0-50 km
Dystans całkowity: | 8618.88 km (w terenie 1683.59 km; 19.53%) |
Czas w ruchu: | 433:28 |
Średnia prędkość: | 19.89 km/h |
Maksymalna prędkość: | 73.00 km/h |
Suma podjazdów: | 1500 m |
Liczba aktywności: | 378 |
Średnio na aktywność: | 22.86 km i 1h 08m |
Więcej statystyk |
Obiecany filmik
-
DST
9.25km
-
Teren
2.90km
-
Czas
00:31
-
VAVG
17.90km/h
-
VMAX
37.00km/h
-
Temperatura
17.0°C
-
Sprzęt Merida TFS 100 V
-
Aktywność Jazda na rowerze
Filmik nie najlepszej jakości, ale było ciemno i trzęsło niemiłosiernie. Beznadziejnie też obrobiony, ale nie wiem dlaczego WMM nie chce się pogodzić z filmami z aparatu, a na lepsze programy mam za słaby komputer:P
A dziś pojechałem sobie po szkole do babci, zawieść zakupy. Potem do Roberta, bo wyczyścił sobie cały rower, i kupił jakieś smary, które bym sobie mógł użyć. Generalnie dopiero teraz się przyjrzałem rowerowi- wygląda tragicznie. Jest ubłocony totalnie, poza tym klocki hamują blachą, przerzutki nie są wyregulowane i haczą o wózek, a nowy łańcuch skrzypi fatalnie. Będę chyba musiał jutro go umyć na działce, bo aż żal jeździć.
I takie jedno zdjęcie z komórki, bo zapomniałem bateri do aparatu:
Pozdro :)
Kategoria 0-50 km
Nocna Masakra
-
DST
33.24km
-
Teren
28.55km
-
Czas
02:26
-
VAVG
13.66km/h
-
VMAX
46.00km/h
-
Temperatura
8.0°C
-
Sprzęt Merida TFS 100 V
-
Aktywność Jazda na rowerze
I to w dosłownym tego słowa znaczeniu.
Po południowej wycieczce z Madzią porobiłem coś do maturki (no, powiedzmy :P ), aby po 21 pojechać pod halę MCKiS w centrum. Zahaczyłem jeszcze o Roberta, biedak złapał jakąś tropikalną chorobę i 3 tygodnie w domu siedzi. O 22 byłem po halą, gdzie zebrało się razem ze mną 8 osób. Robert, Nemo, Lama, Tomek, Foxiu i Kuba byli na fullach, tylko ja i Kamil mieliśmy harda... No ale ok, ruszamy. Celem było objechanie Sosiny. Przez pola na warpiu i dobrą wyjechaliśmy nad sośką, gdzie zaczęło się najlepsze ;D Milusie błotko spowodowało, że było powiedzmy.. śmiesznie :D Uwaleni totalnie, przy okazji co chwile rozjeżdżając po ciemku żaby, wyjechaliśmy z Sosiny, żeby przez kamieniołomy dojechać do Centrum. Banda 8 nienormalnych ludzi na rowerach, uwalonych totalnie, o 2 w nocy z czołówkami na czołach, spotkała się z ludźmi przeważnie wychodzącymi z barów. Nie obyło się bez komentarzy typu "oo, ufoo", albo tych bardziej pospolitych " O k...., ja pie..." Niektórzy też byli przerażeni, jak ta banda nagle wyjechała z ciemnej uliczki. No, fajna sprawa :]
Potem pojechaliśmy do całodobowego, gdzie zrobiliśmy zakupy ( też śmiesznie - kontrast między patrolem drogówki, a stojącej obok astry, w której dwóćh nawalonych synków grało techniawą, aż ziemia drżała :D Pan policjant kupił tylko colę i sobie odjechali :P )Po krótkim postoju pojechaliśmy na tor 4x4, gdzie po krótkiej posiadówie zjechaliśmy dosyć ostrym zjazdem w stronę centrum. Na tym zjeździe, o mało co nie wywalając się na kamieniu, przy dosyć dużej prędkości złapałem snejkusia.. Zeszło powietrze w sekundę, ale szybka łatka pozwoliła wrócić do domu ( czyli o 2:30 ) Ciekawe, czy jeszcze trzyma :P
Motyw przewodni wycieczki:
"W kupie siła, kupy nikt nie ruszy" :D
Zdjęcia:
Jadziem:
Kupa złomu za 30 tysięcy złotych :D :
Błoćko:
Kuba, Foxiu, Robert:
Na Sosinie:
Robert:
Panoramka Jaworzna:
JUTRO BĘDZIE FILMIK :D
Pozdro :)
Kategoria 0-50 km
Z Madzią po Jaworznie
-
DST
40.20km
-
Teren
21.50km
-
Czas
02:24
-
VAVG
16.75km/h
-
VMAX
46.50km/h
-
Temperatura
20.0°C
-
Sprzęt Merida TFS 100 V
-
Aktywność Jazda na rowerze
Na dziś, głównie w związku z przepiękną pogodą, zaplanowałem wycieczkę klasowo rowerową. Miało jechać 5 osób, ale z przyczyn praco-alkoholowokacowo-bólokręgusłopowych trzy osoby się wykruszyły i została tylko najodważniejsza osoba - czyli Madzia :D Plan był taki, żeby dojechać do Trzebini na Balaton, jednak ciepełko i fakt, że rano zmieniłem opony na terenowe, spowodowało, że pojeździliśmy po jaworznickich lasach. Przed 11 byłem u Magdy i po krótkich serwisie rowerka pojechaliśmy na Sosinę, skąd przez las na Ciężkowic nad Żabnik. Po drodze zahaczyliśmy jeszcze o stadninę koni. Jechało się bardzo przyjemnie, w lesie zaczyna już pachnieć drzewami, do tego przygrzewające słońce sprawiło, że można było się poczuć jak w wakacje :) Po odpoczynku nad Rezerwatem Żabnika i obserwowanie bezwstydnych żabo-ropuch pojechaliśmy na górę Wielkanoc, aby stamtąd zjechać z powrotem do Ciężkowic, gdzie już szosą odprowadziłem Madzię do domu.
Bardzo przyjemna, relaksująca jazda ;) Dzięki Madź ;P
Jednak to nie koniec rowerka na dziś, o 22 jestem umówiony na night ride pod Halą MCKiS. Przede mną jakieś 4 godziny jazdy w towarzystwie samych fullów w terenie z czołówką na czole :D Kto chce, to może wpadać, impreza otwarta :)
A teraz fotki z dziś:
Na sosinie dużo błotka:
Odpoczynek na stadninie ( widać wielką różnicę w ustawieniach polara :) )
Nad żabnikiem, jak sama nazwa wskazuje...:
Apokalipsa !:
Maadzia:
Góra Wielkanoc:
Bikerka :D :
Jadziemy:
Pozdro :)
Kategoria 0-50 km
Zapomniane miasto
-
DST
20.01km
-
Czas
00:51
-
VAVG
23.54km/h
-
VMAX
52.00km/h
-
Temperatura
12.0°C
-
Sprzęt Merida TFS 100 V
-
Aktywność Jazda na rowerze
Tak w skrócie można nazwać tereny byłej cementowni Jaworzno-Pieczyska. W 1883 roku rozpoczęto budowę jednej z najnowocześniejszych i największych cementowni na świecie. Na początku 1884 roku prace budowlane były na ukończeniu, pozostał jeszcze montaż maszyn i urządzeń. W maju 1885 roku zaczęto produkować cement. Początkowo roczna produkcja wynosiła mniej więcej 6 tys. ton cementu przy zatrudnieniu 200 osób. W roku 1905 w cementowni zainstalowano pierwszy piec rotacyjny, a w 1908 roku dwa następne.W okresie międzywojennym zakład stał się własnością nowej spółki o nazwie SA Fabryka Portland Cementu Szczakowa z siedzibą w Bielsku. Lata dwudzieste to czas dalszych inwestycji w zakładzie. W 1923 roku uruchomiono komoro-wy młyn cementu (system Smith - Kopenhaga) o wydajności 240 ton na dobę. W 1927 roku do zakładu wprowadzono podobne urządzenie, ale już o wydajności 460 ton na dobę. Rok później został oddany nowy piec rotacyjny (150 ton na dobę). Wreszcie, w 1929 roku, zainstalowano „olbrzyma’’ - piec rotacyjny o długości 113 metrów i wydajności 400 ton na dobę. Wśród pozostałych inwestycji tego okresu były zbiorniki na cement i młyny surowca. Rozbudowano też zakładową elektrownię (7 tys. kW). Opisane przedsięwzięcia umożliwiły wzrost rocznej produkcji do 380 tys. ton przy zatrudnieniu, tak jak przed wojną, około 700 osób.Światowy kryzys ekonomiczny na przełomie lat dwudziestych i trzydziestych doprowadził do załamania się produkcji w zakładzie. Dopiero w 1933 roku nastąpiła poprawa sytuacji w związku ze wzrostem popytu na cement w Polsce.W czasie drugiej wojny światowej okupant zmienił nazwę zakładu na Fels Portland - Zement Dolomitwerke Szczakowa. Cementownia, po przerwie spowodowanej kampanią wrześniową, rozpoczęła produkcję pod zarządem niemieckim (październik 1939 roku). W okresie okupacji Niemcy nakazali zwiększać produkcję dolomitu hutniczego - surowca niezbędnego w przemyśle zbrojeniowym. Później rozpoczęto również produkcję cementu. Do dziś można tam znaleźć dokumenty ze znaczkiem z Generalnej Guberni. Na początku lat siedemdziesiątych cementowni przyznano fundusze na kolejne inwestycje. Kupiono nowe środki transportu, zmechanizowano prace załadunkowe, powiększono kamieniołom Sodowa Góra. Był to również czas wielu remontów kapitalnych maszyn i urządzeń. Szczególnie dobre wyniki produkcyjne osiągano w 1972 roku - 350 tys. ton cementu i 75 tys. ton dolomitu. W połowie lat siedemdziesiątych produkcja zaczęła spadać. Dodatkowo przestarzały technologicznie, zakład bardzo zapylał okolicę. Ostatecznie w 1980 roku podjęto decyzję o za-przestaniu produkcji cementu. Produkowano tylko dolomit prażony i hutniczy. Wytwarzano też materiały ogniotrwałe, mączkę dolomitową, a nawet nawozy dla rolnictwa. W końcu i ta część zakładu została całkowicie zlikwidowana. Od tego momentu, obiekt zaczął popadać w ruinę. Jest istnym czasowstrzymywaczem, bo wszystko tam jest z zeszłej epoki.
I tak dziś, razem z paromi osobami udało mi się wejść na teren cementowni. Robi ona olbrzymie wrażenie, czas zatrzymany w miejscu, nasuwa się myśl o czarnobylu, bo nadal można tam odnaleźć krzesła, biurka, różne tabliczki. Polecam gorąco do odwiedzin, bo niedługo mają to podobno wyburzyć całkowicie.
Wcześniej byłem też na sosinie, porobiłem parę fotek.
Ciepło i przyjemnie, mam nadzieję, że tak już zostanie :)
Foty:
Na sosinie:
Plusk:
Cementownia:
Jeden z mniejszych pieców rotacyjnych:
W środku pieca, pusta przestrzeń na około 7 pięter wysokości :
Kominy:
I panoramka jednej z fabryk:
Przy najbliższym wpisie będzie o wiele więcej zdjęć, bo zdobętę zdjęcia od kumpla, z lustra ;)
Pozdrawiam :)
Kategoria 0-50 km
Serwis rowerka
-
DST
18.72km
-
Czas
00:51
-
VAVG
22.02km/h
-
VMAX
56.00km/h
-
Sprzęt Merida TFS 100 V
-
Aktywność Jazda na rowerze
Czyli w końcu jakieś km.
Rano, tzn od 10 do 16 byłem na targach turystycznych, obłowiłem się całkiem porzadnie :) Po powrocie, napisał do mnie Marek z pytaniem, że ma dziś czas i wymieniłby mi kasetę i łańcuch. Pojechałem od razu, mimo, że w czwartek jeszcze chory byłem :P Na spokojnie, najpierw obwodnicą, a z powrotem przez Jeziorki. Ciepło, wiatr w końcu nie był lodowaty. Na miejscu próbowaliśmy jeszcze rozebrać support, ale nie chciał puścić, więc nadal mam małe luzy. Ale za to napęd tylni działa jak marzenie ;) Powrót już po ciemku.
Łupy:
Serwis:
Księżyć ( Zaćmienie, czy co, że widać obwódkę ? ) :
Nowy statyw, fajny na rower:
Pozdro :)
Kategoria 0-50 km
Terenowo w slickach
-
DST
24.53km
-
Teren
9.55km
-
Czas
01:20
-
VAVG
18.40km/h
-
VMAX
50.00km/h
-
Temperatura
4.0°C
-
Sprzęt Merida TFS 100 V
-
Aktywność Jazda na rowerze
Czyli pierwszy flak.
Jednak jak na ironię losu, flaczka złapałem nie w terenie, nie na jakimś kamieniu lub źble trawy, a na prostej, ubitej, asfaltowej drodze. Wytłumaczeniem może być to, że przebiłem tą dętkę w Jeleniu, ale o tym później.
Po szkole, zamiast się uczyć na jutro niemieckiego ( tak, zachciało mi się na trójcynę startować ) zadzwoniłem z cichą nadzieją do Roberta i z błagającą nutą w głosie spytałem się czy nie zechciałby ze mną wyjść na rower. Jakie było moje zdziwienie, kiedy usłyszałem pozytywną odpowiedź. Próbuję go wyciągnąć od grudnia tamtego roku, ale albo mu się nie podobała pogoda, albo mu za zimno było, albo autem sobie wolał gdzieś jechać. No ale udało się. Uhahany i opatulony zimowym buffem wyjechałem sobie po 16. Zanim się Robert wyguzdrał to trochę minęło, po jakiś 40 minutach obraliśmy sobie za cel stację BP, bo robuś w kołach zachomikował tylko 0,5 atm... Po nadęciu opon pojechaliśmy szybkim tempem ( hłehłe, teraz to mi mogą ludzie podskakiwać na asfalcie :D ) w stronę Byczyny, jednak Robertowi zachciało się terenu. No to OK, zobaczymy jak się slicki spisują. Na ubitej ziemi jest ok, gorzej jak się wjedzie w piach. Wtedy to rower sobie tańcuje jak chce. Gdy w końcu odnalazłem asfalt, okazalo się, że wyjechaliśmy gdzieś między Byczyną a Jeleniem ( dla niewtajemniczonych, to obrzeża Jaworzna, jedyne miejsca gdzie można krówki, konie, świnie, owce i cały inwentarz spotkać :D ). Popedaliśmy zatem na Dziećkowice, nad zalew. Jeszcze jest skuty lodem, ale to już ostatki, pod gałęzią się załamuje. Tam zrobiło się ciemno, dlatego wróciliśmy się do Jelenia, by wrócić do domów. Robert mnie usilnie namawiał, żebym wjechał w teren, przez las, ale jako, że mi się nie widziało jechać tam po ciemku na slickach, rozdzieliśmy się i ja pojechałem przez Sobieski, gdzie jakieś 10 sekund po rozjeździe złapałem gumę... Syfu się przez zimę nazbierało no i pach, poszło. Mam nadzieję, że to pech, a nie wina opon, bo nie widzi mi się kupowanie co chwilę nowych dętek. Udało mi się jednak dojechać do Roberta, gdzie sobie wymieniłem na nową. No a potem do domu.
Dziś było tylko 5 C, ale zimowy buff z polarem sprawdził się wyśmienicie. Wdycha się ciepłe powietrze, a i w głowę nie zimno. Tylko się babrze strasznie, bo to białe. No i wiało dziś trochę.
Foty:
Robert na BP:
Trochę wiało... :
Gdzieś w terenie:
Slicki zdecydowanie nie nadają się w teren. Pod względem wyglądu też:
Na dziećkach:
Zachód:
Księżyc:
Robert:
Dziurka... :
Z wczoraj, nudziło mi się, to sobie oko uwieczniłem :P :
Pozdro :)
Kategoria 0-50 km
Balaton w Trzebini
-
DST
40.79km
-
Czas
01:48
-
VAVG
22.66km/h
-
VMAX
48.00km/h
-
Temperatura
10.0°C
-
Sprzęt Merida TFS 100 V
-
Aktywność Jazda na rowerze
Po szkole, o 14 wyjechałem w kierunki Trzebini. Na polu było 11 C, ale wschodni wiatr trochę przeszkadzał w jeździe w jedną stronę. Jechałem przez Luszowice, jak się potem okazało był to wielki błąd - na podjeździe pod górkę prowadzącą do Trzebini remontują drogę i kładą wodociągi. Skutek: w ciągu 2 minut cały rower wraz ze mną był po prostu uwalony pomarańczowym błotem, czyli czystą, płynną gliną. Slicki perfekcyjnie odprowadzają wodę z błotem, ale na twarz rowerzysty... Dalej natomiast jest nieskończona od pół roku droga w Trzebini, więc średnia pod wiatr w tamtą stronę nie była najlepsza. Przed Balatonem spotkałem znajomych z Krościenka, dlatego wstąpiłem na chwilę na herbatę i placki ( pozdrawiam Ich z tego miejsca :P ). Potem na Balaton, który jeszcze jest zamarzanięty i główną, przez Trzebinię i Chrzanów do domu. Średnia trochę lepsza, bo około 27km/h. Pod domem spotkałem jeszcze Justynę, niestety na nogach była:P
Dziś jechałem w nowym nabytku- buffie, który sprawdza się wyśmienicie przy takich temperaturach. Dobra, parę fotek, ale nic szczególnego, bo szaro i ponuro.
Luszowice:
Balaton:
A4 zakorkowana:
Zakupów ciąg dalszy, czyli dętki, 2 buffy i plecak, bo stary się już zniszczył całkiem:
Pozdro :)
Kategoria 0-50 km
Slick, czyli szybko.
-
DST
12.77km
-
Czas
00:31
-
VAVG
24.72km/h
-
VMAX
47.50km/h
-
Temperatura
13.0°C
-
Sprzęt Merida TFS 100 V
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dziś była taka ładna pogoda, że postanowiłem wyjechać w końcu na rower. Oprócz świecącego słońca, do czynu tego zachęciła mnie merida stojąca w pokoju. Przeszła lekką transformację, ponieważ włożyłem do niej slicki 1,25 wspomniane we wpisie z lutego. Oprócz wyglądu zyskała nieco na wadze ( tzn pozytywnie, czyli utraciła na wadze ) około 0,5 kg. Teraz rowerek waży gdzieś około 12,45 kg i zaczyna się już robić lekki. Nie miałem dużo czasu, dlatego pojechałem tylko na BP dopompować koła - po 6 atm. na każde. Zrobił się prawdziwy kamień i slicki pokazały na co je stać :] Na prostej utrzymywałem sobie prędkości rzędu 30-36 km/h, na obwodnicy pocisnąłem sobie całe 47,5 km/h. Jak na początek sezonu i brak kondychy to dobre wyniki, aż strach pomyśleć co będzie dalej :D
Potem w kierunki Azotki i do domu, bo trzeba się uczyć...
Fotki:
Zdjęcia tylko na stadionie, bo czasu brak :
Pozdro :)
Kategoria 0-50 km
Śnieżny armagedon
-
DST
14.55km
-
Teren
12.00km
-
Czas
00:50
-
VAVG
17.46km/h
-
VMAX
35.50km/h
-
Temperatura
-2.0°C
-
Sprzęt Merida TFS 100 V
-
Aktywność Jazda na rowerze
To już nie jest apokalipsa, to już istny armagedon ! Śnieg pada praktycznie bez przerwy od dobrego tygodnia. Na odkrytych przestrzeniach napadało z pół metra, tam gdzie robią się zaspy to jeszcze więcej. Ale co będę gadać, połowa Polski tak ma ;) Dziś pojechałem znowu w teren, jednak szybko okazało się, że nie jest to najlepszy pomysł. W lesie ścieżki albo totalnie zasypane ( niestety w takiej ilości się już nie da kręcić ) albo rozdeptane tak, że wpada się w 20 cm dziury. Pomęczyłem się tak przez dobre 5 km, po czym wjechałem na drogę. Tam trochę lepiej, ale jakoś niepewnie się czuję. Za to średnia na śliskim asfalcie fajna - jakieś 30 km/h bez oporów ( tak to jest jak się jedzie po lodzie :D ). Pojechałem potem na Dąbrowę i główną, przez Elektrownię do Roberta, żeby obczaić igloo, które z nudów wybudował dla bratanicy :P Przyjazd skończył się na śnieżnej bitwie na łopaty :D A potem już do domu w śnieżycy, która trwa sobie cały czas, że nic praktycznie nie widać :P
Zdjęcia:
Las na Podłężu:
Pomnik w lesie:
Magia zaśnieżonego lasu :) :
Rower sam stoi :D :
Na ścieżce:
Oraz na drodze:
Sople:
Zasypany :
5 min na polu:
Igloooo:
Pozdro :)
Kategoria Śnieżnie, 0-50 km
Śnieżna apokalipsa
-
DST
15.08km
-
Teren
14.55km
-
Czas
01:20
-
VAVG
11.31km/h
-
VMAX
28.50km/h
-
Temperatura
-1.0°C
-
Sprzęt Merida TFS 100 V
-
Aktywność Jazda na rowerze
Oj dawno tyle śniegu u mnie nie spadło. Sypało wczoraj cały dzień, całą noc, oraz nadal pada. W rezultacie nawet główne drogi są białe. Chciałem wykorzystać taką ilość białego puchu, dlatego pojechałem sobie standardową traską nad Zalane. Zaczyna się to już robić nudne, ale to najbliższy leśny teren jaki znam, dlatego tak tam często jeżdżę. Na drogach masakrycznie ślisko, praktycznie nie da się jechać, tzn jechać się da, ale gorzej już z hamowaniem. Szybko wjechałem do lasu, bo tam chociaż auta nie jeżdżą. A w lesie śniegu po piasty, ale był lekki, dlatego dało się jechać. Rozdziewiczyłem parę ścieżek i pojechałem w kierunku Jelenia, ale zaraz przed pierwszą ulicą wyglebiłem boleśnie na lewe kolano. Gdy leciałem do przodu to uderzyłem nogą o kierownicę ( coś mi się zdaje, że rama 20' jest za mała na 184 cm ). Zrobiła się dziura w kolanie, bolało jak nie wiem co, dlatego postanowiłem wrócić się do domu. Jednak na wysokości Zalanego przestało boleć, dlatego pojechałem dalej, na ścieżkę na elektrownię. Tam chociaż lepiej, bo wczoraj traktorek odśnieżał drogę, więc śnieg sięgał tylko do obręczy. A potem szybko przez las do domu. Pada cały czas, jak do jutro tak będzie sypać, to jazda na rowerze przestanie być możliwa :P
Zdjęcia :
Rower:
Las:
Lodowiec :P :
Butki :D :
Rowerka cd :P
Pozdro :)
Kategoria 0-50 km , Śnieżnie