vanhelsing prowadzi tutaj blog rowerowy

vanhelsing

Wpisy archiwalne w kategorii

100-200 km

Dystans całkowity:21237.93 km (w terenie 713.90 km; 3.36%)
Czas w ruchu:1072:42
Średnia prędkość:19.80 km/h
Maksymalna prędkość:82.00 km/h
Suma podjazdów:57010 m
Liczba aktywności:169
Średnio na aktywność:125.67 km i 6h 20m
Więcej statystyk

Dzień 2 - Pożegnanie z Polską

  • DST 141.75km
  • Czas 08:01
  • VAVG 17.68km/h
  • VMAX 60.80km/h
  • Temperatura 24.0°C
  • Podjazdy 1380m
  • Sprzęt Merida TFS 100 V
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 12 lipca 2011 | dodano: 26.08.2011

Na śniadanie również dostaliśmy od miłej pani kromki, kawę i sok malinowy. Porozmawialiśmy chwilę na temat naszej wyprawy, celów i trasy, po czym spakowani ruszyliśmy dalej. Wjechaliśmy w polskie góry, tereny mi dobrze znane, jeździłem przecież tamtędy już nie raz. Zaczęły się podjazdy, jednak pochmurne niebo sprawiało, że nie męczyliśmy prawie zupełnie. Za Nowym Targiem zrobiliśmy sobie pierwszy postój, zjedliśmy trochę chleba z boczkiem. Polskę opuszczaliśmy przejściem w Jurgowie. Do jazdy znacząco zachęcał piękny widok nisko oświetlonych Tatr, których wyższe wierzchołki powoli tonęły w szarawej mgle, a podświetlane przez promienie wyglądały naprawdę pięknie. Słowacja przywitała nas podjazdami. W pierwszym sklepie kupujemy na dobry początek po piwku oraz ketchup, który można jeść z wszystkim:)
Zaraz za Tatrami wjechaliśmy przypadkowo do wioski cygańskiej. Próbowałem je omijać, jednak o istnieniu tej jednej nie wiedziałem. Obyło się na szczęście bez obrzucania przez dzieci ziemniakami i kamieniami, ale mieliśmy chwilę zwątpienia, gdy nagle wyskoczyła na asfalt spora grupka młodocianych blokując cały przejazd. Na szczęście rozpędzona ciężarówka skutecznie ich zniechęciła od dalszych, niecnych zamiarów.
Szybko dotarliśmy do Keźmaroku i Vrbova, gdzie to powoli zaczęliśmy szukać noclegu. Jednak w tej części Słowacji gościnność ludzka okazała się być niezbyt duża, nie udało nam się u nikogo znaleźć kawałka trawy ( jak to brzmi :D ), więc po ciemku już musieliśmy szukać czegoś na dziko.
Udało się to generalnie we wsi, podjechaliśmy tylko trochę na wzgórze, gdzie obok wielkich, ubitych stogów siana rozbiliśmy namiot. Ketchup, boczek, piwo i do spania

Jeszcze Polska:




Przejście w Jurgowie:


Prowiant:


Tatry słowackie:


Niebo nad nami :) :



Kategoria 100-200 km, BAŁKANY 2011

Bez celu

  • DST 104.19km
  • Czas 04:11
  • VAVG 24.91km/h
  • VMAX 63.00km/h
  • Temperatura 25.0°C
  • Sprzęt Specialized Tricross
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 23 czerwca 2011 | dodano: 23.06.2011

Dziś dopadł mnie od rana szczyt lenistwa, nicnieróbstwa i w ogóle ogólny chaos. Tzn. tak - wstałem o 6 nastawiony na dwusetkę z ekipą z Jaworzna, ale widok totalnie zachmurzonego nieba i zalanych ulic po przejściu w nocy całkiem niezłej nawałnicy, odstraszył mnie od ruszenia się z łóżka. Zrezygnowany poszedłem więc spać dalej. Wstałem o... 13:30 :O Zjadłem zupę, poobijałem się po domu, zjadłem drugie danie i powiedziałem sobie - Koniec ! Idę na rower ! Oczywiście nie chciało mi się nawet patrzyć gdzie można by pojechać, więc pojechałem przed siebie, jak mi się kierownicą skręci. Trasy opisywać nie będę, bo... mi się nie chce, zresztą za skomplikowana była. Setka wpadła całkiem przypadkowo. Zdjęć też za bardzo nie zrobiłem, no bo aparatu mi się nie chciało brać :D
Jedynie takie jedno, z budowy drogi, która będzie łączyć zamknięty na razie zjazd z A4 z bocznymi dzielnicami Jaworzna. Obok powstaje 4 km asfaltowa droga rowerowa :) :


Kategoria 100-200 km

Szosowo z ekipą

  • DST 120.63km
  • Czas 04:34
  • VAVG 26.42km/h
  • VMAX 82.00km/h
  • Temperatura 26.0°C
  • Sprzęt Specialized Tricross
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 16 czerwca 2011 | dodano: 16.06.2011

Dziś była dosyć szybka przejażdżka z ludkami z Jaworzna. Pojawił się Nedvet, Funio oraz Janusz . W takim składzie pojechaliśmy do Ojcowa trasą zaplanowaną przed Nedveda. Najpierw na Bukowno i Olkusz, za którym zaraz skręciliśmy na spokojną drogę na Skałę. W Ojcowie chwila przerwy, bowiem przelotówki nam poniżej 32 km/h nie schodziły i dalej w trasę. Tym razem zaczęły się jurajskie podjazdy, najpierw przyjemna górka za Ojcowem, potem częste pagórki w okolicy dolinek podkrakowskich i w końcu świetny i całkiem długi ( 3,5 km ) podjazd pod Nową Górę za Krzeszowicami.
Nedvet wybrał bardzo spokojne, ale jednocześnie świetnie utrzymane traski, pędziliśmy prawie cały czas po nowym asfalcie :) Dzięki temu z jednego zjazdu przy wyprzedzaniu Funia na zakręcie miałem 76km/h, natomiast z drugiego, w stronę Myślachowic od Ostrężnicy 82 km/h :)
Od Myślachowic sypaliśmy zabójczym tempem 40-50 km/h na Trzebinię, aby odbić na Sierszę i Luszowice, skąd już było blisko do domków.
Kondycja nawet jest, chłopaki dziś ostro deptali pod górki, ale nie odstawałem jakoś strasznie :)

No i wyszedł 1 kilometr przewyższeń. Jak z tą średnią to nie ma lipy :)
Parę fotek:

Jedziemy prosto:


Potem skręcamy w prawo:


I lądujemy przy maczudze:


Śmigamy krętymi drogami:


I dowiaduję się, że... : O :


Niezrażeni sypiemy dalej:




Aż do czasu, gdy Janusz łapie kapcia:


W międzyczasie robię zdjęcia bardzo ładnego speca i ładnej meridy:


Oj, Janusz miał dziś ciężko :D :D Jak mu nawet ja odjeżdżałem, to musi być naprawdę źle ;D


Widoczki z podjazdu:


I full ekipa na koniec:




Pozdrawiam :)


Kategoria 100-200 km

Gran Canaria 2011

  • DST 114.30km
  • Teren 5.00km
  • Czas 05:55
  • VAVG 19.32km/h
  • VMAX 72.00km/h
  • Temperatura 29.0°C
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 20 maja 2011 | dodano: 23.05.2011

Podczas 3 dniowego, weekendowego pobytu na Wyspach Kanaryjskich, a dokładnie Gran Canarii, udało się wypożyczyć rowerki i przejechać małą rundkę na najwyższy szczyt wyspy - Pozo de las Nieves ( 1949 m. npm )

Sama wyspa na początku robi wrażenie surowej i niedostępnej. Jeśli nie liczyć plaż rozciągających się nad Oceanem Atlantyckim, to rzeczywiście, jest ona sucha. Nie ma co jednak się dziwić, ponieważ jest to wyspa wulkaniczna – nawet swoim kształtem przypomina stożek wulkanu.

Przygodę z rowerem rozpoczęliśmy ( ja i Symfonian ) w miejscowości Playa del Ingles. Wypożyczenie crossowych Cannondale kosztowało nas 12,90 euro za 10 godzin, więc cena całkiem przystępna, zwłaszcza, że sprzęt był bardzo dobrze utrzymany. Trasę ustaliśmy przed wyjazdem, więc pozostawało tylko podążać z mapą w stronę środka wyspy :)

Oczywiście na sam początek czekał nas podjazd. Całkiem nie byle jaki podjazd, bowiem trzeba było dostać się z poziomu morza na prawie 2000 m. npm. Droga, choć główna, była bardzo spokojna i świetnie utrzymana. Wspinaliśmy się powoli coraz to wyżej, odkrywają co chwilę nowe, piękne widoki na wysokie, nagie skały i głębokie kaniony. Czasami trafiał się zjazd, lecz był on na tyle krótki, że nie można było odpocząć.

Podjazd miał ponad 40 km. Na wysokości 1600 m znaleźliśmy się ponad poziomem chmur, które zalały w części wyspę. Widoki były naprawdę niesamowite, jechaliśmy nie przejmując się zupełnie palącym słońcem. Znalazł się też odcinek szutrowy, postanowiliśmy odbić z głównej drogi i parę kilometrów przejechaliśmy w terenie.
Na szczycie widoki przekroczyły najśmielsze oczekiwania, było widać wszystko dookoła, jak na palcu mieliśmy całą wyspę. Na horyzoncie pokazała się także Teneryfa ze swoim najwyższym szczytem.

Po chwili odpoczynku przyszła kolej na szalony zjazd. Tak poprowadzonych dróg nie widziałem nawet w Alpach – ostre jak agrafki zakręty 180’, nachylenie sięgające ponad 20%, do tego szerokość na półtora samochodu. Całość wypełniały nieziemskie widoki na ocean i góry. Pierwszy raz udało mi się nagrzać na zjeździe v-ki w taki sposób, że nie można było dotknąć obręczy :) Zjazd był także niesamowity, w miejscowości Ingenio jest poprowadzona główna droga, prosta jak drut, bez żadnego zakrętu. Do tego wystarczy stałe nachylenie ponad 15 % i 5 km takiej drogi – przepis na pobicie rekordu prędkości gotowy. Niestety nie miałem licznika i nie chciałem ryzykować zepsucia roweru, więc tylko pewnie lekko ponad 70 tam miałem ( samochody trzeba było wyprzedzać :P )

Ostatni etap wycieczki odbył się już po lekkich pagórkach. Najpierw mieliśmy cudowny wiatr w plecy, silny jak cholera – bez pedałowania utrzymywaliśmy ponad 40 km/h ! Niestety chwilę potem wiatr się idealnie zmienił w drugą stronę i już takich prędkości nie mieliśmy... :( Poza tym zatrzymała nas policja i chciała wlepić po 200 euro mandatu za brak kasku, ale powiedzieliśmy, że my jesteśmy z Polski i nie mamy piniendzy – poskutkowało, ale pan policjant kazał nam prowadzić rowerki ;D Podprowadziliśmy na pierwszą górkę, zniknęliśmy z pola widzenia i bach na rowery ;)
W mieście pokręciliśmy się jeszcze trochę, po czym oddaliśmy rowerki i poszliśmy na plażę:)

W sumie wyszło 2500 metrów przewyższeń :)



Zdjęcia więcej powiedzą:

Pierwsze widoki:


Dominik na serpentynce:




Jedziemy dalej:




A oto nasza wyspa:


Doganiany chmurki:




Na szuterku:


I przeganiamy chmurki:




Widok ze szczytu na Teneryfę:




Nasze bryczki, widok na południową stronę:


Pora na zjazd ! :






Plaża w Playa del Ingles:




Po rowerku kabanos i browarek się należą :):


I najlepsze na świecie wino też ! Don Simon króluje ! :


Pustynia na południu. Tak, ten typek na wydmie to ja :D




Na pustyni spotkaliśmy też Jezusa. Czarnego Jezusa :P A tak na serio to zapewne Muzułmanin, modlił się w 4 strony świata o zachodzie słońca.




I zachód na koniec :) :


Kategoria 100-200 km, Tanie loty

Zlot podrozerowerowe.info - Dzień 2

  • DST 105.96km
  • Teren 7.00km
  • Czas 05:17
  • VAVG 20.06km/h
  • VMAX 79.00km/h
  • Temperatura 16.0°C
  • Sprzęt Specialized Tricross
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 13 maja 2011 | dodano: 16.05.2011

Poranek przywitał nas mokrą pogodą. Niebo jednak zdawało się lekko przepogadzać, dlatego poczekaliśmy godzinę, co zaowocowało ustaniem deszczu.
Pierwszym celem był Nowy Sącz, który sprawnie przecięliśmy za przewodnictwem Tranatlantyka. Warto również dodać, że dzień wcześniej wieczorem dojechał do nas Waxmund, więc było nas sześciu. Następnym celem była Krzyżówka, długi podjazd zaraz przed Krynicą Zdrój. Łagodnie podchodził po 2-3% przez około 12 km, po czym kończył się większą stromizną na ostatnich 2 kilometrach.
Z Krzyżówki pojechaliśmy z górki na Tylicz, za którym zaczął się ponownie podjazd, tym razem na przejście w Muszynce.
Na Słowację prowadził świetny, bardzo długi zjazd, ciągnący się aż do Bardejova. Tam to udało się wyrównać rekord prędkości - 78 km/h. Było by na pewno więcej, gdyby nie kaptur z kurtki, który robił za spadochron i na pewno zwalniał. Wax miał za to 82 ;P
W Bardejovie posiedzieliśmy chwilę na rynku, po czym pojechaliśmy w stronę Beskidu Niskiego na przejście graniczne w Koniecznej. Tam to zaczął się trudniejszy etap dnia, bowiem zaczął wiać silny, północny wiatr, który wręcz stopował rowery. Nie przeszkadzało to jednak Waxmudnowi kręcić średnią ponad 20 pod górkę :P Asfalt tam był tragiczny, miejscami jechało się szutrem.
Na górze, po krótkim postoju na słowackie piwa, postanowiliśmy dotrzeć do Radocyny ( czyli miejsca zlotu ) drogą terenową. Chociaż niepotrzebnie o tym piszę, bo tam inaczej jak szutrem nie da się dojechać :P 7 km po całkiem fajnym szuterku zmęczyło mnie okropnie, a raczej moje ręce, bo ja zjeździe musiałem uważać z moimi oponami.

W Radocynie spotkaliśmy parę osób, które dotarły samochodami na zlot, na rowerach byliśmy jako pierwsi. Dopiero później zaczęły się zjeżdżać kolejne osoby, tworząc szaloną liczbę ponad 50 osób. Niektórzy dojeżdżali o północy, a Serwecz dotarł na fullu o 5 nad ranem :)

Po rozłożeniu namiotów rozpaliliśmy wielkie ognisko. Zaczęła się sympatyczna impreza zakrapiana różnymi trunkami. A to Kokop przywiózł z Anglii cydr, a to Yoshko jakiś wywar na bazie piwa, a to ktoś inny dosyć mocny bimber :D Śmiechu co nie miara, śpiewy, skoki przez ognisko i tym podobne :)

Do spania zebrałem się o 4:30. Wracając to namiotu trochę się zdziwiłem, bo wszystkie były bialutkie. W nocy złapał mróz i było -2C, wszystko było oszronione. Wzmocniony jednak symbolicznie różnymi napitkami zasnąłem bez problemu nie narzekając na zimno :P

W Nowym Sączu:


Załadowany Specyk:


Giant Waxa:


Przed Tyliczem:


Słowacja !


Bardejov:


Droga na granicę:




Wieczorne ognisko. Zdjęcia suchego




Alee jazdaaa (fot. by yoshko ):


Co Ty gadasz?! (yoshko ):


I na koniec dwa zdjęcie cudnego nieba nad Radocyną i nasze pole namiotowe ( by suchy):






Pozdrawiam :)


Kategoria 100-200 km

Zlot podrozerowerowe.info - Dzień 1

  • DST 177.94km
  • Czas 08:01
  • VAVG 22.20km/h
  • VMAX 69.00km/h
  • Temperatura 26.0°C
  • Sprzęt Specialized Tricross
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 12 maja 2011 | dodano: 15.05.2011

Pierwszy dzień dojazdu na zlot. Utworzyliśmy dojazdową, 5-osobową grupę w składzie ja, Symfonian, Transatlantyk, Remigiusz z forum oraz niezrzeszony Jacek z Poznania :P
Jacek z Remigiuszem nocowali w Piekarach u Symfoniana. Dołączyłem do nich w Imielinie, to samo zrobił Transatlantyk, któremu mało było km i przyjechał rano z Krakowa ;)
Tempo od razu skoczyło do góry. Przelotówki do Zatora mieliśmy rzędu 35-40, dobrze, że pojechałem na Specu, bo bym się na Meridzie nie utrzymał. Od Wadowic zaczęły się górki, jednak zwolniliśmy niewiele ;) Dalej poleciała Sucha Beskidzka, Maków, Jordanów i Mszana Dolna, w której skręciliśmy na Limanową. Zaraz za Makowem rozpoczął się spory podjazd, trochę mnie wymęczył, a raczej moje kolana ;P
Z Limanowej, już po ciemku dojechaliśmy do wsi Klęczany, gdzie Markowi udało się załatwić dla nas nocleg :) Posiedzieliśmy razem z gospodarzami przy Balantaisie do 24 i poszliśmy spać ;)





Pierwsze podjazdy przed Suchą:




Tatry przed Mszaną:




Pozdrawiam :)


Kategoria 100-200 km

Góra Żar i Przełęcz Kocierska

  • DST 172.50km
  • Czas 07:42
  • VAVG 22.40km/h
  • VMAX 64.00km/h
  • Temperatura 21.0°C
  • Sprzęt Specialized Tricross
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 20 kwietnia 2011 | dodano: 20.04.2011

Czyli dwie fajne górki na dobry początek sezonu.

Traska zrobiona prawie w całości z Januszem. Wyjazd z Jaworzna o 9. Spokojnym tempem kierujemy się w stronę gór, jadąc przez między innymi Gorzów, Oświęcim, Wilamowice i Kęty. W Porąbce pierwszy postój, wcinam jogurt i bułkę.
Na dobry początek robimy lekki podjazd pod Kozubnik, oglądamy chwilę ruiny i kierujemy się na główny cel wypadu, czyli górę Żar. Podjazd wchodzi mi przyjemnie, Janusz z racji twardego przełożenia w szosie musi przycisnąć, w rezultacie czeka na mnie na górze jakieś 5 minut. Ja natomiast wykorzystuje bardziej górskie przełożenia Speca i kręcę sobie spokojnie nie obciążając kolan.
Szybko zwijamy się z góry i postanawiamy zaatakować dziś jeszcze jedną górkę, mianowicie przełęcz Kocierską. Jedziemy najpierw wzdłuż jeziora, przejeżdżamy przez Żywiec i skręcamy na Kocierz.
Tu zaczynają się moje lekkie problemy z kondychą, zaczynam bowiem marudzić na wszystko co się da. Podjazd sprawia mi trochę trudu, aż wstyd pomyśleć, bo przecież w tamtym roku robiłem przewyższenia po 2500m dzień w dzień przy 4 sakwach na rowerze... No ale się kondycję jeszcze nadrobi :)
Z Kocierzy było już szybciej, bo sypaliśmy ponad 30 cały czas, ale przed Zatorem dorwał mnie kryzys i Janusz se pojechał sam, bo do roboty się spieszył ( teraz siedzi na nocce :P ) Ja natomiast już wolniejszym tempem jakoś się dokulałem do domku. Powyżej 140 już czułem zmęczenie. Trzeba będzie zbudować formę w najbliższym czasie.

Parę zdjęć:

Pierwsze widoczki na góry:






Jakiś szaleniec na zjeździe z Żaru :) :


Widok z góry:


Zbiornik na górze:


Gdzieś obok Żywca:


Podjazd pod Kocierz:


Na przełęczy:


I Wisła na koniec:




Pozdrawiam :)


Kategoria 100-200 km

W końcu rower

  • DST 100.05km
  • Czas 04:13
  • VAVG 23.73km/h
  • VMAX 58.00km/h
  • Temperatura 17.0°C
  • Sprzęt Specialized Tricross
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 18 kwietnia 2011 | dodano: 18.04.2011

Nareszcie koniec rowerowej abstynencji spowodowanej głównie brakiem ładnej pogody ( taak, ostatnio się wybredny stałem ) no i wyjazdami gdzieś w ciepłe kraje.
Zadzwoniłem wczoraj do Janusza i spytałem, czy gdzieś dziś nie jedzie. Akurat ma na nockę, więc w grę wchodziła tylko lajtowa setka.
Wybór padł na Czerną i Paczółtowice. Wyjechaliśmy o 9:30. Trasa prosta, najpierw na Trzebinię, potem główną do Krzeszowic, skąd odbiliśmy na klasztor w Czernej. Tam krótki odpoczynek i dalej, na pole golfowe w Paczółtowicach. Powrót przez Olkusz i Bukowno.
Bardzo fajna traska i spokojna średnia.

Parę zdjęć:

Podjazd pod Czerną:


W stronę Paczółtowic:


Zagadka: Na czym trzyma się Spec ? :>


Będę mieć fotę ! :D


W Bukownie:


Zalew Sosina:


Kategoria 100-200 km

Zawiercie z Funiem

  • DST 124.54km
  • Czas 05:03
  • VAVG 24.66km/h
  • VMAX 55.00km/h
  • Temperatura 4.0°C
  • Sprzęt Specialized Tricross
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 21 marca 2011 | dodano: 21.03.2011

Funio nosi się z zamiarem zakupu grande punto i wyczaił jakąś sztukę w Zawierciu. Namówił mnie wczoraj, żebym z nim jechał, nawet mu się to udało, więc dziś o 9 wyruszyliśmy w dwójkę na północne tereny Śląska ;) Najpierw na Maczki, a potem w stronę Niegowonic. Tam trochę syfu, bo ciężarówki ruszyły na terminale, do tego błoto na asfalcie i przerażające dziury. No ale jakoś się udało przeżyć. W Ogrodzieńcu odbiliśmy na Zawiercie, gdzie główną drogą znaleźliśmy autko. Sztuka całkiem ładna i zadbana :)
Powrót postanowiliśmy trochę urozmaicić, posypaliśmy w kierunku Łaz i z powrotem na Ogrodzieniec, gdzie tym razem podjechaliśmy pod zamek. Krótki postój pod sklepem i kierunek na Klucze, skąd dosyć szybkim tempem na Bukowno i dalej już na Jaworzno.
Na długiej prostej przez las dogoniliśmy bikera na czerwonym accencie, okazał się nim być Krzychu60, który wracał z krótkiej przejażdżki... Hmm, dogonić Krzycha, to mi się rzadko zdarza ;P Pogadaliśmy chwilę obok Kerfóra i każdy wrócił do domów ;]

Zdjęć parę:

Mój Spec i Merida Funia:


Skałki w Niegowonicach:


Funio:


Serpentynka:


Pod zamkiem, inne zdjęcia zamazane wyszły :( :


Powrót, Krzychu i Funio:




Pozdrawiam :)


Kategoria 100-200 km

Kolejna setka

  • DST 135.21km
  • Czas 05:35
  • VAVG 24.22km/h
  • VMAX 68.00km/h
  • Temperatura 2.0°C
  • Sprzęt Merida TFS 100 V
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 13 lutego 2011 | dodano: 13.02.2011

Setka wpadła całkiem przypadkowo, planowo bowiem mieliśmy jechać tylko na 60 km do Babic. Jednak w Libiążu wyprzedziła nas trójka szosowców... Tak łatwo się nie daliśmy i przyczepiliśmy się na koło. Szybko jednak się okazało, że tak mocni nie są, na MTB spokojnie ich mogliśmy wyprzedzać ;) Ponadto jeden z nich miał szosowego Gianta całego w carbonie i na ultegrze, jednak nie potrafił się za nami nawet w tunelu, na prostej, równej drodze utrzymać. Panowie jechali do Andrychowa przez Zator i zaproponowali, żebyśmy jechali z nimi... No czemu nie ;)

Kolega na giancie odpadł w Zatorze i pojechał do domu. Średnia od Libiąża oscylowała w granicach 28 km/h, ale jechało się bardzo przyjemnie. Przed Andrychowem zaczęły się małe hopki. W mieście skręciliśmy na Czaniec, gdzie chcieliśmy sobie zjeść coś w sklepie, ale szosowcy wcinali po kryjomu batoniki z kieszonek i im się nie chciało zatrzymywać, więc sobie pojechali dalej.
A my już spokojnym tempem ( 25 km/h ;P )dojechaliśmy przez Kęty, Wilamowice i Oświęcim do domów. Widoczność była słaba, ale droga od Andrychowa do Czańca okazała się bardzo widowiskowa, głównie przez małe podjazdy i widok na Beskidy.

Bardzo przyjemny wypad, średnia wyszła większa na meridce niż na specu, czyżby miała większy potencjał niż rower szosowy ? :P A może w końcu jakąś formę łapię ;)

Parę zdjęć:

Dziećkowice z małego, ale stromego podjazdu:


Napieramy:


Postój:


Droga na Andrychów:




Góry przez Czańcem:




Tej tu dawno nie było ;) :


I nowy napęd na koniec:




Pozdrawiam :)


Kategoria 100-200 km