100-200 km
Dystans całkowity: | 21237.93 km (w terenie 713.90 km; 3.36%) |
Czas w ruchu: | 1072:42 |
Średnia prędkość: | 19.80 km/h |
Maksymalna prędkość: | 82.00 km/h |
Suma podjazdów: | 57010 m |
Liczba aktywności: | 169 |
Średnio na aktywność: | 125.67 km i 6h 20m |
Więcej statystyk |
Lotnisko w Balicach
-
DST
118.51km
-
Czas
05:20
-
VAVG
22.22km/h
-
VMAX
55.00km/h
-
Temperatura
6.0°C
-
Sprzęt Specialized Tricross
-
Aktywność Jazda na rowerze
Wczoraj spec się przewietrzył, ale chyba coś go jeszcze dusiło, więc dziś postanowiłem trochę dalej się ruszyć. Janusz się urlopuje ( dziś ostatni dzień, haha :D ) i zgadaliśmy się wczoraj, czy by gdzieś nie śmignąć dalej na szosach.
Do końca nie wiadomo było gdzie zajedziemy, na początku jechaliśmy byle przed siebie i w kierunku na Małopolskę. Na Jeziorkach dołączył jeszcze Funio, którego zrobiliśmy w balona i powiedzieliśmy mu, że jedziemy na MTB, więc biedak na zimówce przyjechał. Jak się później okazało wcale poszkodowany nie był, a śmiem nawet twierdzić, że to myśmy się poratowali, gdyż darł na tym góralu lepiej niż my na szosach. Skubany na parę w nogach. Jak on weźmie szosę, to ja CBR biorę... ;)
Trasa prowadziła bocznymi drogami. Najpierw na Trzebinię wzdłuż A4, potem odbiliśmy na Alwernię. Tam zaczęły się fajne podjazdy. Potem postanowiliśmy pojechać na lotnisko w Balicach. Tu zaczęła się dosyć ostra jazda, jechaliśmy z wiatrem, więc przelotówka na nowiutkim asfalcie wynosiła 35-40 km/h ;) Funio nie odstawał ani na koło, co więcej pchał się na przód :D
Przed Balicami zajechaliśmy jeszcze nad zalew w Kryspinowie. W samych Balicach natomiast spotkaliśmy na lotnisku jedynego Tupolewa Tu-154, który w barwach narodowych przechodził jakieś testy, które miały symulować ostatnie momenty rządowego samolotu w Smoleńsku ( było dziś o tym w wiadomościach )
Powrót już taki łatwy nie był, trzeba było bowiem wrócić 60 km pod wiatr. Jechaliśmy przez Morawicę, Brzoskwinię i dalej na Tenczynek, skąd przez Bolęcin na Chrzanów. Potem już powrót do Jaworzna. Średnia spadła masakrycznie przez wiatrzysko.
Trochę mnie panowie wymęczyli, przed Jaworznem lekko odstawałem, ale potem mi już przeszło.
Dziś pogoda była piękna :) Gdyby jednak nie ten wiatr… Ale wszystkiego nie można mieć :P
Zdjęcia:
Funio chciał się w DH pobawić, ale zwątpił szybko:
Swojskie klimaty:
Pierwsze podjazdy:
Czuć wiosnę w powietrzu:
Piękna focia obok kupy piachu:
Szosa Janusza:
...i jego kokpit... ;) :
Zimówka Funia:
I mój specuś:
Złapany Tupolew Tu-154:
Kokpit ( roweru, nie samolotu :P ):
A tutaj Wizzair:
Widoczki przed Tenczynkiem:
Mapa:
I pierwsza seta roku wpadła ;)
Pozdrawiam :)
Kategoria 100-200 km
Jesienna Jura
-
DST
136.25km
-
Teren
25.30km
-
Czas
07:07
-
VAVG
19.15km/h
-
VMAX
62.00km/h
-
Temperatura
10.0°C
-
Sprzęt Merida TFS 100 V
-
Aktywność Jazda na rowerze
W końcu udało się zrealizować planowaną od dawna wycieczkę na Jurę. Uwielbiam tam jeździć, zwłaszcza jesienią, dlatego tym bardziej ucieszyłem się dziś z dobrej pogody i w miarę słabego wiatru, który w ostatnich dniach dawał o sobie znać.
Wyjechałem o 11 i skierowałem się na początek do Trzebini, z której odbiłem na Puszczę Dulowską. Spokojnie dojechałem do skrzyżowania pod A4 obok leśniczówki i skręciłem do Mnikowa, aby wjechać w pierwszą dolinkę - Mnikowską. Byłem tam pierwszy raz, warto ja odwiedzić, jest krótka, ale bardzo ładna.
Dalej pojechałem niebieskim szlakiem w stronę Dolinki Brzoskwinki, która niczym nie zachwyca ( oprócz ładnej nazwy :P ), aby przeciąć DK79 ( tu ciekawostka - w Nielepicach, na ograniczeniu 40 km/h zrobił mi zdjęcie fotoradar, w momencie, gdy na liczniku miałem 59 km/h :D. To się zdziwią w komendzie.... :D ) i pojechać nadal niebieskim szlakiem na Dolinę Będkowską. Widać tam już prawdziwą jesień, na prawdę warto dolinkę odwiedzić o tej porze roku.
Następna część wypadu odbywała się w terenie, w którym nie zabrakło sporej ilości błota. Rower jest już cały uwalony, a jeszcze nie dawno lśnił się po serwisie jak nowy... Przejechałem cały niebieski szlak aż do Jaskini Nietoperzowej i skręciłem na DK94, którą się trochę zagalopowałem, bo miałem skręcić na zjazd do Ojcowa, a wylądowałem w miejscowości Biały Kościół. Okazało się jednak, że stamtąd też można się dostać do Ojcowa. Na zjeździe do parku przeżyłem chwile grozy, gdy rozpędzony ponad 60 km/h spotkałem się z jadącym pod górę Jeepem. Droga była tak wąska, że dosłownie musnąłem lusterko auta i pojechałem dalej. Zahamować nie było szans, bo wyjechał mi z zakrętu :D
W Ojcowie zjadłem bułki, ubrałem kurtkę i ruszyłem w drogę powrotną. W Olkuszu zaczęło się robić już ciemno, przez las z Bukowna do Jaworzna wracałem w ciemnościach ( no, może nie w ciemnościach, bo latarka świeci mi jak długie w autach :P ). W domu byłem o 19.
Zdjęcia:
Puszcza Dulowska:
W stronę Mnikowa:
Dolinka Mnikowska:
Tato! Patrz ! On nam robi zdjęcie :O !
Obraz Matki Boskiej:
Ten mi tu w kadr wjechał... :
Wyjazd z dolinki:
Niebieski szlak wzdłuż A4:
1/4 mili:
Dolina Będkowska:
Biały kościół w miejscowości Biały Kościół...:
Skałki w Ojcowie:
A w tym miejscu padły baterie...:
Pozdrawiam :)
Kategoria 100-200 km
Beskidy dzień 3
-
DST
129.38km
-
Teren
12.00km
-
Czas
07:30
-
VAVG
17.25km/h
-
VMAX
65.00km/h
-
Temperatura
20.0°C
-
Podjazdy
3950m
-
Sprzęt Merida TFS 100 V
-
Aktywność Jazda na rowerze
Pierwszym podjazdem, z którym zamierzamy się dziś zmierzyć ma być Równica. Niestety okazuje się, że Pawła boli kolano na tyle poważnie, że nie jest w stanie dalej jechać ze mną na kolejne przełęcze. Postanawia jechać z Ustronia prosto do Katowic. Dalej jadę więc sam.
Równicę na rowerze podjeżdżam pierwszy raz, całkiem przyjemna się okazuje. Początkowe 1,5 km ciągną się kostką brukową, ale potem jest normalny asfalt. Sam podjazd licząc od początku kostki ma około 5 km, więc jak na polskie warunki jest dosyć długi. Na górę docieram po 35 minutach, więc z sakwami to dobry wynik.
Dalej postanawiam wbić się na zielony szlak do Brennej. Okazuje się to złym pomysłem, z ładunkiem i oponami 1,5 z ciśnieniem 7 atmosfer jazda pod kamieniach nie należy do najprzyjemniejszych. Co prawda początek był zachęcający, najpierw lekki podjazd, a potem techniczny szlak po korzeniach w lesie, ale niestety potem zaczął się stromy, kamienny zjazd. Manewrowałem 5 km/h pomiędzy głazami, ale i tak parę razy trzeba było prowadzić.
W Brennej skręciłem do góry, aby zdobyć następną przełęcz - Karkoszczonkę. Początkowy podjazd był jak marzenie - strome ścianki, wąska asfaltowa droga wzdłuż strumienia i zamknięty ruch samochodów. Niestety po około 2 km asfalt się skończył i zaczęło się jedno wielkie pchanie. Ściana była tak stroma, że wepchanie roweru 1 km zajęło mi ponad 30 minut. Na koniec trafiłem jeszcze na morderczą serpentynę z wycinki, na której rozwaliłem do reszty buta...
W końcu jednak objawiła mi się przełęcz. Przypomniało mi się wtedy, że byłem tu już raz, co prawda na wycieczce z PTTK i mniej na trzeźwo, no ale jednak.
Do Szczyrku zjechałem zjazdem z dziurawych pustaków. Rower przez ten teren pod takim ciężarem zaczął jęczeć okrutnie, amortyzator przy każdej dziurze od tej chwili wydaje wdzięczne "jęęęk".
Ze Szczyrku pocisnąłem do Bielska, aby tam znaleźć drogę na kolejny podjaździk, tym razem na Przełęcz Przegibek. Podjazd nie podobał mi się wcale, ot parę dziurawych zakrętów, co chwilę wypłaszczających się i otaczających górę. Może od drugiej strony jest lepszy, bo zjazd był ciekawszy.
Z Międzybrodzia posypałem na Kęty, skąd przy Wilamowice i Oświęcim dotarłem do Jaworzna. A, jeszcze za Oświęcimiem mnie deszczyk złapał i nie odpuścił aż do domu. I 3 dni zleciały szybciutko :(
Poranny gość w namiocie:
Widok z Równicy:
Trochę techniki i się marathony gubią ;) :
Trochę błotka:
W stronę Brennej:
Początek drogi na Karkoszczonkę:
Wylało by się asfalt i była by polska Malga Palazzo :) :
W końcu przełęcz:
Skrzyczne:
Jesień nadciąga:
Skocznie w Szczyrku:
Przegibek:
Pozdrawiam :)
Kategoria 100-200 km, Beskidy 2010
Beskidy dzień 2
-
DST
105.88km
-
Teren
10.00km
-
Czas
06:40
-
VAVG
15.88km/h
-
VMAX
65.00km/h
-
Temperatura
20.0°C
-
Sprzęt Merida TFS 100 V
-
Aktywność Jazda na rowerze
Do drogi zbieramy się dosyć niewyspani, bo cesta obok która spaliśmy okazuje się być bardzo główna, także całą noc budzą nas ciężarówki. Szybko dojeżdżamy do Namestova, za którym odbijamy na drogę 520, która kieruje nas na przełęcz Glinka. Podjazd jest długi, bo ma prawie 10 km, ale nachylenie rzędu 3-5 % nie męczy jakoś strasznie. Z Glinki bardzo ładnym asfaltem zjeżdżamy dosyć szybkim zjazdem. Mijamy Ujsoły oraz Rajczę, gdzie odbijamy na Sól i Laliki. Jedziemy wzdłuż ekspresówki na Zwardoń, ale po chwili odbijamy na zamkniętą dla ruchu asfaltową dróżkę prowadzącą równolegle do głównej drogi na Istebną. Tam to zaliczamy drugą przełęcz dzisiejszego dnia, czyli Przełęcz Rupienka, która to leży w terenie. Zjeżdżamy po dosyć ostrych kamieniach na dół, by po chwili znowu zrobić podjazd, tym razem dosyć ostry, bo chwilowo i 20 % tam się jawiło ;)
Wyjeżdżamy na górę i znowu zjeżdżamy, tym razem remontowaną drogą do Istebnej. Skręcamy na Zaolzie, by po dosyć ciekawym i stromym podjeździe prowadzącym przez Stecówkę ( droga jest zamknięta dla samochodów, ale asfalt jest bardzo dobrej jakości ) zdobyć Przełęcz Szarcula.
Na przełęczy robimy sobie makaron i zjeżdżamy do Wisły Czarne drogą obok zamku prezydenta. Zjazd świetny, droga jest bardzo wąska, co jeszcze bardziej zachęca, żeby poszaleć na zakrętach :)
Odwiedzamy także zaporę na jeziorze oraz słynny wodospad.
Sypiemy dalej, żeby zdobyć czwartą przełęcz dzisiaj, czyli Salmopol. Pomimo, że jest to jeden z dłuższych podjazdów w Polsce, to wchodzi bardzo łatwo, na górze jesteśmy po około 45 minutach podjazdu bez zatrzymania.
Na górze szukamy noclegu, ale się nie udaje, więc postanawiamy zjechać z powrotem do Wisły. Nocleg udaje się znaleźć na polu za domem, którego właścicielka zgadza się na rozbicie namiotu.
Mglisty poranek na Słowacji:
W kierunku Glinki:
Spodobał mi się kadr :) :
Łagodny podjazd pod przełęcz:
Rowerki na górze:
Zjazd:
Droga przed Solą:
Przy ekspresówce:
Najdłuższy tunel w Polsce, trzeba będzie kiedyś go zaliczyć pomimo zakazu ;) :
Koniaków w górze:
Podjazd pod Szarcule:
Klasyk;):
Na przełęczy:
Zameczek:
Jezioro Czerniańskie z zapory:
Wodospad:
Wisła Malinka:
Salmopol:
Widok z przełęczy:
Nocleg:
Kategoria 100-200 km, Beskidy 2010
Beskidy dzień 1
-
DST
126.86km
-
Czas
07:10
-
VAVG
17.70km/h
-
VMAX
70.00km/h
-
Temperatura
18.0°C
-
Sprzęt Merida TFS 100 V
-
Aktywność Jazda na rowerze
Na pomysł zaliczenia paru przełęczy w Beskidzie Śląskim i Żywieckim wpadłem już w czerwcu, kiedy to chciałem przygotować się przed podjazdami na wyprawie w Alpy. Wtedy jednak pomysł nie wypalił, dlatego postanowiłem zrealizować go we wrześniu. Trochę ciężko było znaleźć kogokolwiek chętnego, ale w końcu, przez forum podróże rowerowe, znalazł się Paweł, więc w dwójkę wyruszyliśmy na 3 dni jeżdżenia.
Spotkanie o godzinie 11 w Oświęcimiu i bocznymi drogami kierujemy się na pierwszą przełęcz wypadu, czyli Kocierz. Przez Zasole, Osiek i Nidek szybko zajeżdżamy do Andrychowa, skąd rozpoczynamy podjazd. Chwilę potem dojeżdża do nas dwóch ludków na MTB, rozpoczynamy rozmowę i okazuje się, byli w tym roku na wyprawie na Bałkanach. Co więcej, jeden z nich to wowo z BS, czyli gość, który zaspamował sierpniowe statystyki 4135 km :P
Kocierz poszła sprawnie, zjazd z niej należał do tych z kategorii extreme, bo droga była dosłownie zmyta przez ostatnie opady i osuwiska, w wyniku czego zjeżdżało się po hopkach. Na jednej z nich nawet efektownie przeleciałem parę metrów po wybiciu się z prędkości 60 km/h.
Dalej kierowaliśmy się na Słowację i przełęcz Glinne. Przez Rychwałd ( gdzie też był fajny podjazd ) i dalej Korbielów, sprawnie zajechaliśmy na przełęcz. Podjazd taki sobie, dosyć krótki.
Na górze jemy obiad ( makaron :P ) i zjeżdżamy na Słowację. Przejeżdżamy przez parę wsi i znajdujemy nocleg na polu za krzakami przy głównej drodze.
Standardowe, obowiązkowe, najważniejsze wyposażenie sakwiarza to !:
Na Przełęcz Kocierskiej, Paweł z Wowo:
Zagadka - kto zgadnie dlaczego ten kolega tak wygląda przy 10 C, które były na górze ? :D :
Dalsza droga, podjazd za Rychwałdem:
Przełęcz Glinne:
Obiadek w opuszczonych budynkach granicznych pod znakiem "zakaz fajcit a manipulovat s otvorenym ohnom !":
Nocleg:
Mapa:
Kategoria 100-200 km, Beskidy 2010
Seteczka po Dąbrowie
-
DST
101.84km
-
Czas
04:42
-
VAVG
21.67km/h
-
VMAX
60.00km/h
-
Temperatura
22.0°C
-
Sprzęt Merida TFS 100 V
-
Aktywność Jazda na rowerze
WPIS z 26.08
Wyjazd o 11. Ciężko było się zebrać, ale w końcu się zmogłem. Traska mi znana z dojazdów elką, ale dawno tamtędy już nie jechałem. Maczki-Dąbrowa Górnicza. W DG postanawiam objechać Pogorię III nową asfaltową DDR, a potem jeszcze Pogorię IV. Dalej jadę przed siebie, w wyniku czego zamiast trafić do centrum Dąbrowy, trafiam prawie pod Zawiercie. Wracam się kierując się na hutę. Powrót tą samą drogą.
A po południu na wiadukt nad A4, powrót przez Jeziorki i Centrum. Cieplej niż w południe.
Jakoś się nie mogę rozkręcić po parodniowej przerwie po wyprawie, dziś jakiś obolały jeździłem. No, ale setka wpadła.
Na koniec coś dla Jaworznianin:
czyli wymiana starych złomów na nowiutkie, autobusiki.
Kategoria 100-200 km
Passo dello Stelvio - zakończenie wyprawy !
-
DST
175.24km
-
Czas
08:15
-
VAVG
21.24km/h
-
VMAX
62.00km/h
-
Temperatura
26.0°C
-
Podjazdy
29560m
-
Sprzęt Merida TFS 100 V
-
Aktywność Jazda na rowerze
I stało się, nadszedł koniec wyprawy i koniec miesięcznego wyjazdu. Ciężko opisać w paru zdaniach ile przeżyliśmy przygód, ilu spotkaliśmy ludzi i ile razy zdobywaliśmy różne przełęcze.
Relacja z każdego dnia wraz z obfitą porcją zdjęć zacznie się tworzyć już dzisiaj, ale jeszcze dużo czasu upłynie zanim powstanie cała. Zdjęcia trzeba wyselekcjonować, wykadrować i załadować, opisy trzeba stworzyć na podstawie notatek skrzętnie pisanych wieczorami w namiocie. Dla ciekawych dystansów dziennych, jeszcze dziś wstawię każdy dzień.
RELACJA Z WYPRAWY:
Dzień 1 - Początek
Dzień 2 - Krasna Słowacja
Dzień 3 - Stara cesta
Dzień 4 - Dwie stolice
Dzień 5 - Wujek Petko
Dzień 6 - Pelerynka
Dzień 7 - Dobra babcia
Dzień 8 - U podnóża Alp
Dzień 9 - 15 %
Dzień 10 – Großglockner – Hochalpenstrasse
Dzień 11 – „Słoneczna” Italia
Dzień 12 - Dolomity
Dzień 13 - Tunele
Dzień 14 – Królowa alpejskich przełęczy
Dzień 15 – Dwie drogi
Dzień 16 - Włoska szkoła jazdy
Dzień 17 - Città Italiane
Dzień 18 – Venezia
Dzień 19 – Ludzie są cudowni
Dzień 20 - Spotkanie z morzem
Dzień 21 - Konfluencja
Dzień 22 – Dziadek rowerzysta
Dzień 23 – Rozstanie
Dzień 24 – Patelnia
Dzień 25 - Pociąg
Dzień 26 - Polska !
PODSUMOWANIE:
Przejechane około 3100 km.
Maks. prędkość: 78 km/h ( x2 )
Maks. przewyższenie 1 dnia: około 2650 m.
Maks. dystans: 175 km
Maks. wysokość : 2758 m. npm
Najdłuższy tunel : 3650 metrów
Przełęcze powyżej 2000 m. npm - 5x
Suma przewyższeń : około 27 000 metrów
Koszt wyprawy : 300 zł przygotowania + 580 zł na samej wyprawie = 880 zł :)
ODWIEDZONE KRAJE:
Słowacja
Austria
Szwajcaria
Włochy
Słowenia
Chorwacja
Węgry
A co do dzisiejszej traski - przejechana z Markiem, który jechał ze mną z Krościenka do Jaworzna, żeby wsiąść w Szczakowej w pociąg do Gdańska. Duży ruch i niebezpieczna jazda kierowców, no ale jesteśmy w Polsce. Górki, które dwa lata temu wydawały się olbrzymie, dziś wchodziły w parę minut. Kolano lepiej, no ale też w miarę płasko było.
A taki mieliśmy początek zjazdu ze Stelvio, tak na zachętę do ponownego odwiedzenia ;) :
Już w domku:
Pozdrawiam ;)
Kategoria 100-200 km, Passo dello Stelvio 2010
Gorlice-Krościenko
-
DST
100.41km
-
Czas
04:59
-
VAVG
20.15km/h
-
VMAX
60.00km/h
-
Temperatura
24.0°C
-
Sprzęt Merida TFS 100 V
-
Aktywność Jazda na rowerze
Powrót z imprezy z Kingą i Aniaszem. Trasa bocznymi drogami.
Kategoria 100-200 km
Krościenko-Gorlice
-
DST
114.02km
-
Czas
05:14
-
VAVG
21.79km/h
-
VMAX
65.00km/h
-
Temperatura
25.0°C
-
Sprzęt Merida TFS 100 V
-
Aktywność Jazda na rowerze
Z Markiem na imprezę do Dudka ;)
Kategoria 100-200 km
Dzień 26 – Polska !
-
DST
125.75km
-
Czas
06:58
-
VAVG
18.05km/h
-
VMAX
64.00km/h
-
Temperatura
27.0°C
-
Sprzęt Merida TFS 100 V
-
Aktywność Jazda na rowerze
Głuche dudnienie wyrywa mnie ze snu. Jest 4:45, a dzwony kościoła, który jak się rano okazało stał 20 metrów ode mnie, walą przeokrutnie. Dosypiam jeszcze 30 minut i szybko zwijam się w drogę. Trasa jest mi doskonale znana, jechałem tędy w tamtym roku, gdy wracałem z pętli Dookoła Tatr. Kieruję się ruchliwą drogą na Trstenę. Tam to też spotykam chyba pierwszego nieżyczliwego człowieka podczas całej wyprawy, postanawiam bowiem skrócić sobie trasę i jadę świeżo co wybudowaną obwodnicą miasta, która jeszcze jest dla ruchu zamknięta. Z początku wyprzedzają mnie jadący na budowę pracownicy, którzy nawet mnie pozdrawiają, ale po chwili doganiam spasionego chłopa w walcu, który od razu wrzeszczy na mnie, że tu nie wolno jechać i że zaraz na policję zadzwoni i będzie mandat. Wszelkie próby przetłumaczenia, że to tylko rower nie przynoszą rezultatu, więc wracam się kawałek i dalej jadę starą drogę.
Za Trsteną jadę na Suchą Horę, w której to przekraczam granicę i znajduję się w Polsce. Odczuwam to od razu, bo już w Chochołowie jakiś pacan spycha mnie na pobocze wyprzedzając na gazetę. Poza tym dziury, dziury, dziury oraz ludzie, którzy się nie uśmiechają, tylko patrzą spod wilka jakbym im chciał coś zrobić.
Jadę główną drogą, na Czarny Dunajec, a potem Nowy Targ. Tam to odbijam na Łapsze, ale przed nimi robię długi postój nad rzeką Białka, gdzie zjadam resztki wyprawowe, pozbywając się między innymi kremu czekoladowego Choco, którego zjadłem dobre 3 kilo podczas całego wyjazdu.
Z Łapsz zjeżdżam do Niedzicy, gdzie robię podjazd pod Czorsztyn, aby dalej zjechać do Krościenka nad Dunajcem, gdzie wypoczywają moi rodzice. Tam też postanawiam zostać aż do 20 sierpnia. Wieczorem dzwoni Marek, który mówi mi, że za dwa dni będą w Polsce i że chciałby zostać na parę dni w Krościenku.
I takim oto sposobem prawie zakończyła się wyprawa. Pozostał jedynie powrót do Jaworzna, ale to dopiero za kilka dni. Podsumować wszystkiego tak łatwo się nie da, zresztą dla kogoś, kto przebrnął przez czytanie całej mojej podróży, nie będzie to potrzebne ;) Narodziły się nowe pomysły na kolejne wyprawy, poznawanie nowych ludzi i przeżywanie coraz to ciekawszych przygód, bo przecież „to możliwość spełnienia marzeń sprawia, że życie jest tak fascynujące” A jedno spełnione marzenie rodzi już setkę innych marzeń. Ale to już historia dla całkiem innej, nowej wyprawy :)
Słowackie boćki:
:):
Polska !:
Jakieś budowy nawet:
Polskie krajobrazy Podhala:
Zapora i zamek w Niedzicy:
Kategoria 100-200 km, Passo dello Stelvio 2010