100-200 km
Dystans całkowity: | 21237.93 km (w terenie 713.90 km; 3.36%) |
Czas w ruchu: | 1072:42 |
Średnia prędkość: | 19.80 km/h |
Maksymalna prędkość: | 82.00 km/h |
Suma podjazdów: | 57010 m |
Liczba aktywności: | 169 |
Średnio na aktywność: | 125.67 km i 6h 20m |
Więcej statystyk |
Pszczyna
-
DST
107.29km
-
Czas
04:04
-
VAVG
26.38km/h
-
VMAX
42.00km/h
-
Temperatura
30.0°C
-
Sprzęt Specialized Tricross
-
Aktywność Jazda na rowerze
Wczoraj rozkręciłem większość ruchomych elementów w Specu, wyczyściłem i nasmarowałem co potrzeba. Teraz rower chodzi cichutko i nic nie strzela, płynie zwinnie wręcz po asfalcie ;) Do rana załatwiałem parę spraw, kupiłem też sztycę 450mm do Meridy, bo moja stara 350 już jest na maksymalnym wyciągnięciu i obawiam się o ramę. Połatałem też parę dętek.
A po 16:30 szybka traska do Pszczyny. W tamtą stronę przez Miedźną, drogą którą pokazał mi Janusz, z powrotem natomiast na Bieruń. Bardzo przyjemnie, 30 C, do temperatury optymalnej trochę brakuje, ale jutro ma być 34 C, więc będzie idealnie. Jechało się super, do Bierunia z Pszczyny miałem przelotówki rzędu 35-40 km/h. W Jaworznie pokręciłem się jeszcze obok elektrowni i OST, żeby dobić do stu :P
No i w Jeleniu, na dzielnicy Dąb widziałem czarne Lamborghini Murcielago na oświęcimskich blachach. Tłukło się 20 km/h, bo tam są najgorsze dziury w całym mieście :P
Nowe spodenki rowerowe od Airbike, są mega wygodne, głównie dzięki grubej wkładce.
Pozdrawiam :)
Kategoria 100-200 km
Kraków wieczorem
-
DST
141.50km
-
Czas
05:56
-
VAVG
23.85km/h
-
VMAX
58.00km/h
-
Temperatura
18.0°C
-
Sprzęt Merida TFS 100 V
-
Aktywność Jazda na rowerze
Normalny człowiek, który chce jechać na jakąś ciut dalszą wycieczkę wstanie rano i od razu zbierze się na rower. No ale ja do takich nie należę, więc wyszedłem o 16:30 z zamiarem jechania przed siebie. To przed siebie okazało się trochę dalsze niż zakładałem, bowiem zawędrowałem przez Bukowno, Olkusz, Ojców i Skałę do Krakowa.
W stolicy Kraka poszwędałem się po starym mieście i Kazimierzu, zjadłem zapiekankę i zabrałem się po 21 za powrót. Robiło się już ciemno, więc założyłem lampkę. Wracałem główną DK79, na szczęście było na niej bardzo spokojnie, od czasu do czasu tylko parę ciężarówek mnie mijało. Zrobiło się zupełnie ciemno, ale jechało się przyjemnie. Przez Krzeszowice, Trzebinię i Chrzanów wróciłem do domu, w którym zameldowałem się równo 4 minuty przed północą. Temperatura spadła z początkowych 22 C do 10 C, dobrze, że zabrałem ciepłe ciuchy. To tyle, pora spać ;)
Spalony las za Bukownem:
Maczuga Herkulesa:
Cudowna droga ze Skały do Krakowa, lekko w dół z wiatrem, do tego idealny, nowy asfalt. Coś pięknego na szosę :)
Jak w górach:
Kraków wita:
Powrót nocą:
Pozdrawiam :)
Kategoria 100-200 km
Zlot podrozerowerowe.info - Dzień 4
-
DST
158.27km
-
Czas
08:40
-
VAVG
18.26km/h
-
VMAX
60.00km/h
-
Temperatura
27.0°C
-
Sprzęt Merida TFS 100 V
-
Aktywność Jazda na rowerze
Rano wstajemy o 8 i przygotowujemy się do drogi powrotnej. Leniwie wygrzebujemy się z namiotu, po 10 jesteśmy już w trasie. Grupki rowerzystów co chwilę rozjeżdżają się w różne strony, nam udaje się wracać z Andrzejem, "Zgarniętym". Nick taki, ponieważ na forum nigdy nie był, ale kilka osób zaciągnęło go na zlot.
Ruszyliśmy niebieskim szlakiem. Jechało się bardzo przyjemnie, po chwili zjeżdżaliśmy już z Puchaczówki do Stroni Śląskich, skąd posypaliśmy przez przełęcz do Lądka Zdrój i Złotego Stoku Dalej na Kamieniec i bocznymi drogami na Ziębice, gdzie się pożegnaliśmy.
Czekała nas teraz 60 km droga do Wrocławia na pociąg. Na nasze szczęście wiał silny wiatr w plecy, więc bez większych problemów tam się przedostaliśmy.
Pociąg niestety miał 110 minutowe opóźnienie i jechał tylko do Katowic ( a nie do Jaworzna jak zapewniano na rozkładzie), więc o 2 w nocy musieliśmy jeszcze kręcić z Katowic do domu. Wyprzedziły nas może 2 samochody :)
Dzisiejszy dystans był rekordowy dla Ewy, co więcej zrobiła go z sakwami i po części w górach - należą się więc dla niej wielkie brawa ;)
Zjazd z Puchaczówki:
Targ staroci w Lądku:
Sympatyczna pani sprzedawczyni, która opowiedziała nam całe swoje życie, kiedy to za młodu schodziła wszystkie góry w Polsce:
Spokojny Złoty Stok:
Widoczki za Kamieńcem:
I postój pod Biedronką na koniec:
Kategoria 100-200 km
Zlot podrozerowerowe.info - Dzień 1
-
DST
110.65km
-
Czas
06:24
-
VAVG
17.29km/h
-
VMAX
60.00km/h
-
Temperatura
13.0°C
-
Sprzęt Merida TFS 100 V
-
Aktywność Jazda na rowerze
Wybraliśmy się z Ewą na krótką wyprawkę do Kotliny Kłodzkiej, a dokładnie Międzygórza, gdzie odbywał się zlot z forum podrozerowerowe.info. Podróż zaczęliśmy na PKP i podjechania do stacji Opole.
Niestety dzień nie zaczął się dobrze, Ewa po paru kilometrach wesoło wyrżnęła o asfalt przy próbach poprawienia karimaty leżącej na bagażniku. Poobijała się trochę, ale dzielna jest, więc nie narzekając, pokręciła dalej.
Pogoda średnio sprzyjała, było chłodno i wiał zimny wiatr z boku i przodu. Jechaliśmy drogą wojewódzką w stronę Prudnika i Głuchołaz, gdzie przekroczyliśmy granicę. W planach był wjazd na Pradziada, ale bolące kolano i łokieć Ewy musiał te plany zostawić na inny wypad.
Rozbiliśmy się z namiotem na dziko za górską chatką przy jakiejś wojskowej przyczepie. Zjedliśmy makaron z sosem i szybko wskoczyliśmy do namiotu, bo po zachodzie słońca czuć było, że w nocy będzie mróz.
Czekamy na pociąg w Szczakowej:
Remont drogi, jazda po cemencie...:
Alejka w stronę Prudnika:
Świetna droga rowerowa pomiędzy wioskami:
Głuchołazy:
:)
Gotujemy makaron:
I idziemy do spania :)
Kategoria 100-200 km
Dolinka Mnikowska
-
DST
105.08km
-
Czas
05:52
-
VAVG
17.91km/h
-
VMAX
55.00km/h
-
Temperatura
25.0°C
-
Sprzęt Merida TFS 100 V
-
Aktywność Jazda na rowerze
Przejażdżka z Efffą w stronę Małopolski. Ładna pogoda, 25 C ( trochę jeszcze za zimno, no ale dawałem radę :D ) Atrakcją wycieczki były muffinki Ewy ( specjalnie dla mnie upiekła ! ). Praktycznie cała droga bocznymi asfaltami, z zerowym ruchem. Pod koniec dojechał do nas Januszek, który po wycieczce wyciągnął mnie do siebie na piwo ( tzn. sześciopak ) i pyszne zapiekanki ( zwłaszcza to drugiej skłoniło mnie do przyjęcia zaproszenia :P )
Więcej powiedzą zdjęcia:
Nad Balatonem:
Remont drogi, chwilę w rumuńskich kurzach...
...aby po chwili pędzić po nowym asfalciku:
Pojawiły się również sympatyczne widoczki:
Czyżby F16? ;)
W Dolince Mnikowskiej zachciało mi się na drzewa włazić:
Ale po chwili zgłodniałem, więc Ewa poratowała mnie pysznymi:
Chwilę odpoczęliśmy...
I zabraliśmy się za powrót, samoloty latały co chwilę nad głowami:
W stronę Puszczy Dulowskiej:
Dołącza Janusz:
I wcina ostatnią muffinkę ( zostawiłem mu ;P )
Po czym cykam ostatnie zdjęcie i idziemy na browary:P
Kategoria 100-200 km
Góry z ekipą
-
DST
154.77km
-
Czas
07:29
-
VAVG
20.68km/h
-
VMAX
68.00km/h
-
Temperatura
27.0°C
-
Sprzęt Merida TFS 100 V
-
Aktywność Jazda na rowerze
Wypad na Hrobaczą Łąkę, Kozubnik i Przełęcz Beskidek razem z Efff, Piofci, Funiem. W Zatorze dołączył do nas również Janusz507. Super pogoda na rower, cieplutko i przyjemnie. Podjazd dał nam wszystkim w skórę, nachylenie pod 20% robi swoje :)
Skończyłem w końcu 4 dniową relację z wypadu do Toscanii. Zapraszam ;)
Parę fotek:
Zaczynam zabawę:
Pijany i niewyspany Funio:
Pozdrawiam :)
Kategoria 100-200 km
Wadowice
-
DST
105.03km
-
Czas
03:46
-
VAVG
27.88km/h
-
VMAX
75.00km/h
-
Temperatura
27.0°C
-
Sprzęt Specialized Tricross
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dodaję wpis, więc znikną wpisy z Toscanii, można je znaleźć tutaj:
TOSCANIA 2012
Szybka, energiczna jazda do Wadowic na kremówkę papieską ;) Trasa prosta jak drut: Chrzanów, Babice, Zator, Wadowice. Powrót taką samą drogą. Bardzo duży ruch ciężarówek, wszystkie zapiepszają ile wlezie, żeby ich długi weekend nie zatrzymał w trasie. Osobówki natomiast podróżują już na krótkie wakacje. Na szczęście obyło się bez przykrych przygód z kierowcami. V-max nie powiem gdzie i jak... :P Także ciii ! :D
Ciepło się w końcu zrobiło, co prawda to nie moje optymalne >30 C, ale jakoś da się przeżyć. No i opaliło mnie na brązowo, opalenizna z Krety i Toskanii została elegancko wzmocniona :D
Parę fotek:
Góry jeszcze w śniegu:
Wadowice:
:)
Pozdrawiam :)
Kategoria 100-200 km
Toscania 2012 - Dzień 4
-
DST
181.23km
-
Czas
09:50
-
VAVG
18.43km/h
-
VMAX
65.00km/h
-
Temperatura
27.0°C
-
Sprzęt Merida TFS 100 V
-
Aktywność Jazda na rowerze
Ostatni dzień zaczął się o godzinie 6. Całą noc słyszałem tylko ulewę nad namiotem, rano niestety nie przestała szaleć. Chcąc nie chcąc, ruszyłem w pelerynce. Deszcz zacinał mocno, cały czas miałem pod górę, w dodatku była bardzo gęsta mgła. Na szczęście po zjechaniu z przełęczy przebiłem się przez chmury, deszcz przestał padać i wyszło piękne słońce. Nawet tęcza się pojawiła. Zjazd to czysta poezja, ponad 50 km z górki, cały czas z okrutnie silnym wiatrem. Na prostych odcinkach jechałem bez pedałowania 35 km/h. Nie wjeżdżam do Bolonii, bo byłem tam już dwa razy, wybieram boczne drogi prowadzące w stronę Modeny. Tam zaczynają się fajne, krótkie podjazdy ze ściankami do 17 %. Na niebie nie ma ani jednej chmurki, słońce zaczyna palić niemiłosiernie. Zwiedzam Modenę, rowerowe, całkiem ładne miasto, wcinam włoskie lody i jadę w stronę Campogalliano, miasteczka, w którym mam się spotkać z kierowcą. Zahaczam również o Carpi, spokojne miasto na północ od Campo, wypijam tam włoską kawę ( Jak jesteście we Włoszech to pamiętajcie : lody i kawa ! )
Udaje mi się znaleźć nocleg w sadzie obok dużego domu, dostaję na kolację smażony, cieniutki chlebek ( coś jak chrust ), kilka słodyczy i gnocchi z sosem i oliwą. Zwłaszcza to ostatnie smakowało.
I tak zasypiam, kończąc czterodniowe rowerowanie po Toskanii. Powrót obył się bez przygód, przegadaliśmy z kierowcą całą drogę, więc szybko, we wtorek wieczorem, znalazłem się w domu.
Mokry poranek:
Lubię takie znaki :)
Modena:
Carpi:
Kolacja:
Nocleg:
Piwo na koniec podróży. W sumie trochę tego alkoholu przywiozłem, parę piw, 7 butelek wina.. :D
Pozdrawiam :)
Kategoria 100-200 km, Toscania 2012
Toscania 2012 - Dzień 3
-
DST
148.26km
-
Czas
09:15
-
VAVG
16.03km/h
-
VMAX
60.00km/h
-
Temperatura
23.0°C
-
Podjazdy
1700m
-
Sprzęt Merida TFS 100 V
-
Aktywność Jazda na rowerze
Nad namiotem całą noc przetaczały się niewielkie burze. Rano oczywiście wszystko było mokre, niestety brakowało mi wody do zrobienia czegokolwiek, więc resztką z butelki umyłem naczynia po makaronie, a twarz obmyłem wodą osiadłą na namiocie.
Do Sieny dojechałem zjazdem w ciągu paru minut, wjechałem głęboko w centrum miasta, co niestety nie wróżyło nic dobrego przy wyjeździe, bowiem włoskie miasta mają to do siebie, że strasznie łatwo idzie się w nich zagubić.
Centrum Sieny jest ładne, ale bez rewelacji. Jak ja to lubię mówić: "Dupy nie urywa" ;) W sumie straciłem tam prawie godzinę czasu na próbach wydostania się, krążyłem w kółko nie zdając sobie z tego nawet sprawy.
Pierwotnym planem była jazda do Arezzo, ale czasowo bym się nie wyrobił, więc musiałem skręcić na boczne drogi prowadzące na północ. Trafiłem super, bowiem ruchu praktycznie tam nie było, droga była nowiutka, a co więcej, chwilę przede mną jechał peleton Giro dell'Appennino i skupiłem się na zbieraniu bidonów wyrzuconych przez kolarzy. Po paru minutach miałem już 4, na więcej nie było miejsca, chociaż spokojnie dwie sakwy mógłbym nimi zapełnić.
Pogoda była w kratkę, przetaczały się nade mną co chwilę ulewne, krótkie deszcze. Nie obyło się też dwa razy bez gradu. Droga była spokojna, urozmaicona krótkimi hopkami. Takim sposobem dojechałem do Florencji, ale pominąłem centrum miasta i uciekłem od razu drogą na Prato, w którym zaczynała się droga wyjazdowa z Apenin, w stronę Bolonii. Czekał mnie teraz długi podjazd.
W połowie zaczęło się jednak ściemniać, więc trzeba było szukać noclegu. W ostatniej miejscowości przed przełęczą zobaczyłem starszego dziadka, który wyszedł prawdopodobnie na spacer. Zagadałem do niego po włosku, mówiąc, że jestem pielgrzymem z Polski ( to wzmacnia pozytywne wrażenie :D ) i tłumacząc, że szukam noclegu, ale nie mam funduszy na hotele albo campingi. Zmartwiony, ale jednocześnie ucieszony dziadek ( spotkał pielgrzyma ! z Polski ! na rowerze ! ) powiedział, że nie ma u niego miejsca, bo ma duży spad. Jednocześnie z drugiego domu wyszedł dziadek z... białą laską... Pierwszy dziadek ochoczo zawołał "Marcello, Marcello, popatrz, pielgrzym z Polski, na rowerze !" Marcello rad, nie rad, jakoś mnie odszukał, obmacał rower i na jego twarzy również zagościł uśmiech. Pierwszy dziadek opowiedział mu moją historię i Marcello wpadł na pomysł, że zaprowadzi nas ( sic ! ) do restauracji, gdzie obok jest duży, pusty namiot imprezowy. No to ruszyliśmy. Korowód musiał wyglądać prześmiesznie, na początku niewidomy dziadek prowadzący resztę, potem ja z obładowanym rowerem i na końcu ledwo co dreptający, drugi dziadek. Marcello, pomimo, że nie widział, ostrzegał nas przed każdym jadącym samochodem, coś w stylu " Uważajcie, samochód nadjeżdża". Słyszał je już chyba na przełęczy, bo minęło trochę, zanim jakiś przejechał. Uporał się z wąskimi schodami i różnymi przeszkodami ( ja z rowerem miałem ciężej niż on ) i przyprowadził do restauracji.
Właściciel zgodził się od razu. Zadowolony z siebie niewidomy dziadek podreptał z powrotem, pierwszy dziadek, cały czas przejęty, oświadczył, że na pewno jestem głodny i zamówi mi pizzę. No... dobra, jak już nalega... ;P
Ale na tym się nie skończyło. Zmartwiony tym, że nie śpię w hotelach, bo nie mam pieniędzy, sięgnął do kieszeni i wcisnął mi szybko do ręki coś, co wyglądało jak zwitek pieniędzy. Ja w zupełnym szoku, zacząłem odmawiać, mówiąc, że dam sobie radę bez problemu, że absolutnie nie mogę tego przyjąć. Nawet nie chciał słyszeć o odmowie, życzył mi wszystkiego dobrego i czym prędzej uciekł do siebie. Zostałem sam, stojąc jak wryty. Otworzyłem zaciśniętą dłoń z pieniędzmi i zacząłem liczyć... 50, 60, 70, 80, 90... 90 Euro ! Matko Boska, to nie może być realne! Właśnie dostałem od nieznajomego dziadka 90 euro! Czy ja nie mam szczęścia? Nie dość, że wydałem do tej pory 1,5 euro, to jeszcze takie coś... Kosmos !
Po chwili szef kuchni zaprosił mnie na pizzę, a dokładnie calzone z szynką i serem ( taka składana pizza ). Do tego dostałem również piwo Birra Moretti. Pojedzony i zadowolony podziękowałem za dobre rzeczy i nocleg, po czym poszedłem spać. Nad górą rozpętała się okropna burza, ale było mi to obojętne, bo namiot rozbiłem w namiocie i wszystko było suchutkie. Co za dzień, czegoś takiego jeszcze nie przeżyłem!
Siena:
Spokojna droga w okolicach Chianti, skąd pochodzi słynne wino:
Peleton, były też chłopaki z ccc:
Zdobycze :):
Namiot w namiocie ;)
Kategoria 100-200 km, Toscania 2012
Toscania 2012 - Dzień 2
-
DST
158.91km
-
Czas
09:25
-
VAVG
16.88km/h
-
VMAX
67.00km/h
-
Temperatura
15.0°C
-
Podjazdy
1400m
-
Sprzęt Merida TFS 100 V
-
Aktywność Jazda na rowerze
W nocy dostałem informację od kierowcy, ze wraca do Polski w poniedziałek. Wyklarowały się zatem moje plany i możliwości na ten krótki wypad. Oznaczało to, że przede mną jeszcze 3 dni jazdy. Żeby jak najbardziej wykorzystać ten czas, postanowiłem wstawać codziennie o 5:40 i jak najszybciej wyruszać w drogę.
W nocy padało prawie cały czas, na szczęście o wschodzie słońca już był spokój. Zwinąłem szybko mokry namiot i pojechałem w stronę Pizy. Miasto jest bardzo ładne, bardziej przestrzenne niż zatłoczona Florencja. Obowiązkowym miejscem była krzywa wieża. Turystów oczywiście okropnie dużo.
Po wyjeździe z miasta zaczęło się chmurzyć, przed sobą zobaczyłem wielką, rozciągającą się chmurę burzową. Jechałem bezpośrednio na nią. No trudno, najwyżej mnie zmoczy porządnie, wracać przecież nie będę, trzeba brnąć głębiej w Apeniny. Na szczęście chmury poszły w drugą stronę, więc tylko lekko mnie pokropiło.
Wkrótce zaczął się prawdziwy rollercoaster. Krótkie, strome podjazdy i takie same zjazdy. To znak, że wjeżdżać zacząłem do Toskanii. Wyszło również słońce, oświetlając pięknie mocno zielone wzgórza pokryte winoroślami. Krajobraz zrobił się naprawdę piękny. Po dłuższym podjeździe pod Volterrę obrałem za kierunek Sienę, większe miasto w centrum Toskanii. Udało mi się dotrzeć około 5 km przed nie, nocleg znalazłem na ogródku u starszej pani, która poczęstowała mnie wielką kromką chleba z prosciutto crudo ( szynki suszonej na słońce, w Polsce bardzo drogiej ) oraz jakąś dziwną w smaku rybą. Rozbiłem szybko namiot, bo zbierało się znowu na deszcz.
Poranek przy moim Range Roverze:
Pisa:
Ciężkie chmury:
Ktoś zaszalał:
Słoneczna Toscania:
Tak z 35% conajmniej:
I zaczęły się cudne widoki:
Kategoria 100-200 km, Toscania 2012