vanhelsing prowadzi tutaj blog rowerowy

vanhelsing

Wpisy archiwalne w kategorii

Turcja 2012

Dystans całkowity:2729.16 km (w terenie 70.00 km; 2.56%)
Czas w ruchu:160:58
Średnia prędkość:16.95 km/h
Maksymalna prędkość:71.00 km/h
Suma podjazdów:1850 m
Liczba aktywności:25
Średnio na aktywność:109.17 km i 6h 26m
Więcej statystyk

Dzień 5 - Kozie mleko

  • DST 104.22km
  • Teren 15.00km
  • Czas 07:03
  • VAVG 14.78km/h
  • VMAX 50.00km/h
  • Temperatura 27.0°C
  • Sprzęt Merida TFS 100 V
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 19 lipca 2012 | dodano: 13.09.2012

Poranek nie należał do tych przyjemnych. O ile ja byłem w stanie coś zjeść, o tyle Seweryn, po nocnej libacji, nie był w stanie nic w siebie wmusić. Pożegnaliśmy się z gospodarzami i leniwie ruszyliśmy, dalej kierując się na wschód. Zaczęły się bardzo przyjemne widoki, do tego doszły podjazdy i zjazdy, na których trzeba było mocno uważać. Seweryn z każdego zjeżdżał bardzo spokojnie, ja natomiast obrałem strategię " jak pojadę szybciej, to przelecę" Przez większe dziury niestety przelecieć się nie dało, dlatego co chwilę rowerem wstrząsały potężne uderzenia. Bałem się okrutnie, bo rower parę wypraw już przeżył i nie wszystkie części należały do tych z serii nowe. Na szczęście nic się nie urwało, ani nie przebiło.
Morale podniosła dopiero lodowata coca cola, która uzupełniła braki cukru i wchłonęła alkohol. Jechało się coraz lepiej, jednak droga stawała się coraz gorsza.
Wybrana przez nas czerwona droga okazała się nie mieć asfaltu przez około 15 km, zaczęła się walka z kurzem i kamieniami. Pod koniec dnia poszukaliśmy noclegu, udało się tym razem wyśmienicie, bowiem starsza pani zaprosiła nas do nowo wybudowanego, drewnianego domu i odstąpiła całe poddasze. Mieszkało się tam cudownie, bowiem cały dom wypełniał zapach świeżego drewna. Mogliśmy się też umyć, bo obok domu była studnia z, co prawda lodowatą, ale czyściutką wodą.
Zostaliśmy poczęstowani też przepysznym kozim mlekiem, pierwszy raz go piłem, smakowało naprawdę przepysznie!
Na górze było tylko jedno łóżko, szybko sobie je zająłem przed Sewerynem, jednak była to średnia decyzja, ponieważ było to szpitalne łóżko z okresu wojennego, wyłożone deskami nakrytymi kocem. Co chwilę jakaś deska wypadała i z hukiem obijała się o podłogę, a ja zapadałem się w miejsce po tejże desce. Seweryn natomiast wygodnie sobie spał na materacu przyniesionym przez syna gospodyni. No, nie zawsze na łóżku jest wygodniej.

Pytanie zasadnicze: Jak ona tam wlazła i jak zlezie?


Spokojne, górskie wsie




Podstawowe wyżywienie podczas wyprawy, czyli krem czekoladowy:)


Prawie czynna skocznia:




Kozacko


W górach




Przez całą wyprawę braliśmy wodę ze studni ;) Nic nam nie było




Ukraiński sklep, czyli liczydła i rachunek na kartce ;))


Żegnaj asfalcie!








Przez kurz trzeba było się myć codziennie


Nasz domek:)


Na strychu znaleźliśmy stare fotografie:









Kategoria 100-200 km, Turcja 2012

Dzień 4 - W Karpaty

  • DST 114.77km
  • Czas 07:27
  • VAVG 15.41km/h
  • VMAX 40.00km/h
  • Temperatura 26.0°C
  • Sprzęt Merida TFS 100 V
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 18 lipca 2012 | dodano: 06.09.2012

Śniadanie było bardzo przyjemne, bo umilone przez litrowy dzban mleka. Po pożegnaniu ruszyliśmy główną droga, która oprócz tego, że była dziurawa, okazała się być bardzo zatłoczona. Jechało się okropnie, był to jeden z gorszych odcinków podróży, bowiem ukraińscy kierowcy nic sobie nie robili z przepisów i co chwilę ktoś mocniejsza Ładą wyprzedzał tę słabszą. Nic nie działo się ciekawego, w południe postanowiliśmy podnieść sobie morale bograczem w restauracji. Warto było, bo za całkiem sporą porcję, razem z chlebem i śmietaną zapłaciliśmy niecałe 5 zł.
Za Rahiv ruch nagle ucichł zupełnie. Droga zrobiła się jeszcze gorsza, ale zadowoleni ze spokoju, nie narzekaliśmy. Zrobiło się również całkiem ładnie, wjechaliśmy w góry i jechaliśmy wzdłuż sporej wielkości rzeki.

Nocleg udało się znaleźć za pierwszym razem. Gospodarz razem z synek zajęci byli montowaniem silnika do Łady, udostępniono nam jednak łazienkę z prysznicem, więc morale wzrosły. Poza tym miałem okazję naprawić pedał, który zaczął dziwnie strzelać.
Gdy dzień już chylił się ku końcowi, a my dojadaliśmy ostatki makaronu, przyszedł gospodarz z plastikową butelką, szklankami i talerzem z chlebem, cebulą i słoniną. Jak nie trudno się domyślić, w plastiku miał bimber. I to całkiem mocny, bo potężny łyk ze 100 ml szklanki lekko mnie zatkał i uświadomił, że przekraczamy granicę 70%. Przegryzienie tego cebulą tylko i wyłącznie spotęgowało efekt, więc rzuciłem się na chleb i tłustą słoninę. Cała libacja trwała jakieś 3 minuty, po tym czasie już wiedziałem, że dziś nic nie ogarnę. Seweryn już ledwo się trzymał na nogach, czym prędzej weszliśmy do namiotu. Ja zasnąłem od razu kamiennym snem, Seweryn tymczasem zbuntował się przed takimi trunkami i z trudem wydostając się z namiotu zwrócił całą zawartość kolacji centralnie przed wyjście. Ale o tym dowiedziałem się dopiero rano, kiedy o mało co do tego nie wlazłem... :P
I pij tu z Ukraińcami...

No to jedziemy główną drogą:






Polityka..


Wcinamy bogracz:


Kontrasty Ukrainy. Takie zameczki można spotkać jeden przy drugim. Ludzie leczą swoje kompleksy chyba:


W Karpatach:






Dzieci, nie mając co robić w wakacje, sprzedają przy drodze jagody:


Tudzież je same jedzą ;)




Wieczorna libacja :D


W następnym dniu się mapa google skończy, będą jaja z rysowaniem...


Kategoria 100-200 km, Turcja 2012

Dzień 3- Ukraińskie dziewczyny

  • DST 120.05km
  • Teren 5.00km
  • Czas 07:50
  • VAVG 15.33km/h
  • VMAX 52.00km/h
  • Temperatura 22.0°C
  • Sprzęt Merida TFS 100 V
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 17 lipca 2012 | dodano: 04.09.2012

Poranna kawa szybko postawiła nas na nogi i raźnie kręciliśmy w stronę wschodnią. No, może nie tak raźnie, bo sprawną jazdę utrudniały wszechobecne dziury i tymczasowe braki asfaltu. Wybieraliśmy boczne drogi, dlatego ich stan był często o wiele gorszy niż tych głównych ( ale to nie jest reguła, często się zdarza, że na tych krajowych, zaznaczonych na mapie kolorem czerwonym, nie ma wcale asfaltu przez kilkanaście kilometrów ). Więcej na pewno zobaczycie na zdjęciach, bo tylko te jako tako mogą opisać faktyczny stan infrastruktury.
W jednej ze wsi trafiliśmy na trzy wesela, mieliśmy okazję ocenić plotki o urodzie ukraińskich dziewczyn, plotki te okazały się jak najbardziej prawdą :)
Pod koniec dnia udało się znaleźć nocleg pytając sympatycznej ukraińskiej dziewczyny, która, pytając swojej matki, wyraziła zgodę na postawienie namiotu. Szybko zleciały się inne dziewczyny i zaczęliśmy wesołe pogaduchy. Na kolację matka zaserwowała nam przepyszne smażone ziemniaki, michę mięsa oraz jeszcze ciepłe mleko, prosto od krowy. Na rozmowach czas zleciał prawie do północy, dziewczyny chciały nas wyciągnąć na dyskotekę, która odbywała się w sobotę ( a była środa ! :D ). W sumie mogliśmy te parę dni zostać, gdzie nam się spieszyło...
Zauważyłem też, że matka gorąco nas namawiała na pójście na tę dyskotekę, mówiąc przy okazji, że jej córka ma 19 lat i jest już starą panną, bo powinna juz wyjść za mąż. Chyba we mnie widziała potencjalnego zięcia, bo w porównaniu do ukraińskich chłopaków ze wsi wyglądaliśmy całkiem przystojnie :D A Ana, jej córka, stanowiła natomiast piękny przykład ukraińskiej dziewczyny... :)
No ale poszliśmy grzecznie spać!

Zwiększam zdjęcia, lepiej powinno się Wam oglądać :)

Marszrutka:


- 40 lat:




Jedziemy cały czas Karpatami:




Radocha:D


Dziury..








Śluby :)






Taaak :)




Ładą do ślubu :)


Typowy widok we wsi:
















Nocleg u dziewczyn:


Wyżerka:


Matka:


Ana :)



Kategoria 100-200 km, Turcja 2012

Dzień 2 - Początek Ukrainy

  • DST 104.42km
  • Teren 20.00km
  • Czas 06:40
  • VAVG 15.66km/h
  • VMAX 58.00km/h
  • Temperatura 21.0°C
  • Sprzęt Merida TFS 100 V
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 16 lipca 2012 | dodano: 03.09.2012

Poranek przywitał nas dobrym sercem kucharki, która zapewniła nam śniadanie na dobry początek dnia. Oprócz wielkiej miski owsianki z mlekiem dostaliśmy również bułki z szynką i serem oraz praktycznie nieograniczoną ilość herbaty, którą nabrałem nawet do bidonów. Pojedzeni, leniwie ruszyliśmy dalej. Zaczęło się chmurzyć, deszcz dogonił nas na granicznej przełęczy ze Słowacją, otwartej tylko dla ruchu pieszego i rowerowego. Górską, błotnistą drogą jechaliśmy przez wymarłe okolice w otoczeniu połonin i lasów. Panował zupełny spokój, ciężko było na horyzoncie wypatrzyć nawet najmniejszy ludzki ślad. Droga przez 15 km prowadziła ubitym szutrem, aby zmienić się w dziurawy asfalt. Dopiero po 30 km dotarliśmy do głównej drogi, która zaprowadziła nas na przejście z Ukrainą. Polecam z całego serca to przejście ( Ubla ), bowiem nie ma na nim praktycznie ruchu oraz, jak nas zapewniali mieszkańcy, wystarczy 20 Hrywien ( 8 zł ), aby przewieźć sobie trochę większą ilość wódki czy papierosów na stronę słowacką.

Ukraina przywitała nas... dziurami. Nie ważne, czy były to główne drogi, czy też małe, lokalne szlaki, wszystkie były naznaczone sporej wielkości kraterami, których często nie dało się nawet wyminąć, bo tak były namnożone. Uprzykrzało to jazdę, ale po upuszczeniu Słowacji zmienił się całkowicie klimat wiosek i miast. Cofnęliśmy się bowiem jakieś 30, 40 lat, na ulicy ciężko było spotkać nowe samochody, przeważały stare Łady, Ziły, Gazy i wszelkiego rodzaju dziwne marszrutki, zasilane głównie gazem znajdującym się na w butlach na dachu. Wszyscy oni jeździli jak szaleni, nie przejmując się zupełnie dziurami, w które często z hukiem wpadali. Od czasu do czasu przemknął obok nas nowy, czarny Mercedes, albo równie nowa Toyota Land cruiser, stanowiąc dziwny kontrast dla rozpadających się staroci. Nie było klasy średniej, mieszkańcy mówili o tych samochodach, że to mafia i lepiej nie wchodzić im w drogę. No to nie wchodziliśmy, zresztą ciężko było wejść na drogę nowej S-klasie pędzącej 120 km/h szutrowej drodze z dziurami większymi niż jego 17 calowe felgi.
Ciekawym widokiem był też gatunek paliwa sprzedawanego na stacjach. O 98' można było zapomnieć, czasem pojawiała się 95'. Można było natomiast zatankować swojego nowego mercedesa nawet 70 oktanową benzyną, płacąc za nią niecałe 4 zł.

Ludzie na Ukrainie są niesamowicie przyjaźni. Każdy się uśmiechnie, pomacha, z zaciekawieniem spoglądając na obładowany rower. Pomimo zaobserwowanej, zwłaszcza w tej części kraju, biedy, ludzie na co dzień są uśmiechnięci i jakoś tak lżej patrzą w przyszłość, nie umartwiając się o wszystko. Wszystko to sprawiło, że i ja poczułem się swobodniej, odrzucając różne myśli i po prostu jechałem przed siebie z uśmiechem na ustach zadowolony z pierwszych dni wyprawy.

Nocleg tego dnia znaleźliśmy za pierwszym razem, ponownie spaliśmy w garażu. Mogliśmy się umyć, a od gospodarza dostaliśmy kawę oraz warzywa. Długo rozmawialiśmy o życiu w Polsce i na Ukrainie, popijając całkiem dobre piwo.

Poranne śniadanie:


W Bieszczadach nie brakuje stromych podjazdów:


Droga na Słowację:








Gościu tą maszyną zbierał sobie wycięte drzewa, jak widać trochę ją przeładował :D


Pierwszy T-34




Przejście na Ukrainę:


Ukraińska babuszka


Kawa...


...i piwo ;)


Gospodarze:


Już ciemno, pora spać


Google na kilka następnych dni nie będzie ogarniać map, więc będą tylko poglądowe


W następnym dniu będzie więcej o ukraińskich drogach... ;)


Kategoria 100-200 km, Turcja 2012

Dzień 1 - Obrzeża Polski

  • DST 124.08km
  • Czas 08:03
  • VAVG 15.41km/h
  • VMAX 70.00km/h
  • Temperatura 27.0°C
  • Podjazdy 1850m
  • Sprzęt Merida TFS 100 V
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 15 lipca 2012 | dodano: 02.09.2012

Tegoroczną przygodę zacząłem od spotkania z Sewerynem, współtowarzyszem podróży na najbliższy miesiąc. Przyjechał z rana do Jaworzna, z którego pojechaliśmy zapchanym do granic możliwości pociągiem, do Przemyśla. Byliśmy tam wieczorem, więc dojazd traktuję jako dzień zerowy. Zdążyliśmy jedynie wyjechać z miasta i znaleźć nocleg u rodziny na wsi w dużej stodole. Już pierwszy dzień pokazał nam, że będzie to wyprawa opierająca się na gościnności ludzi, poczęstowano nas bowiem pysznymi skrzydełkami z grilla, kaszanką oraz... ukraińskim absolutem, który dobrze zmrożony smakował naprawdę wyśmienicie.
Rano wypiliśmy kawę i ruszyliśmy w stronę Bieszczad. Droga cały czas prowadziła pagórkami, ciężko było znaleźć płaski odcinek. Pomimo tego jechało się bardzo przyjemnie, już pierwszego dnia przekroczyłem 70 km/h z sakwami. Szybko przemknęliśmy przez zatłoczony Polańczyk i zaporę nad Soliną, kierując się boczną droga na Terkę, za którą znaleźliśmy świetny nocleg u obozujących harcerzy. Kucharka, której syn również podróżuje na rowerze, dała nam garnek rosołu oraz trochę chleba. Mogliśmy się również umyć pod prysznicami.
Wieczorem obserwowaliśmy harcerskie zabawy, jednak po 21 się rozpadało, dlatego schowaliśmy się namiotów i szybko zasnęliśmy. Już jutro opuszczamy Polskę...

W oczekiwaniu na pociąg do Przemyśla:


Dzieci gospodarzy, wielką atrakcją był dla nich nasz namiot :P




Na dobry początek, potem będzie już tylko gorzej :D


W stronę Bieszczad:






San:


Solina




Czasem było ostro :)


Wcinamy rosółek:






Zabawy


Mały Indianin





Kategoria 100-200 km, Turcja 2012

Turcja 2012 - Wyprawę czas zacząć

  • DST 0.01km
  • Czas 00:01
  • VAVG 0.60km/h
  • Sprzęt Merida TFS 100 V
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 14 lipca 2012 | dodano: 14.07.2012



Wakacje już na dobre się zaczęły, dlatego najwyższa pora na wakacyjną wyprawę. W tym roku postanowiłem dotrzeć do Turcji. Wyruszam razem z kolegą z Andrychowa w sobotę 14 lipca, pociągiem dotrzemy do Przemyśla, skąd przez Słowację, Ukrainę, Rumunię, Mołdawię i Bułgarię planujemy dotrzeć do Istambułu, z którego z kolei przedostaniemy się do Ankary. Trasa jest ułożona na szybko, generalnie więc cała wyprawa to będzie jeden wielki spontan, nie jest powiedziane, że wylądujemy w planowanych miejscach ;)

Wrócić chcemy pociągami do Budapesztu, skąd na rowerach już do Polski. Na wyprawę przeznaczyć chcę około 40 dni, w końcu do zrobienia mamy ponad 4000 km. Planowany powrót to 20-25 sierpnia.

Wszystko już prawie gotowe, rower przygotowany, sakwy spakowane… A zatem… do usłyszenia za półtora miesiąca! Trzymajcie kciuki!


Kategoria Turcja 2012