vanhelsing prowadzi tutaj blog rowerowy

vanhelsing

Wpisy archiwalne w kategorii

50-100 km

Dystans całkowity:12181.94 km (w terenie 1098.90 km; 9.02%)
Czas w ruchu:645:25
Średnia prędkość:18.87 km/h
Maksymalna prędkość:85.00 km/h
Suma podjazdów:11210 m
Liczba aktywności:168
Średnio na aktywność:72.51 km i 3h 50m
Więcej statystyk

Objazd trasy Mistrzostw Gminy Krzeszowice

  • DST 83.51km
  • Teren 3.50km
  • Czas 02:52
  • VAVG 29.13km/h
  • VMAX 55.00km/h
  • Temperatura 19.0°C
  • Sprzęt Singiel
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 24 września 2009 | dodano: 24.09.2009

Na szosówce razem ze Sławkiem do Krzeszowic na objazd trasy sobotniego wyścigu. Ostatni raz ścigałem się jakieś 2 lata temu, więc postanowiłem wystartować. ( Jak mi się nie odechce do soboty :P ). Jazdę ze Sławkiem można opisać w bardzo krótki sposób - zapiepszanie. Miałem jechać na meridzie, ale pewnie bym nie nadążył, więc wziąłem szosówkę. Stara bo stara, spd ni ma, ale daje radę.
Na miejscu startu zebrało się jeszcze 3 bikerów i taką 5 wyjechaliśmy na objazd jednej pętli.
Powrót tak samo jak przyjazd, czyli Krzeszowice-Chrzanów-Jaworzno.



Pozdrawiam


Kategoria 50-100 km

Pałac w Pszczynie

  • DST 91.49km
  • Czas 03:16
  • VAVG 28.01km/h
  • VMAX 49.00km/h
  • Temperatura 25.0°C
  • Sprzęt Merida TFS 100 V
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 7 września 2009 | dodano: 07.09.2009

Z racji ładnej pogody pojechałem sobie do Pszczyny na tamtejszy rynek oraz do parku, w którym znajduje się jeden z ładniejszych klasycystycznych polskich pałacy - dawna rezydencja książąt Hochberg von Pless.
Postanowiłem pojechać trochę szybciej, nie żebym jakoś chciał się sprawdzić, ot co, dla własnej satysfakcji. Bardzo prostą trasą przez Imielin, Bieruń i jakieś tam wsie dotarłem do mojego miejsca docelowego. Droga była w miarę spokojna, asfalt przez całą długość świetny, tylko przed samą Pszczyną wytłukłem się na dziurach. Średnia na rynek wyszła około 27 km/h.
Na miejscu, po krótkim odpoczynku na rynku, postanowiłem zacząć zwiedzanie zespołu pałacowo-parkowego. Park zrobił na mnie niesamowite wrażenie, tam jest po prostu przepieknie - ciche otoczenie drzew, dookoła zieleń, małe jeziorka i główny bohater okolicy - zapierający dech w piersiach pałac :) Bez namysłu mogę powiedzieć, że byłem na wieelu rynkach i w wielu parkach, ale Pszczyna bije wszystkich na głowę - piękny rynek, gdzie widać tylko rowerzystów i do tego cudowne miejsce na spacery w tak urokliwym miejscu. Na prawdę warto tam wpaść :)

Po paru zdjęciach zabrałem się za powrót, jechało się dobrze, cały czas mniej więcej 30-33 km/h. Przed Bieruniem doczepił się mnie jakiś chłopak i próbował wyprzedzić mnie nawet chodnikiem - nie wiem po co, ale nie dałem się tak łatwo wyminąć, dlatego depnąłem mocniej, jednak uparcie trzymał się w tunelu za mną. Dopiero 49 km/h na prostej wydało mu się za dużo ;)

Przed Chełmem Śląskim dogonił mnie za to szosowiec na authorze, doczepił się na chwilę i tak ze zmianami jechaliśmy aż do Wysokiego Brzegu, gdzie odbiłem na Jaworzno. Pozdrawiam go z tego miejsca ;)
A potem już przez Osiedle Stałe do domu :)

Zdjęcia z Pszczyny:




















Pozdrawiam :)


Kategoria 50-100 km

Diabla Góra

  • DST 50.32km
  • Teren 35.50km
  • Czas 02:40
  • VAVG 18.87km/h
  • VMAX 41.00km/h
  • Temperatura 25.0°C
  • Sprzęt Merida TFS 100 V
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 25 sierpnia 2009 | dodano: 25.08.2009

Czyli jaskinie i jazda w terenie.

Zgadałem się z Michałem na przejażdżkę w terenie w okolicach Jaworzna. Szybka analiza mapy pozwoliła określić terenową trasę niebieskim szlakiem przez Bór Biskupi na Diablą Górę oraz znajdującą się na jej szczycie jaskinię.
Spotkanie przy hali i szybki wyjazd przez centrum, pola na Warpiu oraz dalej, zalew Sosina. Tam wbiliśmy na niebieski pieszy szlak, niestety fatalnie oznakowany, co chwilę musieliśmy się zatrzymywać aby poszukać drogi. W końcu drogą przez piaskownię dotarliśmy do Boru Biskupiego, gdzie jakimś cudem trafiliśmy na szlak, który zaprowadził na nas Diablą Górę.
Tam odnaleźliśmy jaskinię o tej samej nazwie. Próbowałem do niej wejść, jednak nie miałem dobrych ciuchów, można by tam wpaść kiedyś i zwiedzić, podobno ciekawa jest. Potem ostrym zjazdem zjechaliśmy na drogę, która zaprowadziła nas do Bukowna, skąd już szosą do domów.
Przyjemna wycieczka, w lesie cisza i spokój, no i świeższe powietrze niż w mieście.

Wczoraj za to zabrałem się za serwis rowera. Biedna skrzypiała od czasu do czasu nie wiedząc dlaczego, więc postanowiłem ją wyczyścić dokładnie razem z przesmarowaniem co potrzebne:


Dziś już za to wyglądała tak:


Leśne odcinki:




Piaskownia:




Pchanie pod Diablą Górę:


El norte przed wejściem do jaskini:


Wnętrze :


Powrót nowo budowaną drogą omijającą kamieniołom... O jedną, świetną trasę szutrową mniej :( :




Pozdrawiam :)


Kategoria 50-100 km

Dookoła Tatr - dzień 3

  • DST 88.46km
  • Czas 04:11
  • VAVG 21.15km/h
  • VMAX 58.00km/h
  • Temperatura 28.0°C
  • Sprzęt Merida TFS 100 V
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 10 sierpnia 2009 | dodano: 23.08.2009

Tym razem noc przebiegła spokojnie, budziłem się tylko dwa razy - raz, gdy Monika chciała zwalić cały namiot szukając wyjścia, a dwa o 5 nad ranem - z zimna. Wstaliśmy o 7:30, wyjechaliśmy dwie godziny później - dobudzanie ważna rzecz przecież ;)
W miarę sprawnie dojechaliśmy do Trsteny, gdzie skręciliśmy na Suchą Horę. Gdzieś w połowie tej trasy urządziliśmy sobie popas na łące z pięknymi widokami na Tatry. Było ciepło, słoneczko przygrzewało, nie chciało się jechać dalej. Jakoś się jednak zebraliśmy i po ciężkim podjeździe pod jakąś wioskę dojechalismy do granicy z Polską i do Chochołowa. Z niego to ze średnią prawie 30km/h dotarliśmy do Czarnego Dunajca, gdzie pożegnałem się z Moniką - która pokręciła do Jordanowa. Ja natomiast przez Nowy Targ i męczące, ciężkie podjazdy za Dębnem dojechałem do Krościenka.
W końcu można było się umyć;)

Wycieczka była super, pomimo zmęczenia i częstego bólu kolan warto było się wspianć tak wysoko, chociażby dla tatrzańskim krajobrazów. Dzięki Monika za wspólne 250 km górskich kilometrów:)

Zdjecia z dnia dzisiejszego:

Dziś Monika spała na zewnątrz, bo jakże przy taki niskich temperaturach mógłbym meridkę na takie zimno zostawić :D :


A tak naprawdę rowerki przeczekały noc całkiem bezpiecznie przypięte do drzewa:


Byłbym nie sobą, gdybym zdjecia rowerka tu nie wstawił:


Pora ruszyć w drogę, zostawiamy za naszymi plecami Tatry... Będziemy tęsknić ;) :


Ale widoczki i tak były całkiem ciekawe:




Popas na łączce:










I ostatnie zdjęcie z podróży, panorama zalewu czorsztyńskiego:


Mapa całego wyjazdu:



Pozdrawiam serdecznie :)


Kategoria 50-100 km, Dookoła Tatr, Góry 2009

Terenowo na górskie szlaki

  • DST 54.82km
  • Teren 42.50km
  • Czas 04:20
  • VAVG 12.65km/h
  • VMAX 55.00km/h
  • Temperatura 25.0°C
  • Sprzęt Merida TFS 100 V
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 27 lipca 2009 | dodano: 17.08.2009

Po przyjeździe do Krościenka od razu zmieniłem opony na terenowe schwalbe z myślą pojechania gdzieś na szlak. Moim wyborem padły Jaworki. Na miejscu, po paru bardzo przyjemnych przeprawach przez strumyki skręciłem na szlak rowerowy prowadzący na przełęcz Obidza. Z Obidzy odbiłem na Radziejową ( 1262 ), jednak w połowie trasy zgubiłem szlak, w wyniku czego wyjechałem gdzieś w środku lasu na jakąś polankę. Nie chciało mi się wracać, dlatego znalazłem jakiś opuszczony dukt, którym popchałem rower na właściwą już drogę. Niestety ominąłem Radziejową, udało mi się za to wjechać na Przechybe. Tam po chwili odpoczynku i paru zdjęciach pojechałem bardzo stromym i niezbyt fajnym zjazdem w stronę Szczawnicy. Jechało się głównie po wycince drzew, dlatego nie dało się rozwijać zbyt dużych prędkości. W Szczawnicy w końcu dorwałem asfalt, którym śmignąłem już prosto na kwaterę do Krościenka.
Jednak jakoś mnie teren mało ciągnie, raz od czasu można, jednak wolę szosę ;)

Zdjęcia:

Gdzieś za Jaworkami:




Czasami bywało mokro:




W stronę Przychyby:


I widoczek z niej:



Kategoria 50-100 km, Góry 2009

Szosowo na zamek

  • DST 93.83km
  • Czas 03:36
  • VAVG 26.06km/h
  • VMAX 63.00km/h
  • Temperatura 21.0°C
  • Sprzęt Singiel
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 11 lipca 2009 | dodano: 24.07.2009

Zatęskniło mi się za wędrownym życiem zapamiętanym z Grecji, dlatego zabrałem ze sobą palnik, denaturat, zapałki, kubek z łyżką oraz zupkę w proszku. Dodatkowo zapakowałem parę kromek chleba oraz ser ;) Tak wyposażony wyjechałem kolarką po godzinie 17. Dosyć późno jak na taki wypad, ale miałem ze sobą także czołówkę, więc się nie przejmowałem. Jako pierwszy cel obrałem Bukowno - zajechałem tam ze średnią prawie 28 km/h. Za Bukownem odbiłem na Trzebinię, skąd jadąc już na ślepo, podążałem wybranymi na szybkiego drogami. Wyjechałem na Myślachowice i zjechałem do Trzebini. Jednak jakoś mało mi było tej jazdy, dlatego skręciłem w lewo, na Krzeszowice oraz na Tenczynek. W mojej głowie już zarysował się plan - ognisko i zupka na zamku :) Na zamczysko zajechałem dosyć szybko. Chciałem mieć trochę spokoju, jednak jak się potem okazało, na zamku znaleźć go nie mogłem - dziś była sobota, a to pora ślubów i sesji foto - oczywiśćie na zamku.... W ciągu godziny widziałem 5 młodych par. Dodatkowo na zamek zwalili się jacyś miłośnicy ubrań szlacheckich i robiąc wielki szum radośnie wywijali szabelkami. Rozpaliłem sobie małe ognisko i zrobiłem na kijaszku tosy z serem ;) Popijając żurek z Knorra obserowałem walki oraz zachodzące słońce. O 20:30 postanowiłem się zbierać, bo zaczęło robić się ciemno. Nie wiedząc czemu, od Tenczynka kolarka zaczęła mi strasznie skrzypieć gdzieś na pedale. No po prostu masakra. Tak mnie ten dźwięk denerwował, że nie chciało mi się w ogóle jechać. Trochę wolniejszym tempem zajechałem już po ciemku do Jaworzna. Szosówka dobra, szybka, ale strasznie niewygodna pozycja na niej - wymaga dłuugiego przyzwyczajenia, wolę już swoją meridkę - wolniej, ale za to luksus ;) Zdjęć mało, bo nie zabrałem aparatu ( po Grecji mi się lcd zepsuło )

Szosówka za Bukownem:


Pojedynek na zamku ;) :




Pozdrawiam :)


Kategoria 50-100 km

Grecja - dzień 6

  • DST 64.21km
  • Czas 03:03
  • VAVG 21.05km/h
  • VMAX 61.50km/h
  • Temperatura 31.0°C
  • Sprzęt Merida TFS 100 V
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 14 czerwca 2009 | dodano: 29.06.2009

Wstaliśmy wcześnie, bo o 4:40. Jednak dzisiejszym celem są klasztory Meteory, dlatego nikt się nie ociąga ( no, prawie nikt ;D ). Rowery zostawiamy w piwnicy hotelu i po godzinie 6 wsiadamy do samochodów, które po paru godzinach jazdy transportują nas na docelowe miejsce. Już sam podjazd pod klasztory stwarza fenomenalne uczucie - z poziomu morza po ostrych serpentynach pniemy się cały czas w górę. Odwiedzamy 3 klasztory, które swoją budową i rozmachem zadziwiają każdego. Do tego jeszcze dochodzą rozległe widoki, które na pewno każdemu zapadną w pamięci. Ani film ani zdjęcia nie oddają całej potęgi tego miejsca, tam po prostu trzeba być ;)
Do naszego ośrodka w Paralii wracamy przed 15, skąd po pysznym obiedzie wyruszamy dalej, tym razem już na rowerkach. Obieramy kierunek Larissa. Jedzie się super, lekki wiaterek w twarz obniża temperaturę. Po 40 km i męczącym podjeździe pod jakiś zamek zatrzymujemy się na postój. Słodkie chwilki i jazda dalej. Niestety nie ujechaliśmy daleko, bo parę kilometrów dalej łapie nas policja, mówiąc, że nie możemy dalej jechać, bo jest za duży ruch i stwarzamy niebezpieczeństwo wypadku. Jednak nasza jedyna droga prowadzi właśnie przez tą ekspresówkę, która jest totalnie zapchana samochodami wracającymi z plaży. I w tym momencie, policjant, który wcześniej wykonał parę telefonów, mówi nam, że będzie nas... eskortował. My totalnie zdziwieni przystajemy na tą propozycję. Najśmieszniejsze jest jednak to, że my, jadąc jeden za drugim rowerami, wcale nie blokowaliśmy ruchu. Natomiast eskortujący radiowóz zablokował go na dobre. No cóż, u nas w Polsce to by nam pewnie mandat wlepili od razu, tu chociaż chcieli dobrze ;) Potem przejmuje nas samochód kontroli ruchu drogowego, który odprowadza nas przed bramki autostrady. Mamy dość takiej jazdy, dlatego jesteśmy jesteśmy zmuszeni rozbić obóz. Odnajdujemy w miarę równy teren pod samymi bramkami i tam rozbijamy namioty. Niektórzy używają palet do zrobienia sobie łóżka, bo kamienisty grunt nie pozwala na wbicie śledzi. Ja ich nie wbijam, mój namiot jakoś trzyma się na samym stelażu. Odprawiamy mszę pod bramkami i idziemy spać. Czeka nas długa noc z tirami, które dopiero w nocy wyjeżdżają na drogi...

Zdjęcia księdza, Kuby oraz moje:

Klasztory w Meteorach:




Krzysiek:


Monika:






Zwiedzanie klasztorów:












Lewitacja wg naszego księdza :D :


i według Kuby :P :


Panorama:


Gdzieś przed Olimpem:


Wzdłuż morza, kierowca na rowerku :


I nasza eskorta:



Dzień następny
Dzień poprzedni


Kategoria 50-100 km, Grecja 2009

Grecja - dzień 3

  • DST 89.59km
  • Czas 04:42
  • VAVG 19.06km/h
  • VMAX 59.00km/h
  • Temperatura 40.0°C
  • Sprzęt Merida TFS 100 V
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 11 czerwca 2009 | dodano: 28.06.2009

Morze, szum fal, gwiazdy na głową, plaża - czego chcieć więcej. O godzinie 6 obudził mnie piękny wschód słońca nad górami i morzem. Barwa kolorów niespotykana w Polsce. Po obfitej sesji foto oraz podziękowaniu naszemu gospodarzowi i spakowaniu się, wyruszamy w stronę Thessalonik. Pierwszy postój już po 100 metrach, bo ekipa znalazła picie w lodówkach ;) Pomimo narastającego upału jedzie się dobrze, czuć jednak wilgoć i sól w powietrzu. Po 40 km zatrzymujemy się na opuszczonej stacji BP. I tu rzecz niespotykana w Polsce - wszystko jest na swoim miejscu. Pomijając parę wybitych szyb, budynek jest w świetnym stanie. Pomieszczenia biurowe, łazienki, drzwi, podłogi, kafelki - wszystko jak nowe. O godzinie 12 zaczął się straszny upał, co chwilę szukaliśmy ochłody w postaci kranów lub zraszaczy na polach. Mamy szczęście do opuszczonych stacji, bo po 20 km odnajdujemy następną, gdzie czeka już na nas samochód. Przylatuje jakiś gościu i pyta się nas czy my z Serbii czy z Rumunii... Gdy dowiaduje się, że Polonia, odchodzi uspokojony...
Wcinamy mięsko z wodą z ogórków i pędzimy dalej, w stronę Salonik. Piorek łapie kapcia, szybka wymiana pozwala mu jechać, jednak 50 metrów dalej spotyka to także Monikę. Znowu wymiana i jazda dalej. Okazuje się jednak, że do miasta biegnie autostrada - niestety zbyt zapchana, aby nią jechać. Zaczynają się więc poszukiwania innej drogi. Tu zaczyna się jeden z cięższych momentów - pojawia się spory podjazd, brakuje nam wody, a upał staje się nie do zniesienia. Zmęczeniu i zlani potem musimy wjechać na autostradę - kolejne extremum, wjazd do miasta 5 pasmówką w godzinach szczytu. Rozpoczynamy próby odnalezienia naszego hotelu, w samym centrum miasta. Po blisko godzinnych poszukiwaniach udaje się, jednak trzeba jeszcze czekać, aż samochody znajdą miejsce parkingowe. Mija druga godzina, którą spędzamy siedząc na progu hotelu. Śmierdzący, brudni, w obcisłych gatkach i kaskach robimy totalną wiochę :D Po wycieczce po bagaże, w końcu udaje nam się zakwaterować w pokojach. Pierwsze co to prysznic - wspaniałe uczucie ;) O 23 robimy wypad na miasto, Saloniki robią całkiem niezłe wrażenie w nocy. Sportowe samochody, bass na ulicach, greckie dziewczyny i zapach restauracji na każdym kroku. Spośród wszystkich greckich miast to właśnie Saloniki spodobały mi się najbardziej.
O 2 wracamy do hotelu i kładziemy się spać.

Piękny początek dnia:








Monika śpioch:


Grupowe zdjęcie z właścicielem baru:


Zadowolony ksiądz Mirek na opuszczonej stacji BP:


Kuba serwuje lody algidy :D :


Wszyscy coś czytają...:




Albo leżą plackiem na betonie:


Dalsza droga:


W Polsce trzeba uważać, żeby nie rozjechać jeża, tutaj trzeba uważać na żółwie ;) :


Wjazd do Thessalonik:


Hotel:


thessalońskie klimaty ( zdjęcia Kuby ) :












Dzień następny
Dzień poprzedni


Kategoria 50-100 km, Grecja 2009

Grecja - dzień 2

  • DST 70.21km
  • Czas 03:37
  • VAVG 19.41km/h
  • VMAX 55.50km/h
  • Temperatura 33.0°C
  • Sprzęt Merida TFS 100 V
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 10 czerwca 2009 | dodano: 28.06.2009

Po dobrze przespanej nocy budzimy się po 7 i w miarę szybko składamy namioty i wyruszamy w trasę. Zahaczamy jeszcze o miasto i sklep rowerowy, gdzie kupujemy z Kubą nakrętki na ośkę dla roweru Moniki, bo gdzieś się zapodziały w trakcie transportu. Za miastem wjeżdżamy na drogę ekspresową. Tu pojawiają się wątpliwości, czy przypadkiem nie będzie to zapchana i śmierdząca droga, jednak już po paru kilometrach okazuje się, że jest ona praktycznie pustą, spokojną szosą. Od czasu do czasu mija nas jakiś samochód. Cała droga dla nas, czego więcej można sobie życzyć. Okazuje się jednak, że można, bo po chwili naszym oczom ukazuje się morze - jedziemy wzdłuż wybrzeża. Po 30 km robimy sobie przerwę na plaży i na kąpiel. Doskwiera nam tylko upał, rosnący z każdą minutą. Po następnych 30 km zatrzymujemy się pod posągiem lwa, gdzie również zatrzymał się nasz samochód. Tam to spotykamy Polkę mieszkającą w Hamburgu, która poleca nam szukać noclegów w miejscowości Asprovalta. Za jej radą udajemy się tam, gdzie udaje nam się znaleźć wymarzone miejsce na spanie - na plaży, obok malutkiego baru. Właściciel baru pozwala nam korzystać z leżaków i prysznica zupełnie za darmo. Wypożyczamy sobie rowerek wodny marki Ferrari razem ze zjeżdżalnią i płyniemy sobie poszaleć w morzu. Chwilę po wyjściu z morza i wzięciu prysznica nad Asprovaltą przechodzi spora burza - praktycznie w ciągu sekundy pojawia się ściana deszczu. Ewakuujemy się pod daszek baru, gdzie po burzy odprawiamy mszę. Po chwili jednak zrywa się silny, wrzący wiatr, który jest tak gorący, że ciężko się oddycha. Przewraca leżaki, rozwiewa nasze rzeczy.
Żeby było jeszcze śmieszniej, po paru minutach od tego wiatru, zrywa się drugi, tym razem lodowaty. Różnica ciśnień robi swoje ;)
Po tych ciekawych zjawiskach większa część ekipy rozbija się w barze, natomiast ja z Maćkiem, Januszem, Grześkiem, Moniką i Kubą kładziemy się na leżakach pod palmami. Usypiamy dosyć szybko zmęczeni dzisiejszymi zjawiskami...

Zdjęcia księdza Mirka, Kuby oraz moje:

Ranek na kempingu:


Wjazd na wspomnianą drogę ekspresową, totalnie pustą:


Cały czas wzdłuż wybrzeża:




Przepraszam za trochę mniejsze zdjecia, ale serwer na który daje foty czasem mi odrzuca w jakiś śmieszny sposób wybrane przez siebie zdjecia :(

Kuba:






Kuba fotograf:


A wyszły z tej pozycji takie zdjęcia:




Postój na plaży:


Po której chodziły takie mrówy:


Dalsza droga:






Ksiądz, Jakub i Grzesiek:






Ja z Kubą:




Postój przy stacji benzynowej:


Merida jeszcze sprawna:


Przy pomniku lwa:


Nocleg pod palmami:


Na rowerku wodnym :D :


Zbliżająca się burza, zdjęcie wygląda jak wybuch wulkanu:


Audi fajnie tutaj pasuje:


I na koniec dnia pioruny:



Dzień następny
Dzień poprzedni


Kategoria 50-100 km, Grecja 2009

Zielony szlak

  • DST 61.39km
  • Teren 25.50km
  • Czas 03:17
  • VAVG 18.70km/h
  • VMAX 59.00km/h
  • Temperatura 16.0°C
  • Sprzęt Merida TFS 100 V
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 12 maja 2009 | dodano: 12.05.2009

Przede mną jeszcze jedna maturka, ustna z angielskiego, ale dopiero w piątek, dlatego dziś, po wczorajszej ustnej z polaka, wybrałem się na rower. Było zimno, bo po burzy, ale postanowiłem gdzieś się ruszyć. Nie chciało mi się wąchać smrodu asfaltu, dlatego pojechałem zielonym szlakiem w stronę zamku w Lipowcu. Przez Groble, jakieś tam wsie, lasy, pola, rzeki i krzaki, dojechałem do celu. Na zamek mi się nie chciało wchodzić, bo mnie goniły chmury burzowe. Z powrotem już jechałem asfaltem, co było głupim pomysłem - zwłaszcza droga w stronę Oświęcimia - cała masa tirów wyprzedzających na milimetry :/ W końcu zrezygowałem i zjechałem na pobocze. Dalszy powrót przez Chrzanów i Byczynę.
Hmm, jakoś dziwnie się jechało, przerwa maturalna trochę mi kondycji zabrała, poza tym po 30 kilometrze zaczęło mnie prawe kolano boleć ... Miejmy nadzieję, że się go rozrusza ;)

Foty:

Stawy Groble w Byczynie:


Zielony szlak naprawdę zielony :


Kopalnia odkrywkowa:



Całkiem przyjemny leśny odcinek ( typowo górski ;) ):


Widoki na Beskidy:




Goniły mnie takie chmurki :


Skansen w Wygiełzowie:


Kuń wiozący wungiel :P :



Pozdrawiam ;)


Kategoria 50-100 km