vanhelsing prowadzi tutaj blog rowerowy

vanhelsing

Wpisy archiwalne w kategorii

Grecja 2009

Dystans całkowity:1018.96 km (w terenie 9.00 km; 0.88%)
Czas w ruchu:50:45
Średnia prędkość:20.08 km/h
Maksymalna prędkość:73.00 km/h
Liczba aktywności:16
Średnio na aktywność:63.68 km i 3h 10m
Więcej statystyk

Grecja - dzień 8

  • DST 134.94km
  • Teren 4.50km
  • Czas 06:44
  • VAVG 20.04km/h
  • VMAX 73.00km/h
  • Temperatura 38.0°C
  • Sprzęt Merida TFS 100 V
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 16 czerwca 2009 | dodano: 29.06.2009

Wstajemy o 7 i ewakuujemy się szybko, bo jakiś mondzioł włączył za ogrodzeniem cerkwii zraszacze. Przed tym jemy jednak pyszne śniadanie z greckim chlebem, dźemem i serkiem topionym. Wyjeżdżamy dosyć szybkim tempem, jednak zaraz nas zwalnia, bo przed nami roztacza się 7 km podjazd pomiędzy wielkimi skałami. Idzie w miarę sprawnie, jednak ekipa się mocno rozciąga, brak rozgrzania robi swoje. Jednak na samej górze czeka już na nas zjazd - fantastyczy, długi, z dużą ilością serpentyn. Zjeżdżamy z niego ponad 25 minut, co chwilę jednak stajemy żeby cykać zdjęcia. Łapię się autobusu i sunę za nim 73 km/h. Wrażenia niesamowite. Zjazd prowadzi prosto do Lamii, przez którą przejeżdżamy i odbijamy na Bremię. Tam trochę błądzimy, w wyniku czego pytamy siedzącego w radiowozie policjanta o drogę. Poskutkowało to tym, że znowu nas eskortowano. Policjant zamiast wytłumaczyć jak jechać, kazał jechać za nim, bo podobno znał jakiś skrót, który omijał autostradę, którą nie chcieliśmy jechać. Przez szutrowe drogi wyprowadził nas na przejazd pod autostradą. Już wiedzieliśmy jak jechać, więc pożegnaliśmy do serdecznie. Wesoły policjant wyprowadził nas jednak pod podjazd, około 13 kilometrowy... Śmiało mogę powiedzieć, że był jednym z cięższych w Grecji. Było bardzo gorąco, ale zmęczenie rekompensowały piękne widoki na morze Egejskie oraz na pobliskie górzyste tereny. Warto zaznaczyć miły gest pana na stacji benzynowej - gdy zobaczył, że jedziemy tutaj rowerami, nalał nam do bidonów lodowatej wody oraz wsypał lód do drinków - zupełnie za darmo. W końcu, po ponad 1,5 godziny wdrapywania się na szczyt osiągnęliśmy wysokość 1050 m.npm.
Zjazd niestety był byle jaki, potem czekała nas już tylko prosta droga w upale, do którego zaczęliśmy się powoli przyzwyczajać. Po 120 km zaczęliśmy szukać noclegu, bo było już po godzinie 20. Z tym jednak było ciężko, bo mieliśmy do wyboru albo spanie przy myjni i warsztacie dla ciężarówek wiecznie jeżdżących i unoszących tumany kurzu, albo przy stacji benzynowej i jakiejś fabryce nawozów. Wybraliśmy opcję drugą. Rozbiliśmy się na trawniku zaraz przy głównej drodze. Znowu stopery do uszu i do spania :)

Zdjęcia Księdza, Kuby oraz moje:

Poranek:


Pierwszy podjazd:






Zjazd:






Postój na dole:


Jazda za policją wzdłuż autostrady:


Zaczynamy jeden z cięższych podjazdów na trasie:






Widoczki:


Widok z góry na serpentyny:


Panorama z góry:




Jak mała puszka picia może cieszyć... :D :


... bo po niej można iść spać :D :


Ukochane garbuski Kuby:




Tęczowo ( takie przejazdy przez zraszacze były idealną ochłodą :) ):


Po takimn asfalcie nawet podczas upałów można jechać i jechać :) :



Dzień następny
Dzień poprzedni


Kategoria 100-200 km, Grecja 2009

Grecja - dzień 7

  • DST 117.39km
  • Czas 05:46
  • VAVG 20.36km/h
  • VMAX 59.00km/h
  • Temperatura 43.0°C
  • Sprzęt Merida TFS 100 V
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 15 czerwca 2009 | dodano: 29.06.2009

Po nawet dobrze przespanej nocy ( włożyłem sobie po prostu stopery do uszu, reszta na taki pomysł nie wpadła i takiej dobrze przespanej nocy nie zaświadczyła :P ), o godzinie 8 wyjeżdżamy w stronę Lamii.
Na początku jedzie się bardzo dobrze, pomimo zaczynających się górek. Przez cały czas towarzyszą nam piękne widoki na górzysty teren oraz na niknące za nami pasmo Olimpu. Po 35 km wjeżdżamy, jak to sobie pozwoliłem określić, w spichlerz Grecji. Ciągnące się przez ponad 100 km tereny rolnicze z mocno urozmaiconą rzeźbą terenu wyglądają naprawdę cudnie. Zaczynają się jednak coraz większe podjazy, po godzinie 12 zatrzymujemy się na sjestę, ponieważ upał staje się nie do wytrzymania, temperatura przekracza w cieniu 40 C, nawet nie chcę pisać ile było w słońcu. Podczas odpoczynku nad głowa latają nam F16 robiąc okropny szum - w okolicy jest wojskowe lotnisko. Po godzinie 15 wyruszamy dalej, ukrop jednak wcale nie maleje. Jesteśmy w kontynentalnej części lądu - zero bryzy znad morza, wieje tylko parzący wiatr od strony pól. Dodatkowo rozgrzany do ponad 80 C asfalt bucha na nas gorącem. Prędkości maleją, nie da się wytrzymać, ciężko się oddycha. Krajobrazy rodem z Australii - czerwone, potężne skały, surowa, wyschnięta ziemia oraz żółte linie na asfalcie. Na 101 km zaczyna się 8 km podjazd, stromy i wijący się na jakiś 15 serpentynach. Na górze czeka na nas nieziemski widok na przejechaną krainą pól uprawnych. Zjeżdżamy trochę niżej, pomiędzy potężnymi skałami i zaczynami szukać noclegu. Udaje nam się go znaleźć przy cerkwii - właścicielka sklepu dzwoni do popa i dostajemy pozwolenie na zostanie na noc. Malutka cerkiew robi na mnie spore wrażenie - cisza, zapach kadzideł, obrazy świętych, złote kielichy. Wszystko jest otwarte, każdy może tam wejść, jednak nic nigdy nie zginęło - magiczne miejsce. Za budynkiem jest wąż z wodą ( dla Moniki szlauf :D ), więc zmywamy z siebie lepki pot.
Hasło dnia:
Ksiądz Mirek na widok Jakuba próbującego po kąpieli wejść z samych slipkach do cerkwi: " Nie właź tam w tych majtach, bo wszyscy święci z obrazów pospadają"

;)
Jemy kolację i kładziemy się spać.

Zdjęcia Księdza, Kuby oraz moje:

Obóz przy autostradzie:






Wjeżdżamy w tereny rolnicze:












Sjesta:


Boćki:


Dalsza droga: zero cienia, temperatura powyżej 40 C i żar wiejący od pól...:
















Słoneczniki:






i greckie klimaty na koniec:



Dzień następny
Dzień poprzedni


Kategoria 100-200 km, Grecja 2009

Grecja - dzień 6

  • DST 64.21km
  • Czas 03:03
  • VAVG 21.05km/h
  • VMAX 61.50km/h
  • Temperatura 31.0°C
  • Sprzęt Merida TFS 100 V
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 14 czerwca 2009 | dodano: 29.06.2009

Wstaliśmy wcześnie, bo o 4:40. Jednak dzisiejszym celem są klasztory Meteory, dlatego nikt się nie ociąga ( no, prawie nikt ;D ). Rowery zostawiamy w piwnicy hotelu i po godzinie 6 wsiadamy do samochodów, które po paru godzinach jazdy transportują nas na docelowe miejsce. Już sam podjazd pod klasztory stwarza fenomenalne uczucie - z poziomu morza po ostrych serpentynach pniemy się cały czas w górę. Odwiedzamy 3 klasztory, które swoją budową i rozmachem zadziwiają każdego. Do tego jeszcze dochodzą rozległe widoki, które na pewno każdemu zapadną w pamięci. Ani film ani zdjęcia nie oddają całej potęgi tego miejsca, tam po prostu trzeba być ;)
Do naszego ośrodka w Paralii wracamy przed 15, skąd po pysznym obiedzie wyruszamy dalej, tym razem już na rowerkach. Obieramy kierunek Larissa. Jedzie się super, lekki wiaterek w twarz obniża temperaturę. Po 40 km i męczącym podjeździe pod jakiś zamek zatrzymujemy się na postój. Słodkie chwilki i jazda dalej. Niestety nie ujechaliśmy daleko, bo parę kilometrów dalej łapie nas policja, mówiąc, że nie możemy dalej jechać, bo jest za duży ruch i stwarzamy niebezpieczeństwo wypadku. Jednak nasza jedyna droga prowadzi właśnie przez tą ekspresówkę, która jest totalnie zapchana samochodami wracającymi z plaży. I w tym momencie, policjant, który wcześniej wykonał parę telefonów, mówi nam, że będzie nas... eskortował. My totalnie zdziwieni przystajemy na tą propozycję. Najśmieszniejsze jest jednak to, że my, jadąc jeden za drugim rowerami, wcale nie blokowaliśmy ruchu. Natomiast eskortujący radiowóz zablokował go na dobre. No cóż, u nas w Polsce to by nam pewnie mandat wlepili od razu, tu chociaż chcieli dobrze ;) Potem przejmuje nas samochód kontroli ruchu drogowego, który odprowadza nas przed bramki autostrady. Mamy dość takiej jazdy, dlatego jesteśmy jesteśmy zmuszeni rozbić obóz. Odnajdujemy w miarę równy teren pod samymi bramkami i tam rozbijamy namioty. Niektórzy używają palet do zrobienia sobie łóżka, bo kamienisty grunt nie pozwala na wbicie śledzi. Ja ich nie wbijam, mój namiot jakoś trzyma się na samym stelażu. Odprawiamy mszę pod bramkami i idziemy spać. Czeka nas długa noc z tirami, które dopiero w nocy wyjeżdżają na drogi...

Zdjęcia księdza, Kuby oraz moje:

Klasztory w Meteorach:




Krzysiek:


Monika:






Zwiedzanie klasztorów:












Lewitacja wg naszego księdza :D :


i według Kuby :P :


Panorama:


Gdzieś przed Olimpem:


Wzdłuż morza, kierowca na rowerku :


I nasza eskorta:



Dzień następny
Dzień poprzedni


Kategoria 50-100 km, Grecja 2009

Grecja - dzień 5

  • DST 8.50km
  • Czas 00:23
  • VAVG 22.17km/h
  • VMAX 25.00km/h
  • Temperatura 33.0°C
  • Sprzęt Merida TFS 100 V
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 13 czerwca 2009 | dodano: 29.06.2009

Wstajemy trochę później i idziemy sobie pojeść na miasto. Robimy zakupy w markecie i korzystamy z kafejki internetowej. Potem część ekipy idzie na plażę, mi się jakoś nie chce, to sobie oglądam greckie MTV w pokoju.
Wieczorem spotykamy z Kubą Słowaczkę Zuzię, która przyjechała tutaj do pracy. ( pozdrawiam serdecznie :D )Rozmawiamy sobie wesoło o wszystkim, także o różnicach w naszych językach. Następnie zmykamy do pokoju, gdzie otwieramy grecki wino i jemy przepysznego melona. Po prostu cudne połączenie ;) Idziemy spać, bo rano czekaja nas wycieczka do Meteorów. Dzisiaj jakoś się mało działo, albo ja niewiele pamiętam :P

Zdjęcia Kuby i moje:

Centrum w Paralii:










Nasz hotel:


Widok na Olimp:



Dzień następny
Dzień poprzedni


Kategoria 0-50 km , Grecja 2009

Grecja - dzień 4

  • DST 101.85km
  • Czas 04:40
  • VAVG 21.82km/h
  • VMAX 70.00km/h
  • Temperatura 35.5°C
  • Sprzęt Merida TFS 100 V
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 12 czerwca 2009 | dodano: 13.06.2009

Rano wstajemy o 8 i udajemy się na zwiedzanie Salonik. Wchodzimy między innymi na Białą Wieżę, oglądamy Łuk Galeriusza, Rotundę, Agios Dimitrios oraz Agia Sofia. Z centrum, w miarę sprawnie, udaje nam się wyjechać po godzinie 13. Na sam początek poruszamy się autostradą, która niezbyt zachęca do jazdy. Po parunastu km pojawia się problem - bramki. Jednak sprytnie udaje nam się je ominąć pomiędzy stojącymi tirami, nie zauważeni przez nikogo :D Pomimo tego zjeżdżamy na najbliższym zjeździe, gdzie czeka na nas samochód z zaplanowaną dalszą traską, która prowadzi praktycznie obok autostrady. Równiutką, spokojną drogą jedziemy przez dosyć długi okres czasu, a wszystko przez to, że nie ma ona połączenia z ekspresówką, która by nas zaprowawidziła do naszego miejsca docelowego, czyli miasteczka Paralia. Nadrabiamy około 30 km, głównie pod wiatr, jednak widoki na pola i góry powodują, że nikt nie marudzi. Gdy już odnajdujemy naszą główną drogę wiatr się zmienia - teraz wieje nam prosto w plecy, dzięki czemu prędkości rosną do rzędu 30-40 km/h. Zaczynają się odcinki górskie, wjeżdżamy powoli w pasmo Olimpu. Praktycznie cały czas podjazdy i zjazdy. Rozgrzany uciekam razem z Januszem, osiągamy na 40 km średnią ponad 31km/h, gdzie podjazdy pokonujemy z prędkościami powyżej 25 km/h, a na zjazdach dochodzimy do 70. Następnie odbijamy na Paralię, gdzie odnajdujemy Lidla i robimy zakupy. Mamy tutaj zarezerwowany nowo wybudowany hotel - jesteśmy pierwszymi goścmi w pokojach. Wszystko nowe, nawet czajniki zapieczętowane. No po prostu full wypas. Co lepsze w hotelu większość to Polacy, więc można się poczuć jak w Polsce. Poznajemy szefa hotelu, który w mixie polsko-grecko-słowacko-angielskim tłumaczy nam, że jest także właścicielem disca Cocus :D Po kąpieli i mszy, około godziny 24 idziemy na miasto i do tego klubu. Wchodzimy, patrzymy, słuchamy, a tam leci Kayah i prawy do lewego... Chwilę siedzimy, ale serwują sok po 4 euro, więc zwijamy się na miasto. A na mieście lans totalny, porschaki, ferrari, mini( auta i to drugie też ;) ), muza na full. Kupujemy amstele i idziemy z Moniką, Kubą i Jakubem na plażę na pogaduchy. Kubuś zaczyna opowiadać kawały, między innymi "My chcemy ciiii". Potem idziemy do knajpki, gdzie szef wita nas polskim "Dzień dobry", i zamawiamy suflaki. Po 3 w nocy wracamy na ośrodek i idziemy spać (Monika jak robiliśmy coś przed spaniem to daj znać, bo oprócz gadania i oglądania greckiej MTV to nic sobie nie przypominam :P )


Zdjęcia księdza oraz moje:

Poranny bu..bałagan w hotelu:


Tam tak stoją jak u nas maluchy :P :


Przed Białą Wieżą w Salonikach:


Widok na miasto:




Greccy cykliści:


Polscy turyści:


Flaga na wieży:


Uliczki:


Wyjazd z miasta:


Przedzieranie się pomiędzy tirami przy bramkach :D :


Ksiądz i Maciek:




"Noo, tam pojedziecie w lewo, na jezioro i ku szkole, ku szkole" :D :


Grecki to oryginalny język ;) :


Mafia:


Pasmo Olimpu:


Dzień następny
Dzień poprzedni


Kategoria 100-200 km, Grecja 2009

Grecja - dzień 3

  • DST 89.59km
  • Czas 04:42
  • VAVG 19.06km/h
  • VMAX 59.00km/h
  • Temperatura 40.0°C
  • Sprzęt Merida TFS 100 V
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 11 czerwca 2009 | dodano: 28.06.2009

Morze, szum fal, gwiazdy na głową, plaża - czego chcieć więcej. O godzinie 6 obudził mnie piękny wschód słońca nad górami i morzem. Barwa kolorów niespotykana w Polsce. Po obfitej sesji foto oraz podziękowaniu naszemu gospodarzowi i spakowaniu się, wyruszamy w stronę Thessalonik. Pierwszy postój już po 100 metrach, bo ekipa znalazła picie w lodówkach ;) Pomimo narastającego upału jedzie się dobrze, czuć jednak wilgoć i sól w powietrzu. Po 40 km zatrzymujemy się na opuszczonej stacji BP. I tu rzecz niespotykana w Polsce - wszystko jest na swoim miejscu. Pomijając parę wybitych szyb, budynek jest w świetnym stanie. Pomieszczenia biurowe, łazienki, drzwi, podłogi, kafelki - wszystko jak nowe. O godzinie 12 zaczął się straszny upał, co chwilę szukaliśmy ochłody w postaci kranów lub zraszaczy na polach. Mamy szczęście do opuszczonych stacji, bo po 20 km odnajdujemy następną, gdzie czeka już na nas samochód. Przylatuje jakiś gościu i pyta się nas czy my z Serbii czy z Rumunii... Gdy dowiaduje się, że Polonia, odchodzi uspokojony...
Wcinamy mięsko z wodą z ogórków i pędzimy dalej, w stronę Salonik. Piorek łapie kapcia, szybka wymiana pozwala mu jechać, jednak 50 metrów dalej spotyka to także Monikę. Znowu wymiana i jazda dalej. Okazuje się jednak, że do miasta biegnie autostrada - niestety zbyt zapchana, aby nią jechać. Zaczynają się więc poszukiwania innej drogi. Tu zaczyna się jeden z cięższych momentów - pojawia się spory podjazd, brakuje nam wody, a upał staje się nie do zniesienia. Zmęczeniu i zlani potem musimy wjechać na autostradę - kolejne extremum, wjazd do miasta 5 pasmówką w godzinach szczytu. Rozpoczynamy próby odnalezienia naszego hotelu, w samym centrum miasta. Po blisko godzinnych poszukiwaniach udaje się, jednak trzeba jeszcze czekać, aż samochody znajdą miejsce parkingowe. Mija druga godzina, którą spędzamy siedząc na progu hotelu. Śmierdzący, brudni, w obcisłych gatkach i kaskach robimy totalną wiochę :D Po wycieczce po bagaże, w końcu udaje nam się zakwaterować w pokojach. Pierwsze co to prysznic - wspaniałe uczucie ;) O 23 robimy wypad na miasto, Saloniki robią całkiem niezłe wrażenie w nocy. Sportowe samochody, bass na ulicach, greckie dziewczyny i zapach restauracji na każdym kroku. Spośród wszystkich greckich miast to właśnie Saloniki spodobały mi się najbardziej.
O 2 wracamy do hotelu i kładziemy się spać.

Piękny początek dnia:








Monika śpioch:


Grupowe zdjęcie z właścicielem baru:


Zadowolony ksiądz Mirek na opuszczonej stacji BP:


Kuba serwuje lody algidy :D :


Wszyscy coś czytają...:




Albo leżą plackiem na betonie:


Dalsza droga:


W Polsce trzeba uważać, żeby nie rozjechać jeża, tutaj trzeba uważać na żółwie ;) :


Wjazd do Thessalonik:


Hotel:


thessalońskie klimaty ( zdjęcia Kuby ) :












Dzień następny
Dzień poprzedni


Kategoria 50-100 km, Grecja 2009

Grecja - dzień 2

  • DST 70.21km
  • Czas 03:37
  • VAVG 19.41km/h
  • VMAX 55.50km/h
  • Temperatura 33.0°C
  • Sprzęt Merida TFS 100 V
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 10 czerwca 2009 | dodano: 28.06.2009

Po dobrze przespanej nocy budzimy się po 7 i w miarę szybko składamy namioty i wyruszamy w trasę. Zahaczamy jeszcze o miasto i sklep rowerowy, gdzie kupujemy z Kubą nakrętki na ośkę dla roweru Moniki, bo gdzieś się zapodziały w trakcie transportu. Za miastem wjeżdżamy na drogę ekspresową. Tu pojawiają się wątpliwości, czy przypadkiem nie będzie to zapchana i śmierdząca droga, jednak już po paru kilometrach okazuje się, że jest ona praktycznie pustą, spokojną szosą. Od czasu do czasu mija nas jakiś samochód. Cała droga dla nas, czego więcej można sobie życzyć. Okazuje się jednak, że można, bo po chwili naszym oczom ukazuje się morze - jedziemy wzdłuż wybrzeża. Po 30 km robimy sobie przerwę na plaży i na kąpiel. Doskwiera nam tylko upał, rosnący z każdą minutą. Po następnych 30 km zatrzymujemy się pod posągiem lwa, gdzie również zatrzymał się nasz samochód. Tam to spotykamy Polkę mieszkającą w Hamburgu, która poleca nam szukać noclegów w miejscowości Asprovalta. Za jej radą udajemy się tam, gdzie udaje nam się znaleźć wymarzone miejsce na spanie - na plaży, obok malutkiego baru. Właściciel baru pozwala nam korzystać z leżaków i prysznica zupełnie za darmo. Wypożyczamy sobie rowerek wodny marki Ferrari razem ze zjeżdżalnią i płyniemy sobie poszaleć w morzu. Chwilę po wyjściu z morza i wzięciu prysznica nad Asprovaltą przechodzi spora burza - praktycznie w ciągu sekundy pojawia się ściana deszczu. Ewakuujemy się pod daszek baru, gdzie po burzy odprawiamy mszę. Po chwili jednak zrywa się silny, wrzący wiatr, który jest tak gorący, że ciężko się oddycha. Przewraca leżaki, rozwiewa nasze rzeczy.
Żeby było jeszcze śmieszniej, po paru minutach od tego wiatru, zrywa się drugi, tym razem lodowaty. Różnica ciśnień robi swoje ;)
Po tych ciekawych zjawiskach większa część ekipy rozbija się w barze, natomiast ja z Maćkiem, Januszem, Grześkiem, Moniką i Kubą kładziemy się na leżakach pod palmami. Usypiamy dosyć szybko zmęczeni dzisiejszymi zjawiskami...

Zdjęcia księdza Mirka, Kuby oraz moje:

Ranek na kempingu:


Wjazd na wspomnianą drogę ekspresową, totalnie pustą:


Cały czas wzdłuż wybrzeża:




Przepraszam za trochę mniejsze zdjecia, ale serwer na który daje foty czasem mi odrzuca w jakiś śmieszny sposób wybrane przez siebie zdjecia :(

Kuba:






Kuba fotograf:


A wyszły z tej pozycji takie zdjęcia:




Postój na plaży:


Po której chodziły takie mrówy:


Dalsza droga:






Ksiądz, Jakub i Grzesiek:






Ja z Kubą:




Postój przy stacji benzynowej:


Merida jeszcze sprawna:


Przy pomniku lwa:


Nocleg pod palmami:


Na rowerku wodnym :D :


Zbliżająca się burza, zdjęcie wygląda jak wybuch wulkanu:


Audi fajnie tutaj pasuje:


I na koniec dnia pioruny:



Dzień następny
Dzień poprzedni


Kategoria 50-100 km, Grecja 2009

Grecja - dzień 1

  • DST 45.33km
  • Czas 02:23
  • VAVG 19.02km/h
  • VMAX 66.50km/h
  • Temperatura 32.0°C
  • Sprzęt Merida TFS 100 V
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 9 czerwca 2009 | dodano: 09.06.2009

9 czerwca nadal jesteśmy w trasie samochodem. O 3 w nocy dojeżdżamy do granicy bułgarsko-greckiej, na której postanawiamy się przespać parę godzin. Wszyscy są zmęczeni upałem i rumuńskimi drogami. Odnajdujemy parking dla tirów, na którym kimamy 3 godzinki. Łazienki oraz szybkie śniadanie i ciepła kawa szybko doprowadzają nas do stanu użyteczności. Po 7 ruszamy wgłąb Grecji, do miejscowości Filippi, gdzie święty Paweł rozpoczął swoją wędrówkę na kontynencie europejskim. W Filippi odnajdujemy kościół, gdzie ochszczono św. Lidię. W pobliżu tego miejsca odprawiamy naszą pierwszą mszę świętą w Grecji. Po mszy rozpakowujemy rowery i jedziemy obejrzeć ruiny antycznego teatru. Trzeba powiedzieć, że rozmachem i swoją akustyką robi wrażenie. Po przejechaniu około 200 metrów mamy już dwie dziury w dętkach - jedna księdza Mirka, w rowerze którego dętka pękła od samego patrzenia na rower, druga w rowerze Kuby, który wjeżdża na pinezkę. Po szybkiej wymianie wyruszamy w stronę Kavali, portowego miasta nad morzem Egejskim. Razem z Kubą, Jakubem i Januszem nadajemy wyższe tempo i wybijamy się do przodu. Tu czeka na nas pierwszy grecki podjazd - na polskie warunki można śmiało powiedzieć, że spory, jednak na greckie ( jak się później okaże ) po prostu nieduży ;) Po pokonaniu go naszym oczom, po raz pierwszy, ukazuje się widok na morze - jest pięknie, zachęceni takimi widokami ciśniemy na dół serpentynami ile sił w nogach. Zaczyna się szaleńcza jazda pomiędzy samochodami, dosłownie na milimetry, przy prędkościach powyżej 60 km//h. Na dole rozdzielamy się, ja razem z Kubą jedziemy zwiedzać miasto oraz pokąpać się w morzu. Odwiedzamy deptak portowy oraz zjadamy cheese ballsy ( całkiem dobre kuleczki zapiekanego sera), poczym jedziemy dalej, w stronę Nea Peramos, gdzie próbujemy znaleźć nocleg. Zachodzące słońce trochę obniża temperaturą, która wahała się za dnia granicach 33 C. Udaje nam się złapać kemping za 40 zł dla 12 osób i dwóch samochodów, czyli prawie pół darmo. Rozbijamy namioty i idziemy obczaić teren - okazuje się, że 40 metrów od namiotów jest plaża i morze :) O 22 idziemy się w nim wykapać, poczym bierzemy prysznic, wcinamy bigos i zadowoleni z pierwszego dnia idziemy spać.

Zdjęcia moje oraz Kuby :

Pierwsza noc na parkingu dla tirów, ksiądz Mirek pomaga w kuchni ;) :


Śpiochy:


Amfiteatr w Filippi:



Miejsce, gdzie św. Paweł ochrzcił św. Lidię:




Część ekipy:


Pierwsza msza święta:


Kavala:




Poszukiwania reszty grupy z Kubą, dopiero o zachodzie robiło się chłodniej:



Dzień następny
Dzień poprzedni


Kategoria Grecja 2009, 0-50 km

Grecja - dojazd

Poniedziałek, 8 czerwca 2009 | dodano: 01.07.2009

7 czerwca o godzinie 15, po spakowaniu wszystkich bagaży i rowerów oraz po mszy świętej wyruszamy w drogę dwoma samochodami - 7 osobowym Fordem Galaxy, który ciągnie przyczepkę ( w składzie kierowca Krzysiek, ksiądz Mirek, Pani Irenka, Kuba, Monika, Jakub i ja ) oraz VW Sharanen ( kierowca Czesio, Maciek, Janusz, Piotrek i Grzesiek ). Jeszcze w Polsce łapie nas burza, jednak szybko przez nią przejeżdżamy. Jedzie się bardzo dobrze, kierujemy się na czeski Cieszyn, gdzie robimy pierwszy postój. Spotykamy dwóch kierowców tirów, zalanych totalnie, którzy usilnie nam wmawiają, że język włoski i hiszpański to podstawa ;). Przez Czechy przejeżdżamy szybko, na Słowacji kupujemy winiety i tniemy przez autostradę. W Bratysławie robimy dłuższy postój, tam to obserwujemy całkiem ładny zachód słońca. Na Węgry wjeżdżamy już po zmierzchu, cały czas jedzie się dobrze, nie jest gorąco. Węgry to także cały czas autostrada. O 3 w nocy dojeżdżamy do granicy rumuńskiej. Przejazd odbywa się bez problemów, wjeżdżamy na ( jak się później okazało ) jedne z gorszych dróg na naszej trasie. Na początku jedzie się dobrze, asfalt w miarę równy, drogi też mało górzyste. Jednak już o wschodzie słońca wjeżdżamy głębiej w Rumunię i się zaczynają mało przyjemne odcinki - pojawiają się góry oraz rosnący gorąc. Do tego dochodzą drogi - ich tragiczny stan, dziury na których można urwać całe zawieszenie oraz ciągłe remonty powodują, że jedzie się tragicznie. W górach co chwilę były roboty drogowe - ruch odbywał się wahadłowo. Ten odcinek był chyba dla nas najbardziej męczący.
Z Rumunii na pewno zapamiętam też bezpańskie psy - cały ogrom panoszących się wszędzie psiaków. Dodatkowo gdzieś na jakiejś dziurze niszczymy felgę i łapiemy kapcia w oponie. Na szczęście mamy zapasówkę, więc jedziemy dalej. Przez to państwo jedziemy prawie cały dzień - o 14 dojeżdżamy do granicy z Bułgarią. Tutaj jednak niespodzianka - nie ma mostu przez Dunaj, jest za to prom. Prom, na który, dzięki chorej organizacji, czekamy 3 godziny w największym upale. W końcu się udaje, za 15 minutowe przepłynięcie przez rzekę płacimy ponad 100 euro :/
Bułgaria wita nas także upałem, ale na szczęście i równymi drogami. Z Bułgarii na pewno zapamiętam proste odcinki dróg i wyludniałe okolice - przez 20 km potrafiła lecieć prosta droga bez jednego zakrętu. W Sofii się gubimy, zamiast obwodnicą jedziemy przez centrum miasta. Tam sceny jak z szybcy i wściekli, wyścigi na ulicach pomiędzy naszymi autami. Około godziny 23 na jakimś uskoku łapiemy kapcia w oponie przyczepki. Jednak i tu mamy zapasówkę, więc jedziemy dalej. Widać duże zmęczenie na twarzy kierowców, w końcu jedziemy już ponad 30 godzin. O godzinie 24 widzimy tablicę, że granica z Grecją za około 130 km...

Wyjazd z Jaworzna, pakowanie:



Pierwszy zachód w Bratysławie:



Rumuńskie psy:


Dunaj:


Pierwsza awaria:

fot. Kuba:



Dzieci w Rumunii ( za 4 cukierki można całkiem fajną sesję porobić ;) ) fot. Kuba:


Na promie do Bułgarii:


Dzień następny


Kategoria Grecja 2009

Wyprawa rowerowa Grecja 2009 - Ruszamy !

  • DST 0.01km
  • Czas 00:01
  • VAVG 0.60km/h
  • Sprzęt Merida TFS 100 V
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 7 czerwca 2009 | dodano: 07.06.2009

I stało się, dziś nastał 7 czerwca, dzień wyjazdu do Grecji. Wyprawa zacznie się w samej Grecji - do Hellady dojeżdżamy po 24 godzinnej podróży samochodem przez Słowację, Węgry, Rumunię i Bułgarię. W planach jest przejechanie od północnego skrawka Grecji, poprzez Saloniki, Larissę, Termopile, Ateny, Korynt aż do półwyspu Peloponez, gdzie zamierzamy odwiedzić takie miasta jak Agros, Nafplion czy starożytną Spartę. Zaplanowano także wejście na najwyższą siedzibę mitologicznych bogów - Olimp wraz ze szczytem Mitikas 2918 m n.p.m. Odwiedzimy także klasztory w Meteorach. W większości będziemy starać się poruszać wzdłuż wybrzeża, gdzie oprócz 33 C upału towarzyszyć nam będą rajskie plaże i lazurowe morze. Cała wyprawa ma trwać około 18 dni - w tym czasie chcemy przejechać około 1500 km. 3 dni przeznaczamy na zwiedzanie miast oraz wejście na Olimp. Do Aten będziemy podążać szlakiem św. Pawła - jedzie z nami ksiądz, który można powiedzieć jest pomysłodawcą wyjazdu. Noclegi są planowane na dziko lub na kempingach pod namiotami. Mam nadzieję, że i zdrowie i pogoda dopiszą :)

Będę starał się czasem dodawać jakieś wpisy, jeżeli internet w komórce będzie tam działał lub jeżeli dorwę kafejkę internetową ( wtedy też może zdjęcia wstawię ).





To tyle, pozdrawiam :)


Kategoria Grecja 2009