vanhelsing prowadzi tutaj blog rowerowy

vanhelsing

Wpisy archiwalne w kategorii

100-200 km

Dystans całkowity:21237.93 km (w terenie 713.90 km; 3.36%)
Czas w ruchu:1072:42
Średnia prędkość:19.80 km/h
Maksymalna prędkość:82.00 km/h
Suma podjazdów:57010 m
Liczba aktywności:169
Średnio na aktywność:125.67 km i 6h 20m
Więcej statystyk

Dzień 7 – Dobra babcia

  • DST 115.15km
  • Czas 07:25
  • VAVG 15.53km/h
  • VMAX 60.00km/h
  • Temperatura 21.0°C
  • Sprzęt Merida TFS 100 V
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 25 lipca 2010 | dodano: 22.08.2010

3 dzień pod wiatr. Pagórki z dnia wczorajszego trochę urosły, w wyniku czego całą drogę mamy albo pod górkę, albo z górki. Na szczęście się wypogodziło i niebo zrobiło się błękitne. Zwiedzamy pojawiające się co chwilę na naszej trasie stare miasteczka. Pojawiają się pierwsze widoki na czekające na nas wkrótce Alpy. Po południu dojeżdżamy do Gmunden, cudownego miasteczka leżącego nad Jeziorem Traun. Otaczające go góry oraz nisko zawieszone słońce przypomina nam, że niedługo czekają nas prawdziwe podjazdy. Jedziemy dalej, cały czas wzdłuż wybrzeża drogą rowerową, oczywiście asfaltową. Przejeżdżamy przez pierwsze tunele na naszej trasie, specjalnie stworzone dla rowerzystów.
Poszukiwanie noclegu znowu staje się trudnością, bo wszędzie dookoła są tylko campingi i zimmer frei. Zmarnowani i trochę zaniepokojeni przejeżdżamy przez Ebensee, gdy nagle, obok bocznej drogi wychodzącej z miasta, znajdujemy dwa stare domy i kawałek trawki, która idealnie nadawałaby się na rozbicie zwei Zelt. Zaopatrzony w magiczną karteczkę z przetłumaczonym na niemiecki błagalnym tekstem o pozwolenie szlafen w majn celt, pukam do drzwi. Po chwili otwiera nam uśmiechnięta, stara babcia, która na szczęście rozumie moje wypociny niemieckie i pokazuje kawałek trawy. Po chwili jednak mówi, że przecież jest dom obok, w którym nikt nie mieszka i tam możemy spać. Zaprowadza nas na górę, gdzie znajdują się normalne pokoje i łóżka. Podłącza nawet prąd, więc możemy podładować akumulatorki. Na kolację dostajemy dużą bułkę z jabłkiem oraz wielkie wiadro wrzątku na herbatę. Okazuje się, że śpimy w starym hotelu, który z nieznanych nam przyczyn upadł. Do dyspozycji mamy około 16 pokoi ;) Na dole myjemy się w najzimniejszej wodzie w jakiej przyszło mi się myć i idziemy spać na burżujskich łożach.

Nasz apartament z rana:


Klimatyczne miasto Steyr:






Przed nami Alpy ! :




Gmunden:






Tunele rowerowe omijające tunele samochodowe, droga wzdłuż jeziora:




Bułka od babcia na koniec dnia :) :



Kategoria Passo dello Stelvio 2010, 100-200 km

Dzień 5 – Wujek Petko

  • DST 107.68km
  • Czas 06:48
  • VAVG 15.84km/h
  • VMAX 40.00km/h
  • Temperatura 25.0°C
  • Sprzęt Merida TFS 100 V
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 23 lipca 2010 | dodano: 22.08.2010

Wieczorny wiatr niestety nie przechodzi, w wyniku czego budzi nas głośny szum drzew. Dzisiejszy dzień będzie cały czas pod wiatr, na szczęście jest płasko. Zaczynamy prawdziwą jazdę wzdłuż Dunaju, co chwilę odkrywając małe miasteczka, leżące na świetnie oznakowanej trasie rowerowej. Wąskie uliczki, stare kamienice, otaczające je winnice i tarasowane pola tworzą niepowtarzalną atmosferę. Przejeżdżamy przez między innymi Tulon, Krems, Spitz czy też Emmersdorf. Za Melkiem, gdzie po raz kolejny przejeżdżamy długim mostem przez Dunaj, zaczyna się chmurzyć i grzmieć. Rozpoczynamy szukanie noclegu, niestety do dyspozycji mamy albo gęste, niedostępne krzaczory, albo drogie Campingi. Zjeżdżamy na chwilę z radwegu, w nadziei, że uda się coś znaleźć dalej od drogi. Dudek, który jedzie jako pierwszy, wyczaja spore gospodarstwo otoczone polami. Wjeżdża odważnie, nie bacząc na psa, który gniewnie na niego szczeka. Po chwili wychodzi gospodarz, który, gdy dowiaduje się, że jesteśmy z Polski, to od razu nas przyjmuje.
Okazuje się, że ów mężczyzna jest Bułgarem, ale mieszka w Austrii już 21 lat. Nie cierpi języka niemieckiego ( jak my ), więc rozmawiamy w mixie bułgarsko-polskim, o dziwo rozumiemy praktycznie wszystko. Petko, bo tak ma nasz gospodarz na imię, jest trochę biednym człowiekiem, bo opuściła go żona i od tego czasu nie mają nic innego do roboty spożywa codziennie ogromne ilości piwa i bułgarskiej ракия . Jest za to strasznie otwartym i serdecznym człowiekiem. Cieszy się bardzo, że zawitaliśmy do niego, wszystko przypisując Bogu, bo jest ortodoksem jak sam się przyznaje. Na stole stawia dla nas rakiję nalaną z 60 litrowego karnistra na benzynę ( baniak był pełny wódki ), na szybko przyrządzoną sałatkę z litrem oliwy oraz prawdziwy bułgarski syr. Rozmawiamy do późna na różne tematy przy bułgarskiej muzyce puszczonej z satelity. Piekielnie mocna Rakija szybko wchodzi do głowy, ale przecież jutro trzeba znowu ruszyć w trasę, więc przed 24 idziemy spać ( Dudek już chrapie od dawna ). Wujek Petko udostępnia nam prawie cały dom, mamy prysznic i łóżka do spania. Jutro obiecuje nam na rano ‘jajeczka’. Usypiamy szybko, przy okazji przechodzi mocna burza, potem pada cały czas.

Pomników w Austrii od groma:


Przejeżdżamy przez klimatyczne małe miasteczka:








Podstawa codziennego wyżywienia:




Wkrótce zaczynają się winnice:


Melk:


Ciągnik siodłowy z naczepą:


Kolacja u wujka Petka:


Lodówka ;)


:D



Kategoria 100-200 km, Passo dello Stelvio 2010

Dzień 4 – Dwie stolice

  • DST 134.49km
  • Czas 07:33
  • VAVG 17.81km/h
  • VMAX 45.00km/h
  • Temperatura 30.0°C
  • Sprzęt Merida TFS 100 V
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 22 lipca 2010 | dodano: 21.08.2010

Wstajemy wcześnie rano i pędzimy na zwiedzanie Bratysławy. Spodziewałem się czegoś większego i ciekawszego, tymczasem miasto mnie nie zachwyca. Ot, małe stare miasto i trochę zabytków. Kierujemy się zatem w stronę Austrii. Przez Dunaj przeprawiamy się głównym mostem, pod którym leci droga rowerowa, świetnie zrobiona. Kolejnym celem jest odnalezienie Donauradweg, przepięknej trasy rowerowej poprowadzonej wzdłuż Dunaju.
Udaje się to już na początku Austrii. Sypiemy zatem radośnie w kierunku Wiednia, cały czas wałami Dunaju. Zaczyna grzać ostro, momentami przypomina to zeszłoroczną Grecję.
Do Wiednia dojeżdżamy około 14. Już sam wjazd do miasta robi na nas wrażenie, cudownie poprowadzona sieć dróg rowerowych, wszędzie zieleń i czystość. Wiedeń zwiedzamy około 3 godziny, objeżdżając cały Ring i zagłębiając się w stare miasto. Trafiamy na ćwiczenia policji, jeżdżą jak wariaty po całym centrum blokując co chwilę jakieś drogi i latając z ostrą bronią w kamizelkach. Na koniec do ćwiczeń dołącza się także helikopter ratowniczy dając popis pięknego lądowania w samym centrum pod katedrą.
Wyjazd z Wiednia to sama przyjemność, dobre oznakowanie dróg rowerowych pozwala ponownie trafić na radwega. Zaraz za Wiedniem szukamy noclegu, ale z nim jest ciężko, bo wszędzie są miejscowości turystyczne. W końcu udaje się nam go znaleźć w internacie dla murzynów, na dużym placu obok boiska. Wypaśny klimat, cały budynek zadymiony od różnego rodzaju używek legalno-nielegalnych :D Do tego jeszcze kąpiel pod prysznicem z gorącą wodą. Boss ośrodka, młoda dziewczyna pozwala nam bezproblemowo i oczywiście bezpłatnie rozbić się na ich terenie.
Wieczorem zaczyna wiać przeokrutnie i przeokrutnie zaczynają nas komary zjadać, więc chowamy się do namiotów i szybko zasypiamy.

Poranek na plebani:


Widok na Bratysławę i Dunaj z okolic zamku:




Zwiedzanie stolicy Słowacji:




Zamek w całej okazałości:


Donauradweg:


Upał daje się we znaki:


Drogi rowerowe przed Wiedniem:


Widok na nowe miasto :


Przejazd przez most:


Można się kąpać w Dunaju ? Można ;] :


Zwiedzamy Wiedeń, cudowne miasto:






Lądowanie:




Wszyscy razem:


Taki mały lansik :



Kategoria 100-200 km, Passo dello Stelvio 2010

Dzień 3 - Stara cesta

  • DST 155.23km
  • Czas 07:36
  • VAVG 20.43km/h
  • VMAX 50.00km/h
  • Temperatura 27.0°C
  • Sprzęt Merida TFS 100 V
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 21 lipca 2010 | dodano: 21.08.2010

Stara Cesta na Bratysławę jest naprawdę spokojna. Dziś wiatr był dla nas łaskawy, dlatego sypiemy cały czas ponad 25 km/h. Jest płasko, więc kilometry lecą bardzo szybko. W południe robi się gorąco, postoje robimy pod Lidlem i Tesco. Podstawą wyżywienia stają się ciasteczka i krem czekoladowy Choco. W Piestanach kupujemy pomidory i zajeżdżamy nad jezioro Slnava na kąpiel i obiad. Gotujemy chyba z kilo ryżu, nikt tego zjeść nie może :D
Dalej sypiemy na Trnave. Staramy się dojechać najbliżej pod Bratysławę, żeby jutro mieć więcej czasu na zwiedzanie. Po godzinie 21 zaczyna robić się ciemno, więc we wsi Blatne szukamy noclegu. Udaje się znaleźć na parafii u księdza obok kościoła. Sam ksiądz trochę dziwny, na początku boi się nas przyjąć, ale w końcu pozwala się rozbić na równej trawce. Mamy wodę, więc po 3 dniach możemy się umyć. Na koniec dnia niespodzianka, mrówki odkrywają jakieś tajemne wejście do naszego namiotu, w wyniku czego cały staje się zamrówczony. O godzinie 23 pod plebanią trzepiemy cały namiot do góry nogami. Większość najeźdźców udaje się wypędzić, ale z niedobitkami walczymy jeszcze dwa dni ;)

Poranek na boisku:


Śniadanko pod Lidlem:


Hrad w Trencinie:




W pewnej chwili znudził nam się rower i do Włoch postanowiliśmy dolecieć prywatnych samolotem :) :


Nasze codziennie posiłki:


Zachód słońca przed Bratysławą:



Kategoria 100-200 km, Passo dello Stelvio 2010

Dzień 2 – Krasna Słowacja

  • DST 118.97km
  • Czas 06:26
  • VAVG 18.49km/h
  • VMAX 78.00km/h
  • Temperatura 24.0°C
  • Sprzęt Merida TFS 100 V
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 20 lipca 2010 | dodano: 21.08.2010

Zaczynają się słowackie górki. Na pierwszym, sporym podjeździe spotykamy Słowaka i jego przyszłego zięcia z San Diego, którzy zafascynowani naszą wyprawą stawiają nam No Alco Złotego Bażanta. Doradzają także drogę, dzięki której ominiemy ruchliwą krajówkę. Na zjeździe z przełęczy wyciągam 78 km/h, potem w Alpach jeszcze dwa razy dobiję do tej prędkości. Cesta okazuje się przebiegać przez park narodowy Mała Fatra. Poprowadzona widowiskowo pnie się cały czas lekko pod górę, aby zakończyć się pionową ścianką, gdzie nachylenie spokojnie wynosiło 20 % ( na znaku tylko 12 % ). Męczymy się z nią troszkę, zresztą nie tylko my, bo polski autokar po prostu staje na środku nie mając mocy jechać dalej.
Zjeżdżamy już spokojniejszym zjazdem i dojeżdżamy do Żyliny, sporego miasta, w którym całkowicie się gubimy. Jedziemy chwilę autostradą, po czym skręcamy na kolejną starą cestę, równoległą do autostrady. Zaraz po zjeździe zaczyna padać, chowamy się pod wiaduktem i tam robimy sobie obiad. Pada cały czas, więc popadamy w lekki sen. Gdy przestaje, ruszamy dalej, ale po chwili znowu zaczyna lać. Jedziemy tak jeszcze około 30 km i znajdujemy ponownie nocleg na boisku. Z jednej strony jeździ nam pociąg, z drugiej leci autostrada… ;)

Pierwsze podjazdy:


Spotkanie po drodze:


Ścianka:


Mała Fatra:


Parking przed Żyliną:


Kimanko pod mostem:



Kategoria 100-200 km, Passo dello Stelvio 2010

Dzień 1 - Początek

  • DST 133.55km
  • Czas 07:02
  • VAVG 18.99km/h
  • VMAX 62.00km/h
  • Temperatura 17.0°C
  • Sprzęt Merida TFS 100 V
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 19 lipca 2010 | dodano: 21.08.2010

Pierwszy dzień wyjazdu zapowiada się na pochmurny i chłodny. Wstaję o godzinie 8 i czekam na telefon od Marka, który przyjeżdża z Gdańska pociągiem. Czas mija powoli, bo nie mogę się już doczekać wyjazdu. W końcu, o godzinie 9:40 wyruszam. Rower waży 42 kg, ale nie czuć tej wagi tak mocno. Z Markiem spotykam się w Imielinie i już razem jedziemy w kierunku Słowacji. Droga przez Oświęcim, Kęty i Żywiec mija spokojnie i całkiem przyjemnie, pomimo tego, że jest zimno i pada lekka mżawka. Za Żywcem czeka nas podjazd pod pierwszą przełęcz wyprawy – Przełęcz Glinne. Już na samym początku podjazdu Marek urywa hak wyrywając przy okazji przerzutkę. No ładnie się zaczyna. Na szczęście ma zapasowy, więc jakoś montujemy wszystko w całość.
Na górze żegnamy Polskę. Zjazd nie specjalny, zimno bardzo. Jedziemy w kierunku Namestova, gdzie na krzyżówce głównych dróg mamy spotkać się z Kingą i Tomkiem. Oni jednak będą na miejscu dopiero po 22, więc jedziemy szukać miejsca na nocleg. Miejscowi wskazują nam miejsce na boisku na wsi, jest nawet dogasające ognisko, więc można się ogrzać. Po 22 dojeżdża druga część ekipy wyjazdowej. Robimy kiełbaski na ognisku i idziemy spać. Pierwszy dzień wyprawy jest już za nami.

Spotkanie pod Biedronką:


Zapora w Porąbce:


Ponure Jezioro Międzybrodzkie:


Mglisty podjazd pod przełęcz Glinne:


Pierwsza awaria:


Na przełęczy i jednocześnie granicy ze Słowacją:



Kategoria 100-200 km, Passo dello Stelvio 2010

Warownie Jurajskie

  • DST 116.31km
  • Teren 8.00km
  • Czas 05:40
  • VAVG 20.53km/h
  • VMAX 68.00km/h
  • Temperatura 30.0°C
  • Sprzęt Merida TFS 100 V
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 10 lipca 2010 | dodano: 11.07.2010

Całodniowa wycieczka razem z Nemem, który złożył rower bardziej pod szosę i chciał wybrać się gdzieś dalej. Wybór padł na ruiny dwóch zamków - w Bydlinie i Smoleniu. U Nema byłem już o 7:40, bo trzeba było jeszcze parę rzeczy dokręcić w rowerze. Wyjechaliśmy godzinę później. Jechało się przyjemnie, chociaż bardzo częste postoje na zdjęcia i wpiepszanie poziomek nie służyły dobrze na rozgrzanie mięśni ;-) No, ale jakoś zajechaliśmy do pierwszego zamku. Spodziewaliśmy się trochę ciekawszej budowli, tymczasem to po prostu mała sterta rozlatujących się kamieni.

Do Smolenia pojechaliśmy niebieskim i czerwonym szlakiem. Po drodze spotkaliśmy stanowisko wykopaliskowe studentów z Torunia, którzy od 18 lat drążą w jednej jaskini. Wykopali dziurę na 3 metry głębokości i z 5 długości i zabezpieczyli to kratami co najmniej jakby to Jaskinia Mamucia była.

Dalej ruszyliśmy na Pilicę, gdzie miałem nadzieję zjeść kebaba, na którego naszła mnie wielka ochota. Z kebaba jednak były nici, bo ledwo co udało mi się kupić hamburgera, tak mnie gościu w restauracji odwodził od zakupu. Nie wiem jak można się kłócić z klientem i namawiać go na coś innego do zamówienia.

W Pilicy trochę czasu zeszło, w rezultacie czego o godzinie 15 mieliśmy dopiero 65 km. Postanowiłem Nema trochę podgonić, wykluczając robienie zdjęć podczas powrotu. Szybko przylecieliśmy przez Klucze, Bolesław i Bukowno.
Na Sosinie Nemo zerwał jeszcze łańcuch, więc wszystko się trochę przedłużyło i w domu byłem po 19. Normalnie jakby jakaś dwusetka ;)

Temperatura jak dla mnie była idealna, prawie 30 C i bezchmurne niebo :)

Parę zdjęć:

W Bukownie:


Merida Nema:


I moja bagażnikowa:




Kościółek w Bydlinie:




Zamek:












Podjazd pod Zamek w Smoleniu:




Na koniec dorwaliśmy pola rzepaku :D







Pozdrawiam


Kategoria 100-200 km

Ojców

  • DST 122.78km
  • Teren 10.00km
  • Czas 06:12
  • VAVG 19.80km/h
  • VMAX 65.00km/h
  • Temperatura 26.0°C
  • Sprzęt Merida TFS 100 V
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 3 lipca 2010 | dodano: 03.07.2010

Oj wstać to dziś miałem ciężko. Budzik nastawiony na 8 odezwał się o 12, więc pół dnia było z głowy. No ale ruszyć się gdzieś trzeba. Zebranie się do wyjazdu też trochę trwało, w rezultacie czego dopiero o 14 byłem na trasie. Najpierw do Bukowna, gdzie podpiął się za mną kolarz z Sosnowca i potem dał mi zmianę i dalej do Olkusza, gdzie odbiłem na boczne drogi, którymi miałem zamiar dotrzeć do Ojcowa. Na pewno zapamiętam koszmarny stan drogi ze zjazdu do Paczółtowic, więcej tam było żwiru i dziur niż asfaltu. Dalej pojechałem na Racławice, gdzie skręciłem na niebieski szlak prowadzący do Szklar. Przyjemny szuterek zakończony był mega stromym i wąskim zjazdem asfaltowym w kierunku głównej ulicy. Zarośnięty był drzewami, ale i tak udało się tam wykręcić ponad 60 km/h, co było zwykła głupotą, bo parę razy musiałem skakać przez doły odprowadzające wodę.
Nie chciałem wjeżdżać na krajówkę, dlatego jechałem równoległą do niej drogą, którą fajnie widać na wykresie przewyższeń jako 3 ząbki ;) W końcu jednak trzeba było wjechać na DK94, ale tylko na chwilę, bo zaraz odbiłem na Czajowice i Grotę Łokietka. Tam już zaczynał się Ojcowski Park Narodowy. Niebieskim szlakiem chciałem dojechać do głównej drogi w Ojcowie. Szlak okazał się krótkim, górskim, technicznym odcinkiem, na który opony 1.5 nie nadają się zupełnie. Manewrowałem tym rowerem z sakwą jak na trialu jakimś. Potem skręciłem na żółty szlak i jechałem wzdłuż Doliny Sąspowskiej. Teren też był ciekawy, jednak pod koniec mocno zarośnięty i dosyć podmokły. Wyjechałem na drogę do Woli Kalinowskiej, skąd dalej 773 na Pieskową Skałę i DK44. Powrót przez Bukowno.

Zdjęcia:

W stronę Szklar:








Niebieski szlak:


Brama Krakowska:


Góra Koronna i Rękawica:


Strumyk:


Żółty szlak:






Błoćko:


Przerwa na jedzenia na takim przystanku:


Czerwono:


Maczuga :) :


I Pieskowa Skała:


Mapa, 1 km przewyższenia się zebrał, dlatego mi się wydawało cały czas, że pod górkę mam :P :


Pozdrawiam :)


Kategoria 100-200 km

Małopolskie wsie

  • DST 117.80km
  • Teren 2.00km
  • Czas 05:47
  • VAVG 20.37km/h
  • VMAX 65.00km/h
  • Temperatura 27.0°C
  • Sprzęt Merida TFS 100 V
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 29 czerwca 2010 | dodano: 29.06.2010

Rano do serwisu umówić się na wymianę sterów, potem szybka traska na Sosinę, a po obiedzie wyjazd do Krzeszowic. Umówiłem się tam ze Sławkiem z forum, bo wczoraj przyszła paczka z CR i miałem dla niego parę rzeczy. Znowu starałem się omijać główne drogi, dlatego do Krzeszowic pojechałem przez Puszczę Dulowską. Spotkaliśmy się trochę dalej, bo w Młynce.
Następnie ruszyłem w drogę powrotną, która trochę mi się skomplikowała, w rezultacie czego zwiedziłem sporą ilość całkiem ładnych wsi. I tak najpierw pojechałem do Frywałdu, gdzie skręciłem na Zalas i Grojec. Teren tam jest bardzo ciekawy, cały czas podjazd i zjazd, mało jest prostego ;)
Z Grojca posypałem z górki na Regulice, z których to przez Bolęcin i Chrzanów odbiłem na Balin. A w Balinie niespodzianka, remont mostu nad A4 i zatarasowany przejazd wysokim przenośnym ogrodzeniem. Wracać mi się nie chciało, więc odwiązałem drut, przeniosłem płot, przejechałem obok całego inwentarzu budowy, pomachałem ochronie i na koniec pomęczyłem się jeszcze z ogrodzeniem z drugiej strony. Ale chociaż bliżej było :D

Zdjęcia:

Prawdopodobnie najlepszy jogurt na świecie :D :


Nowe rogi, mega wygodne. Kupione dzięki Kajmanowi, który używa takich samych :


Boczne dróżki i szlaki:




Widoki z Zalasu:


Na Regulice:


Zjazd do Regulic może się poszczycić nachyleniem i zakrętami lepszymi niż z niejednych przełęczy w górach :) :


Widok na zamek w Rudnie:


Zakręty :


Droga na Bolęcin:




Pozdrawiam :)


Kategoria 100-200 km

Wadowice na inaczej

  • DST 123.63km
  • Teren 2.00km
  • Czas 05:54
  • VAVG 20.95km/h
  • VMAX 56.00km/h
  • Temperatura 25.0°C
  • Sprzęt Merida TFS 100 V
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 28 czerwca 2010 | dodano: 28.06.2010

Na inaczej, bo z pominięciem głównych dróg :) W ruch poszła oczywiście mapa, dzięki której udało się zaplanować całą trasę.
Towarzyszył mi dziś Robert, który ostatnią swoją setkę zrobił dwa lata temu. Ostatnio z chłopakiem jakieś dziwy się dzieją, wychodzi na rower i w dodatku porywa się na takie dystanse :D
Wyjechaliśmy o 12, bo rano byłem po ostatni wpis na uczelni. Rok zaliczony, szkoda tylko, że ze średnią 3,99, a stypendium jest od 4.00 ... No, ale 3 miesiące spokoju z AE :)

Trasę ciężko opisywać po kolei, ponieważ przejeżdżaliśmy przez sporą ilość wsi. Dla zainteresowanych mapa na dole. Droga była dosyć urozmaicona, przede wszystkim nie było płasko, co ja odbierałem z uciechą, a Robert z postępującym załamaniem psychicznym :D Przez różnego rodzaju asfalty i żwirki dojechaliśmy w końcu do Wadowic. Posiadówa na kremówkę i dawaj z powrotem. Oczywiście także bocznymi drogami. Tu Robert zaczął już trochę marudzić, ale następny odpoczynek na jedzenie postawił go na nogi ( i rzeczywiście stał na tych nogach cały czas, bo usiąść nie umiał, tak go pewna część ciała bolała :D ) i nawet sprawnie dojechaliśmy do Oświęcimia. W tymże mieście złapała nas burza, która jednak szybko przeszła, więc szybko wróciliśmy do domów.

Zdjęcia:

Robert napiera:




Okazja :D


Jak ja lubię takie znaki :


Wadowice:


W końcu wyszło słońce:




Robert męczy kolejne pagórki:




Pomysł zaczerpnięty od kogoś z BikeStatsa... Nie pamiętam jednak od kogo. W każdym razie komuś temu trzeba pogratulować pomysłu :


I na koniec kościół w... ee, zapomniałem, gdzieś przed Oświęcimiem :



Pozdrawiam :)


Kategoria 100-200 km