzłem niemiłosiernie.
W pewnym momencie zjazdu, gdy rozpędzony do 50 km/h jechałem prostym odcinkiem, rower zaczął dziwnie się zachowywać, a opony niepokojąco kleić do asfaltu... Jakież było moje zdziwienie, gdy zaraz za zakrętem środkiem drogi jechał walec, rozwijający asfalt... Jechałem po świeżutkim, nowiutkim asfalcie, ciekawe uczucie :)
Potem wbiłem się na prostą drogę do Nowego Targu, gdzie na rynku zrobiłem sobie krótki postój. Przestało padać, dlatego postanowiłem wrócić do domu przez Nową Białą i Frydman - bardzo spokojne wsie z dobrym asfaltem. Przed Niedzicą był spory podjazd, jednak widoki skutecznie umilały wolną jazdę, bowiem moim oczom ukazała się panorama jeziora Czorsztyńskiego wraz z zamkami. Potem już szybciutko przez Czerwony Klasztor do Krościenka.
Pomimo deszczu bardzo ciekawa wycieczka, głównie dlatego, że poprowadzona spokojnymi drogami.

Droga na przełęcz Knurowską pogrążona we mgle:






Kamienny most:


Na przełęczy:


Asfalt:






Boćki:


Dalsza droga:




Widok na jezioro Czorsztyńskie od strony przełęczy:


I od drugiej strony:






Zamek:


Pozdrawiam :)


Kategoria 100-200 km, Góry 2009

Zdrojowa pętla

  • DST 172.14km
  • Czas 06:59
  • VAVG 24.65km/h
  • VMAX 58.00km/h
  • Temperatura 30.0°C
  • Sprzęt Merida TFS 100 V
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 3 sierpnia 2009 | dodano: 18.08.2009

Czyli Piwnicza Zdrój, Muszyna Zdrój i Krynica Zdrój w jednej wycieczce.

Od paru dni miałem ochotę na zrobienie jakieś dłuższej wycieczki. Po dłuższym wpatrywaniu się w mapę okolicy wybrałem dosyć przyjemną i szybką trasę do Krynicy. Już na początku udało mi się złapać autobus PKS, dzięki któremu 38 kilomerów drogi do Starego Sącza pokonałem ze średnią 35 km/h. Potem był także znany mi odcinek do Piwnicznej, za którym zaczął się szlak rowerowowy prowadzący asfaltem aż do samej Krynicy. Spodziewałem się dużego ruchu, jednak na 50 kilometrowej trasie prowadzącej wzdłuż Popradu minęło mnie może z 15 samochodów ! Polecam wszystkim tę trasę, zwłaszcza, że jest naprawdę pięknie poprowadzona - wśród lasów, z wieloma zakrętami i z bardzo dobrą jakością asfaltu. Nie dziwi zatem fakt, że w Krynicy byłem juz po 4 godzinach od wyjazdu.
W parku było masę osób, nie lubię takich dużych skupisk ludności, dlatego zabrałem się zaraz za powrót, zwłaszcza, że wcale nie czułem zmęczenia. Wracałem jednak trasą na Nowy Sącz. Po drodze trafił się jeden spory podjazd, zaraz za Krynicą, jednak na jego szczycie już czekał zjazd prowadzący można powiedzieć do samego Sącza, bo droga cały czas była lekko pochylona. Pomimo wiatru w twarz utrzymywałem prędkości rzędu 25-30 km/h. Szybko przemknąłem przez Nowy Sącz, by ruszyć w drogę powrotną przez Stary Sącz i Zabrzeż.
Pomimo zrobienia 170 km nie czułem wcale zmęczenia, chciałem jeszcze jechać dokręcić do 200, ale po prysznicu i obiedzie jakoś zleniwiałem :P

Droga do Starego Sącza:


Krynica:














Pozdrawiam :)


Kategoria 100-200 km, Góry 2009