100-200 km
Dystans całkowity: | 21237.93 km (w terenie 713.90 km; 3.36%) |
Czas w ruchu: | 1072:42 |
Średnia prędkość: | 19.80 km/h |
Maksymalna prędkość: | 82.00 km/h |
Suma podjazdów: | 57010 m |
Liczba aktywności: | 169 |
Średnio na aktywność: | 125.67 km i 6h 20m |
Więcej statystyk |
Hrobacza Łąka i spotkanie
-
DST
124.42km
-
Teren
3.00km
-
Czas
05:51
-
VAVG
21.27km/h
-
VMAX
71.00km/h
-
Temperatura
33.0°C
-
Sprzęt Merida TFS 100 V
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dziś wolne od nauki, dlatego postanowiłem dzień dobrze wykorzystać. Od dawna planowałem zdobyć jeden z trudniejszych podjazdów w Polsce jakim jest Hrobacza Łąka, dlatego wstałem o 6 i trochę po 7 wyruszyłem w drogę. Rano było chłodno, spodziewałem się trochę wyższej temperatury, jednak ta nadeszła dopiero po południu. Droga w stronę gór przebiegała bezproblemowo, standardowo już przez Bieruń i Oświęcim, w którym to odbiłem na Wilamowice, żeby ominąć ruchliwą drogę główną na Kęty. Po około 8 km musiałem jednak odbić na bardziej ruchliwą drogę, bo zwyczajnie nie znałem drogi pomiędzy wsiami i nie chciałem się zgubić.
W Kętach byłem o 9:30. Od Jaworzna wiozłem klucze rowerowe dla Kajmana, któremu dawno temu obiecałem, że dostarczę je do Kobiernic. Zadzwoniłem zatem do Niradhary z pytaniem czy dziś mają czas. Umówiliśmy się po 12, dlatego postanowiłem przed spotkaniem zaliczyć Hrobaczą.
Już od samego początku podjazd pokazał, że zasłużył na miano trudnego. TUTAJ można zobaczyć jego profil, wygląda całkiem ciekawie ;)
Na samym początku jest dobrej jakości asfalt i parę serpentyn. Droga systematycznie pnie się stromo w górę. Asfalt jednak po około 1,5 km zamienia się w wyboisty i kamienisty szlak, po którym strasznie ciężko się jedzie. To zdecydowanie najtrudniejszy odcinek. Miejscami jedzie się bardzo ciężko, zwłaszcza w oponach 1.5.
Na górze znalazłem schronisko, które dużo zaoferować nie potrafiło, więc za radą jakiegoś podpitego górala poszukałem szukać źródełka leżącego trochę niżej. Tam sobie zrobiłem przerwę, zjadłem konserwę, chleb i zupkę chińską zagotowaną na palniku.
Zjazd po szutrze nie należał do przyjemnych, ale za to zjazd asfaltem potrafił dostarczyć sporej dawki emocji. Ręce mnie bolały od hamowania na kamieniach, więc po prostu puściłem klamki, o mało co dwa razy nie wylatując z zakrętu. V-max 71 km/h to zdecydowanie za dużo jak na taki wąski zjazd :)
Następnie przyszła pora na odwiedzenie bikestatowiczy z Kobiernic. Ela czekała już mnie na moście w Porąbce, skąd pojechaliśmy do Ich domu. Muszę przyznać, że zostałem ugoszczony po królewsku :) Wielki puchar lodów oraz zmrożony sok skutecznie pomagał walczyć z wciąż rosnącą temperaturą. Dodatkowo pożyczyłem mapę i przewodniki po Austrii, które pomogą mi zaplanować dokładnie przebieg lipcowej wyprawy. No i dostałem także naklejki BS, dwie pójdą na rower, a jedna może na auto :) Dziękuję bardzo za tak wspaniałą gościnę !
Czas przyjemnie minął na rowerowych pogaduchach. Trzeba było jednak się zacząć powoli zbierać do domu, dlatego po godzinie 14 wyjechałem z Kobiernic. Nie jechałem jednak sam, Niradhara i Kajman postanowili mnie odprowadzić pokazując mi świetne, boczne drogi, dzięki którym omija się ruchliwe krajówki. Teraz mogę dojechać w góry praktycznie nie zaznając ruchu samochodowego !
Pożegnaliśmy się za Wilamowicami. Dalsza droga była tak sama jak rano, nic ciekawego się nie działo, no może oprócz pijaka spod sklepu, którego przegoniła właścicielka wodą z węża :D
Pora na parę zdjęć:
Zapora w Porąbce:
Zaczynamy podjazd:
Serpentynka:
Widok na jezioro:
Dalsza droga:
Źródełko niedaleko schroniska:
Się zupka robi:
Zielono:
Merida i Accent Kajmana:
Powrót:
Zerwana kładka na Sole:
Widoczki:
Sielskie klimaty ;) :
Boczne drogi:
I ostatni postój:
Pozdrawiam :)
Kategoria 100-200 km
Zamek w Ogrodzieńcu
-
DST
100.07km
-
Teren
1.00km
-
Czas
04:21
-
VAVG
23.00km/h
-
VMAX
61.00km/h
-
Temperatura
18.0°C
-
Sprzęt Merida TFS 100 V
-
Aktywność Jazda na rowerze
Miało być dziś o wiele więcej km, ale niestety pogoda nie dopisała. Rano jak wstałem padało dosyć obficie. Dopiero po 13 się wypogodziło. Postanowiłem zatem trochę skrócić trasę i jechać na zamek w Ogrodzieńcu.
Trasa prosta, najpierw do Dąbrowy Górniczej, potem Niegowonice i Ogrodzieniec. Trochę podjazdów, seria lekkich serpentynek za Niegowonicami. Niestety stan asfaltu już nie taki fajny - jechałem tamtędy rok temu w grudniu i był gładziutki, nowy asfalt. Dziś już widać tylko pofałdowane dziury i pęknięcia. Jak oni to robią :/
Chciałem podjechać pod zamek, ale zrezygnowałem, gdy zobaczyłem nieprzebrane tłumy ludzi. I też śmieszny widok, mieszkańcy pobliskich domów zwietrzyli interes i udostępniają swoje trawniki na parking. Jeden przed drugim macha, żeby turysta zajechał do niego :D
Powrót przez Klucze i Olkusz. Zrobiło się cieplej, wyjrzało nawet słońce. Droga już lepsza, do Kluczy zrobili bardzo fajny asfalt.
Dalej już Bukowno, skąd do domu przez las. Jakoś przebudzić cały dzień się nie mogłem, dopiero na ostatnich 20 km miałem średnią 30 km/h.
Nie chciało mi się dziś zdjęć zrobić, także parę nicniewartych:
Skałki za Niegowonicami:
Podjazd za Ogrodzieńcem:
Zjazd do Olkusza:
Remontowana droga w Bukownie:
Mapa:
Pozdrawiam :)
Kategoria 100-200 km
Zlot forum
-
DST
157.51km
-
Czas
07:55
-
VAVG
19.90km/h
-
VMAX
70.50km/h
-
Temperatura
17.0°C
-
Sprzęt Merida TFS 100 V
-
Aktywność Jazda na rowerze
Zlot forum Podróże rowerowe
Czyli w końcu jakaś piękna, daleka traska.
Wszystko zaczęło się w piątek o 5 rano, kiedy to półprzytomny zwlekłem się z łóżka. Na polu 0 C i szron na autach. Czyli trzeba wybrać opcję stroju zimowego, kominiara, kurtałka i jazda. Wyjazd równo o 6. Pomimo chłodu jechało się bardzo przyjemnie, nie wiało, a wschodzące słońce ogrzewało coraz bardziej. Zmierzałem do Żor, gdzie miałem spotkać się z grupą katowicką, która zmierzała również na zlot. Przez Bieruń i Pszczynę przejechałem dosyć szybko, średnia z sakwami wyszła coś koło 24 km/h
W Żorach byłem pierwszy, na liczniku pojawiło się 60 km. Po 10 minutach zjechała się jednak cała grupa. Po krótkim postoju i próbie ustalenia trasy, wyruszyliśmy już wspólnie, kręcąc wesoło, bo aż 15 wesołych osób się zebrało.
Pojechaliśmy dosyć zawiłą trasą przez Cieszyn, gdzie wjechaliśmy do Czech. Tam spodziewaliśmy się fajnych dróg, jednak trafiliśmy tylko i wyłącznie na korki i remonty. W jednym korku staliśmy ponad godzinę, nie dało się go ominąć, bo taka wąska droga była, a same tiry praktycznie stały. Zaczęło się więc szaleńcze wyprzedzanie na trzeciego, zabawy i śmiechu nie brakowało.
W końcu jednak wydostaliśmy się z tego korku, by odbić na Jaworzynkę i przejście graniczne. Tam zaczęły się całkiem przyjemne podjazdy, dwa nawet z serpentynami.
Dojechaliśmy do Istebnej, gdzie po zakupie dużej ilości alkoholu i paru kiełbasek pokręciliśmy do naszego miejsca noclegowego, czyli pola namiotowego w schronisku Zaolzianka.
Jako że grupa katowicka była pierwsza, przysługiwało nam prawo wybrania sobie miejscówek na namiot. Dopiero później zaczęły się zjeżdżać inne grupy, biedaki już w mniejszej ilości były :P
Gdy wszyscy się zjechali, zaczęło się oglądanie, komentowanie i ocenianie rowerków, przy okazji oczywiście spożywanie alkoholu. W końcu jednak ktoś się zebrał i rozpalił ognisko, bo zaczęło się robić naprawdę zimno. Tam przy śpiewach i kiełbaskach posiedzieliśmy do prawie 1:30, kiedy to wszyscy zebrali się do schroniska, bo przemroziło całą grupę. Ja jednak musiałem się kłaść spać, bo czekała mnie pobudka o 3:30 i szybka jazda z powrotem do Jaworzna, ale o tym już w następnym wpisie… ;)
Zdjęcia pożyczone od martwej wiewiórki, maćkapaćka91, jedenkg i biketrips.pl ;)
Jedzie pociąg, jedzie...
...czasem jednak w korku sobie stoi...
...a czasem ma pod górkę...
Podpatrzeć można także ciekawe patenty :
...nawet bardzo ciekawe :D
Czasem też pociąg zatrzymuje się na postój:
... ale zaraz rusza dalej:
...rusza, by w końcu dobić do stacji Ogniskowo :D
Szczytem było zabranie ze sobą żeliwnego garnka na pieczone :D
I na koniec dnia garstka forumowiczów:
Pozdrawiam :)
Kategoria 100-200 km
Pierwsza setka sezonu i wypadek
-
DST
101.31km
-
Teren
5.00km
-
Czas
04:48
-
VAVG
21.11km/h
-
VMAX
42.00km/h
-
Temperatura
15.0°C
-
Sprzęt Merida TFS 100 V
-
Aktywność Jazda na rowerze
Wycieczka razem z Pawłem
Niestety bardzo pechowa.
Wszystko zaczęło się o godzinie 10, kiedy to spotkałem się z Pawłem w Jaworznie i razem ruszyliśmy w trasę. Przez Imielin, Bieruń i różne małe wsie dojechaliśmy do Pszczyny. Przez całą drogę wiał na mocny wiatr w twarz. Myśleliśmy, że nic gorszego być nie może.
Niestety później było tylko gorzej. Z Pszczyny pojechaliśmy szlakiem rowerowym w stronę Kobióra. Szlak nie dość, że okazał się jedną breją błota i śniegu to w dodatku... przebiłem oponę schwalbe marathon ! Jakiegoż trzeba mieć pecha, żeby przebić oponę po 300 km od nowości, na której inni przejeżdżają 10 - 30 tys km bez flaka ;/
Najgorsze było jednak dopiero przed nami ( a raczej przede mną ). W Tychach na rondzie kobieta wymusiła pierwszeństwo i wjechała mi w tylne koło. Nie chcę mi się tego opisywać, brak słów i tyle. Jak najszybciej chcę o tym zapomnieć i wrócić na rower, w którym i tak muszę wymienić obręcz.
Powrót na ósemce. Nawet dało się jechać...
Ehh...
Pszczyna:
Rower jeszcze z prostym kołem...
W stronę Kobióra:
Pozdrawiam
Kategoria 100-200 km
Kraków z Markiem
-
DST
122.01km
-
Czas
04:45
-
VAVG
25.69km/h
-
VMAX
73.00km/h
-
Temperatura
18.0°C
-
Sprzęt Merida TFS 100 V
-
Aktywność Jazda na rowerze
Skoczyłem z Markiem do Krakowa, bo chłopak miał do odebrania tam jakieś książki. Rano wymieniłem opony na slicki i o 9 wyjechałem w kierunku Byczyny, gdzie mieliśmy rozpocząć wspólne kręcenie. Do Krakowa jechaliśmy ruchliwą DK79, jechało się jednak dobrze, bo mieliśmy wiatr w plecy. Do samego Krakowa nie wjeżdżaliśmy główną drogą, Marek pokazał mi świetną traskę przez Zabierzów. W Krk zajechalismy na Błonia, gdzie... zobaczyłem, że mam lekkiego flaka z przodu. Nie miałem dętki, więc rozpocząłem żmudne poszukiwania dziury. Niestety zamiar ten mi się nie udał i zrezygnowany założyłem koło z powrotem. Po napompowaniu, ku mojej uciesze okazało się, że powietrze wcale nie uchodzi :D Widocznie gdzieś musiał wentyl popuścić, jak dziury nie znalazałem.
Marek tymczasem pojechał załatwić swoje sprawy. Gdy wrócił zabraliśmy się za powrót, tym razem jednak nie główną drogą, ale bocznymi dróżkami przez wsie takie jak Aleksandrowice czy Brzoskwinia. Potem ścieżką rowerową przez las, a na koniec przez Rudno i Bolęcin do Chrzanowa, skąd przez Balin do Jaworzna.
Ojj, generalnie to jestem juz zmęczony rowerem... Wczoraj średnia 29, dziś 25, nie wiem czy przypadkiem sobie nie odpuszczę jutrzejszego wyścigu, nie ma sensu startować jak dziś rano rozgrzewałem się przez 70 km wlekąc się za Markiem.
Dziś aparat wziąłem, ale o karcie do niego już zapomniałem, więc zdjęcia będą z telefonu:
Klimaty w Byczynie:
Merida wystawowa:
Kross Marka:
I jego nowa lampka, podobno świeci jak długie w autach ;) :
Pozdrawiam :)
Kategoria 100-200 km
Pętla nadwiślańska
-
DST
112.34km
-
Teren
15.00km
-
Czas
04:44
-
VAVG
23.73km/h
-
VMAX
48.00km/h
-
Temperatura
24.0°C
-
Sprzęt Merida TFS 100 V
-
Aktywność Jazda na rowerze
Ale ciepło ! :) Końcówka września a tu na termometrach 25 C i bezchmurnie niebo. Grzechem by było nie wykorzystać takiej pogody, dlatego zebrałem się o 12 ( ta, trochę późno ) i z zakwasami po wczorajszej Babiej ( inne mięśnie pracują jak się chodzi a inne jak się jeździ, a że ja przeważnie tylko jeżdżę, to mnie nogi bolały... ) wyjechałem w kierunku Chrzanowa. Przejazd przez Chrzanów jest czystą przyjemnością, skręciłem na Mętków, wyremontowali tam drogę przez las i jedzie się jak po masełku. W Mętkowie odnalazłem starą drogę pół asfaltowo-pół żwirową, którą wyjechałem w środku drogi do Zatora. Odbiłem jednak na Jankowice kierując się niebieskim szlakiem, który szybko zgubiłem. Błądząc wyjechałem przy zakolu Wisły i kopalni żwirowej. Następnie trochę klucząc dostałem się do Rozkochowa, skąd już cały czas asfaltem przez Okleśnię i Rusocice wyjechałem w Czernichowie. Po krótkim odpoczynku pokręciłem dalej na Rybną.
W połowie drogi spotkałem bikera na niebieskim Ghost'cie, któym okazał się Darek z trzebnickiego forum. Pokręciliśmy zatem razem przez Rudno i Puszczę Dulowską w stronę Trzebini. Dzięki Darkowi miałem okazję obejrzeć jeden z większych kamieniołomów w rejonie, raczej sam bym dojazdu nie znalazł :)
Potem juz szybko asfalem przez Chrzanów do Jaworzna.
Żeby taka pogoda była cały rok ! :)
Zdjęcia:
Zakole Wisły:
Kopalnia żwirowa:
Inicjatywa obywatelska. Po co pisać, że teren prywatny jak można parkować ? :D I ciekawe o co poszło we wsi, że aż protest zrobili :P :
Dziadek:
Trasa oznaczona bardzo dobrze:
I wspomniany kamieniołom:
Pozdrawiam :)
Kategoria 100-200 km
Lotnisko w Balicach
-
DST
108.14km
-
Teren
5.00km
-
Czas
05:04
-
VAVG
21.34km/h
-
VMAX
74.50km/h
-
Temperatura
26.0°C
-
Sprzęt Merida TFS 100 V
-
Aktywność Jazda na rowerze
Ociepliło się mocno, więc postanowiłem ruszyć się gdzieś dalej. A jak gdzieś dalej to oczywiście Małopolska, bo na Śląsk nie warto się pchać ( to moje odczucia, mając do wyboru te dwie krainy bez namysłu wybiorę małopolskie spokojne lasy, świeższe powietrze, spokój na drogach i świetnie zorganizowane trasy rowerowe ).
Ze spokojem na drogach nie miałem jednak doczynienia na początku wycieczki, ponieważ jako główny cel obrałem sobie lotnisko w Balicach, a jechałem doń krajową 79, która chociaż ma równy asfalt, to jednak ruch panuje duży. Wiało niemiłosiernie ze wschodu, jechało się ciężko. Z 79 odbiłem za Krzeszowicami na Balice, gdzie czekał mnie krótki, ale przyjemny podjazd ciągnący się pięknie wyglądającym Wąwozem Kochanowskiego. Jak i podjazd no to i zjazd, spodziewałem się nowego rekordu, bo jak jechałem tamtędy ostatnio samochodem, to góra wydawała mi się stroma, jednak posypałem tylko 74,5 km/h. Brakuje już przełożeń, trzeba będzie pomyśleć o korbie 48 na blacie :)
Następnie na lotnisko pooglądać samoloty. Wystartował tylko jeden, więc nie miałem dużo okazji na zrobienie zdjęć.
Powrót wybrałem sobie spokojnymi drogami, przez Morawicę, Chrosną i wdzięcznie brzmiącą Brzoskwinię jechałem, aby znaleźć czerwony szlak rowerowy poprowadzony przez las asfaltową ścieżką ! Trasa taka ciągła się aż do Młoszowej koło Trzebini, więc jedziemy ponad 20 km asfaltową ścieżką w lesie, gdzie nie wolno jeździć samochodom :) Praktycznie do Krakowa można dojechać omijając jakikolwiek większy ruch.
Nie obyło się też bez pecha, kilometr przed domem złapałem kapcia... Ale jakaś mała ( czy tam ciasna jak kto woli :D )była ta dziurka, więc jakoś dojechałem.
Przyjemna wycieczka, zwłaszcza spokojny powrót przez lasy.
Zdjęcia:
Wspomniana ścieżka rowerowa:
Powrót, Góry Luszowskie:
Pozdrawiam :)
Kategoria 100-200 km
Kraków
-
DST
139.41km
-
Czas
05:35
-
VAVG
24.97km/h
-
VMAX
64.00km/h
-
Temperatura
24.0°C
-
Sprzęt Merida TFS 100 V
-
Aktywność Jazda na rowerze
Pojechałem z Michałem do Krakowa, ponieważ miałem tam do odebrania klamkę do auta ( a po co płacić kurierowi 18 zł jak można sobie rekreacyjnie zrobić 139 km ;) ). Od samego rana miałem jednak problem z dętkami - najpierw w jednej zepsuł się jakimś cudem wentyl, a potem nie mogłem zlikwidować bicia opony. Do tego jeszcze licznik przestał mi liczyć. Skończyło się na rozebraniu koła na stacji i wpompowaniu do załatkowanej dętki 6,7 atmosfer. Z licznikiem też się udało zrobić, ale prawdopodobnie coś na stykach nie gra.
Wyjechaliśmy o 9:30, Michał od razu narzucił wyższe tempo, rzadko jeżdżę ze średnimi powyżej 26, no ale jak trzeba to trzeba :P Cały czas DK79 przez Chrzanów, Trzebinię, Krzeszowice i Zabierzów. Na wylotówce A4 był około kilometrowy korek, nie ma to jak rower, pokonaliśmy go slalomem między autami w parę minut. Na rynku byliśmy po 2 godzinach jazdy, a na liczniku było 55 km.
Po krótkim postoju zaczęły się próby odszukania sklepu motoryzacyjnego. Najpierw szukaliśmy ulicy Zakopiańskiej, a potem odbicia na prawo w Janowskiego. Średnia spadła na światłach niemiłosiernie, z ponad 27 zleciała do 24.
Powrót tą samą trasą, zatrzymaliśmy się jeszcze w KFC na longery, poczym znowu manewrując pomiędzy samochodami ruszyliśmy zatłoczonymi ulicami w stronę domu. Tym razem jednak wiał nam wiatr w twarz, jechało się ciężej niż na początku.
W domu byłem o 16:30.
No i w końcu 5 tysięcy w tym roku padło :)
Tymczasem mogę już podsumować sierpnień 2009 - najwięcej km przejechanych w pojedyńczym miesiącu, bo zebrało się ich 1583 :)
Zdjęć mało, bo na takiej trasie nie ma za bardzo czego robić:
Rynek:
Wisła:
Wawel:
Pozdrawiam :)
Kategoria 100-200 km
Dolinki Kobylańskie
-
DST
121.15km
-
Teren
32.50km
-
Czas
06:37
-
VAVG
18.31km/h
-
VMAX
61.00km/h
-
Temperatura
28.0°C
-
Sprzęt Merida TFS 100 V
-
Aktywność Jazda na rowerze
Czyli setka po Jurze.
Umówiłem się z Moniką na ostatnią wspólną jazdę, bo bidulka leci do Francji i jej nie będzie pół roku... Od dawna planowałem odnaleźć Dolinki Kobylańskie, których jakoś nigdy znaleźć nie potrafiłem,dlatego to właśnie one były celem na dzisiejszą wycieczkę.
Szybkie spojrzenie na mapę pozwoliło wybrać trasę poprowadzoną przez spokojne drogi, przeważnie szlakami rowerowymi lub pieszymi. Pojechaliśmy przez Bukowno, Trzebinię i Płoki, gdzie wbiliśmy na niebieski szlak rowerowy poprowadzony terenem, którym zajechaliśmy do Lgoty, w której skręciliśmy na Nową Górę oraz Czerną. Dalej pojechaliśmy na Paczółtowice, gdzie miała zacząć się nasza przygoda z terenem. Wbliliśmy na żółty szlak pieszy, to jedna z lepszych ścieżek, jakimi jechałem ostatnio. Cały czas jechaliśmy wzdłuż strumyka, nie zabrakło ciekawych przepraw przez wodę, ostrych zjazdów zakończonych hopkami czy stromych podjazdów. W dalszej części trochę się pogubiliśmy, jednak wystarczyło spytać wiekową panią babcię, aby wiedzieć, gdzie jechać dalej. Wyjechaliśmy po super zjeździe w Dolinie Będkowskiej, skąd już asfaltem pojechaliśmy na poszukiwania tytułowej dolinki. Trochę nam to czasu zajęło, w końcu jednak odnaleźliśmy właściwą drogę.
Przed właściwą częścią dolinek jest super trasa poprowadzona po płynącym strumyczku - około 500 metrów trzeba jechać po wodzie. Na prawdę super tereny.
W dolinkach znaleźliśmy zaciszne miejsce za strumyczkiem, gdzie zrobiliśmy sobie ognisko razem z kiełbaskami. Po krótkim odpoczynku zabraliśmy się za powrót, bo była już 17:30, a myśmy nie mieli światełek ( Dynamo Moniki urwane w Grecji :P )
Tym razem bez kombinowania, cały czas prosto DK79 przez Krzeszowice i Chrzanów, aż do Jaworzna.
Zdjęcia:
Odpoczynek w Lgocie:
W stronę Czernej:
Przeprawy przez strumyczki na żółtym szlaku:
Uwaga, Monice udało się zrobić niezamazane zdjęcie :D :
Kościół w Szklarach:
Dolinki Kobylańskie:
Powrót strumykiem:
I na koniec, standardowo już merida, tym razem z wypłukanymi oponami :P :
Pozdrawiam :)
Kategoria 100-200 km
Terenowa setka
-
DST
106.02km
-
Teren
69.50km
-
Czas
05:38
-
VAVG
18.82km/h
-
VMAX
57.00km/h
-
Temperatura
26.0°C
-
Sprzęt Merida TFS 100 V
-
Aktywność Jazda na rowerze
Z racji tego, że cały czas w meridzie mam założone terenowe opony ( z przodu schwalbe smart sam 2.10, z tyłu maxxis high roller 2.35 ) do końca tygodnia będą odbywać się wycieczki terenowe.
Dziś postanowiłem pojechać trochę dalej, długo studiowałem mapę aby coś wymyśleć, jednak nic mi nie przyszło do głowy, dlatego wybrałem się przez las do Ciężkowic nad Żabnik, mały staw w rezerwacie o tej samej nazwie. Cenię go przede wszystkim za czystość - woda ma ponad 1.5 metra a pomimo tego jest przezroczysta jak w wannie. Do tego otaczający las, zapach drzew i cisza... Czego można chcieć więcej. Pomoczyłem się trochę w wodzie, poopalałem i spojrzałem na mapę, gdzie by można jechać dalej, oczywiście w terenie. Jak już byłem nad jednym zbiornikiem wodnym to dlaczego nie zaliczyć paru więcej - pomyślałem i pojechałem przez Luszowice i Sierszę nad zalew Balaton - udostępnione dla ludzi kąpielisko. Żabnik i Balaton - o tak, te dwa zalewy uważam za najlepsze. Balaton wyróżnia się przede wszystkim pięknym lazurowym kolorem wody oraz głębokością pozwalającą na bezpieczne skoki ze skarp.
Nie wchodziłem tu jednak do wody, ponieważ ruszyłem w trasę dalej, coraz bardziej zarysowującą się w mojej głowie. Udało mi się w końcu odnaleźć trasę rowerową biegnącą przez Puszczę Dulowską. I powiem, że spodobała mi się bardzo. Trasa jest zadbana, wszędzie pełno znaków oraz ławeczek. Po ubitym szuterku jedzie się przyjemnie, a otoczenie lasów pozwola spokojnie na relaksacyjną przejażdżkę. Cały czas trzymałem się niebieskiego szlaku, który wyprowadził mnie aż do Rudna - czyli ominąłem kawał DK79.
W Rudnie nie wjeżdżałem na zamek, pojechałem dalej, na Grojec, za którym czekał już na mnie mój następny cel - Rezerwat Potoku Rudna. Przez spokojne wsie zajechałem do rezerwatu, przez który poprowadzona jest asfaltowa droga, która z ledwością przebija się przez żwir i liście. Droga była ciekawa, obfitowała w strome i szybkie zjazdy.
Po wyjechaniu z rezerwatu przejeżdżałem przez następne kąpielisko na mojej trasie - w Alwerni. Wygląda zachęcająco, pierwszy raz tam byłem. Potem miałem okazję jechać wzdłuż Wisły, a dokładnie obok zakola, które przypomina sporej wielkości jezioro. Tak oto jadąc po nieznanych mi drogach zajechałem do Rozkochowa, gdzie po małych zakupach ruszyłem dalej, na Babice, w których przejechałem główną drogę i poleciałem prosto przez las na Mętków i Żarki. Potem udało mi się znaleźć czerwony szlak rowerowy, którym zajechałem na stawy Groble, na granicy Jaworzna z Chrzanowem. Wracałem zielonym szlakiem przez las na Łęgu i Elektrownię.
Bardzo ciekawa wycieczka, przede wszystkim dlatego, że spokojna i poprowadzona szlakami i bocznymi drogami. No i chyba pierwszy raz tak dużo w terenie.
Pora na zdjecia:
Przed Żabnikiem, traktor, który wpadł do rowu... Ciekawe ile kierowca miał promili :D :
Żabnik:
Woda pierwsza klasa:
A na tym zdjęciu to co jest ? ;):
W stronę Trzebini:
Balaton:
Przez Puszczę Dulowską:
Czytając te tabliczki nasunęła mi się myśl kadru z filmu Jurassic Park:
Zwłaszcza z takimi bramami:
I z takimi drzewami:
Zamek w Tenczynku od drugiej strony:
Mam cię! :
Kąpielisko w Alwerni:
Zakole Wisły:
W stronę Mętkowa:
I na koniec jeszcze takie stawy spotkane przy drodze:
Pozdrawiam :)
Kategoria 100-200 km