100-200 km
Dystans całkowity: | 21237.93 km (w terenie 713.90 km; 3.36%) |
Czas w ruchu: | 1072:42 |
Średnia prędkość: | 19.80 km/h |
Maksymalna prędkość: | 82.00 km/h |
Suma podjazdów: | 57010 m |
Liczba aktywności: | 169 |
Średnio na aktywność: | 125.67 km i 6h 20m |
Więcej statystyk |
Morskie Oko
-
DST
120.93km
-
Czas
05:59
-
VAVG
20.21km/h
-
VMAX
70.50km/h
-
Temperatura
23.0°C
-
Sprzęt Merida TFS 100 V
-
Aktywność Jazda na rowerze
Chciałem pojechać na Morskie Oko, bo nigdy tam nie byłem, jednak okazało się, że obowiązuje tam zakaz jazdy na rowerze !!! :/
Jechałem przez Niedzicę, Łapsze, Przełęcz Łapszankę, Bukowinę Tatrzańską, Głodówkę ( trasa TDP ) oraz Łysą Polanę. Ciężki podjazd pod głodówkę, potem zjazd do Łysej Polany. Miałem ochotę wjechać na ponad 1400m, niestety nie wpuszczono mnie :( Konie mogą srać, tysiące ludzi śmiecić, ale rowerom i tak nie pozwolą jechać. Chore.
Powrót urozmaicony, bo przed Czarną Górę ( podjazd jak sama nazwa mówi ) oraz Czerwony Klasztor, gdzie wszamam sobie pyszny zasmazany syr.
Fajna wycieczka, ale to już prawie 1200 km w górach, podjazdy stają się nudne ;)
Tym wpisem zakończyłem pracę nad 3 tygodniowym pobytem w górach. Relacja z każdej wycieczki gotowa, zatem zapraszam do oglądania zdjęć i czytania opisów ( jak się komuś chce :P )
Zdjęcia z dziś:
Na tle Tatr:
Zjazd z serpentynami w stronę Słowacji:
Taterki:
Pożegnanie z Tatrami, widok z podjazdu pod Czarną Górę:
Pozdro :)
Kategoria 100-200 km, Góry 2009
Dookoła Tatr - dzień 2
-
DST
104.41km
-
Czas
04:54
-
VAVG
21.31km/h
-
VMAX
65.00km/h
-
Temperatura
27.0°C
-
Sprzęt Merida TFS 100 V
-
Aktywność Jazda na rowerze
Noc nie minęła dobrze, co chwilę się budziłem, bo wydawało mi się, że odgłos potoku to dźwięk burzy, która właśnie zalewa mi namiot. Wstaliśmy o 8, ugotowaliśmy coś ciepłego i lekko się ociągając ( no bo po co się spieszyć jak tak miło słońce przygrzewa ;) ) wyjechaliśmy o 10:30.
Na dzień dobry dostaliśmy długi, bo ponad 30 km zjazd do Liptowskiego Hradoku, gdzie na stacji benzynowej kupiłem paliwo do kuchenki. Lekki zjazd ciągnął się dalej, aż do Liptowskiego Mikulasa. Za miastem wjechaliśmy w tereny rolnicze, które swoim ukształtowaniem zmęczyły nas bardzo. Swoją budową przypominały trochę Jurę. Znajdowaliśmy się w kotlinie pomiędzy Tatrami Wyżnymi a Niżnymi. Dookoła nas roztaczały się cudowne widoki na tatrzańskie szczyty. Piękna pogoda oraz niebieskie niebo tworzyły naprawdę piękną atmosferę.
Następnym dużym miastem na naszej trasie był Rużemberok, gdzie po zakupach w Tesco odbiliśmy na Dolny Kubin, który jak się potem okazało taki „dolny” nie był, bo trzeba było przebić się przez dwa naprawdę duże podjazdy ( 5 i 7 kilometrowe ), które ciągnęły się jakby w nieskończoność. Kwestia pewnie psychiki, gdy człowiek jedzie w góry spodziewa się tych podjazdów i jedzie cały czas, natomiast gdy jedzie do miasteczka z nazwą „dolny” spodziewa się raczej zjazdu i mocno się dziwi, gdy za każdym zakrętem widzi wciąż podjazd.
Zafundowaliśmy sobie jednak dla odpoczynku mały postój przy uroczym malutkim strumyczku, gdzie po rozpaleniu ogniska i ugotowaniu słodkich chwilek nabieraliśmy sił na dalszą drogę.
Za Dolnym Kubinem zjedliśmy obiad, słowacki kotlet przekładany boczkiem i serem razem z frytkami smakuje naprawdę pysznie. Za DK wjechaliśmy na ekspresówkę w stronę Trsteny, którą jechaliśmy około 8 km, nie za szybko, bo ograniczenie prędkości było tylko do 100 km/h :P
Po 100 km zaczęliśmy szukać miejsca na obóz, udało się to przy rzece, za polem odgradzającym od głównej drogi. Od razu rozpaliliśmy wielkie ognisko, które skutecznie odstraszyło chmary komarów. Zagotowaliśmy zupki, posiedzieliśmy trochę przy cieple z ogniska i poszliśmy do namiotu. Tam przy dźwiękach raz-dwa-trzy próbowaliśmy się umyć chusteczkami nawilżającymi, jednak nic to nie dało, dlatego z „lekka” brudni poszliśmy spać.
Widoczek z namiotu:
Górski potoczek obok którego spaliśmy:
Opuszczamy Vysokie Tatry:
Podziwiając jednocześnie Niżne Tatry:
Podziwiamy także komizm sytuacyjny słowackiego języka :D :
Oraz jeszcze komiczniejsze znaki drogowe, czy ten znak oznacza :" Uwaga! Pedofil !" ? :
Tradycjna zabudowa słowackich wiosek:
Przeprawa przez strumyczek:
Wyżej, coraz wyzej...:
Nocne ognisko:
Zdravim ;)
Kategoria 100-200 km, Dookoła Tatr, Góry 2009
Dookoła Tatr - dzień 1
-
DST
108.17km
-
Czas
06:38
-
VAVG
16.31km/h
-
VMAX
67.00km/h
-
Temperatura
26.0°C
-
Sprzęt Merida TFS 100 V
-
Aktywność Jazda na rowerze
I stało się, ruszyłem objechać Tatry na rowerze. Tym razem nie jechałem jednak sam, udało mi się namówić Monikę, z którą byłem w Grecji, aby pojechała ze mną.
Dzień zacząłem od pakowania sakw i wyjechania w kierunku Niedzicy, gdzie na przejściu granicznym umówiłem się z moją towarzyszką podróży. Zaczęliśmy wspólną jazdę bardzo powoli, ponieważ droga od Niedzicy cały czas pięła się ku górze. Po około 20 km takiej jazdy i wspinaniu się na coraz to nowe górki wjechaliśmy na Przełęcz Magurską, skąd szybko zjechaliśmy, coraz bardziej przybliżając się do Tatr i tatrzańskim podjazdów.
Po drodze mijaliśmy wioskę cygańską. Wtedy to zaatakowały nas cygańskie bachory, których nagle pojawiła się cała masa. Najpierw zaczęły wesoło biec za rowerami, jednak już po chwili próbowały wyrwać bagaże i sakwy, co już takie wesołe nie było. Musieliśmy deptać ponad 30 km/h pod stromą górkę, żeby je zgubić. Ciekawa przygoda ;)
Za wioską zaczął się ciągły podjazd ciągnący się przez Stary Smokoviec i trwał aż do Strebskiego Plesa. Po drodze robiliśmy wiele odpoczynków, obładowane rowerki nie chciały jechać nawet 15 km/h pod górę, wlekliśmy się zmęczeni o 5 km/h mniej. W 5 godzin męczyliśmy 40 km podjazdu !!
Podjechaliśmy także na samą górę Strebskiego Plesa, gdzie podziwialiśmy piękne jezioro o tej samej nazwie. Osiągnęliśmy 1360m. npm, do tej pory to moja najwyższa wysokość zdobyta na rowerze. Wkrótce jednak zaczęło się ściemniać, dlatego postanowiliśmy szukać noclegu. Byliśmy jednak w Tatrzańskim Parku Narodowowym, gdzie nie wolno się rozbijać, a kary za taki nielegalny postój są wysokie, dlatego musieliśmy zjechać z Tatr, by minąć park. Ku naszej uciesze cały czas jechaliśmy zjazdem, aż za miejscowośc Podbańskie, gdzie znaleźliśmy wymarzone miejsce do rozbicia namiotu - na małej polance zaraz przy górskim, rwącym potoku. Zrobiło się strasznie zimno, dlatego szybko rozbiliśmy namiot, poczym zabraliśmy się za przyrządzenie kanapek oraz ugotowanie wody na gorące kubki. Szybko jednak uciekliśmy do namiotu, bo zrobiło się naprawdę lodowato.
Zmęczeniu usnęliśmy w miarę szybko pogrążeni w tatrzańskich ciemnościach..
W otoczeniu górskich pejzaży...:
...jedzie sobie Monika na rowerze...:
...jedzie sobie, jedzie w kierunku Tatr:
Czasem podziwia widoki z Windowsa XP:
...a czasem górskie strumyczki:
Czasem też traci głowę na rzecz kasku, o tak, bezpieczeństwo przede wszystkim ;):
Jedzie sobie, jedzie krętymi drogami:
Oczywiście cały czas najbardziej zachwycona jest moją meridką, która jakże cudnie prezentuje się na tle Tatr:
W końcu zgłodniała i robi kanapki ( ja też się załapałem :) ):
W końcu docieramy na Strebskie Pleso:
Z którego roztacza się piękny widok na Słowację:
Nad jeziorem:
Drzewko:
Pozdrawiam :)
Kategoria 100-200 km, Góry 2009, Dookoła Tatr
Tour de Pologne, czyli ścigamy się :)
-
DST
142.31km
-
Czas
06:34
-
VAVG
21.67km/h
-
VMAX
70.50km/h
-
Temperatura
28.0°C
-
Sprzęt Merida TFS 100 V
-
Aktywność Jazda na rowerze
To było coś !
W Krościenku nad Dunajcem, miejscu mojego 3 tygodniowego pobytu, miał się rozpocząć 6 etap wyścigu Tour de Pologne. Oczywiście musiałem taką sytuację wykorzystać i pojechać zobaczyć cały start. Jednak oglądać tylko start to mogą piesi albo jacyś niedzielni rowerzyści, ja postanowiłem jechać za nimi całą drogę ;)
Za nimi nie oznaczało oczywiście trzymania koła szosowcom, ale wierne odtworzenie trasy i dogonienie kolarzy na pętlach w Bukowinie Tatrzańskiej.
Ale po kolei. Pojechałem około godziny 10:30 zobaczyć całe przygotowania. Ludzi było już sporo, ustawiali się wzdłuż barierek. Po 12 zaczęły zjeżdżać się ekipy, jako pierwsza przyjechała BGŻ Polska. Później nastąpił mały hardcore na rynku, ponieważ przyjechały autobusy wszystkich drużyn, do tego wozy techniczne - nie wiem jak to wszystko się zmieściło na malutki parkingu przy ryneczku. Parkingowy już zacierał ręce, bo od autobusów się dużo płaci, jednak ku jego zdziwieniu drużyny miały darmowy parking :P
Później zaczęła się prezentacja wszystkich zawodników. Zamknięto obszar przed sceną, z którego mieli startować. Ja tymczasem jeździłem pomiędzy teamami oglądając wypaśne rowerki i cykając zdjęcia. Ludzi namnożyło się od groma.
O 13:30 nastąpił oczekiwany start honorowy. Ubrany prawie jak kolarz na prawie jak kolarzówce wjechałem na zamknięty teren, bo ochroniarz mnie nie odróżnił od pozostałych :P Ustawiłem się koło przy kole obok zawodników i czekałem na start :D Gdy ruszono pojechałem chwilę za nimi i poczekałem na autobus, bo wiedziałem, że raczej długo się nie utrzymam :P W tunelu udało mi się dogonić kolarzy na starcie ostrym, dzięki czemu miałem super miejsce do zdjęć. Ruszyli ostro, zaraz zniknęli za zakrętem. Ponownie poczekałem na mój tunel, za którym jechałem parę km.
W Krośnicy zaczął się pierwszy podjazd pod Niedzicę. 2 kilometrowy, ale stromy, zawodnicy zdążyli mi już zniknąć z pola widzenia ;) Nie spieszyłem się, jechałem po prostu swoim tempem. Następnie szybki zjazd i odbicie na Łapsze Niżne i Wyżne. Tu cały czas lekko pod górę.
Jadąc w miarę szybko zauważyłem siedzącą na ławce małą dziewczynkę z babcią, między którymi zaistniała taka rozmowa:
D: Babciu, babciu, zobacz, kolarz !
B: Ło Matko Bosko, to łoni jeszcze jadą ?!
Dziś będzie więcej podobnych cytatów ;)
Za Łapszami zaczął się podjazd pod pierwszą premię górską - przełęcz Łapszankę. Poszedł szybko, nie było jakoś typowo ciężko. Następnie szybki zjazd do Jurgowa i dawaj średnią 40km/h do Bukowini Tatrzańskiej, nad którą było słychać helikopter z TdP. Szybko jednak prędkość zmalała, bo trafił się następny podjazd, ciągnący się aż do ronda na samej górze miasta. Spotkałem na nim szosowca jadącego z Tarnowa specjalnie na TdP, pojechaliśmy zatem razem. Na rondzie droga była już zamknięta, ponieważ okazało się, że peleton jest strasznie rozciągnięty i jest bardzo dużo paroosobowych grupek kolarzy jadących w odstępach. Postaliśmy chwilę obserwując wydarzenia i gdy przejechała ucieczka, postanowiliśmy wbić się za nimi na trasę.
Tu zaczął się prawdopodobnie najlepszy odcinek całej wycieczki jak nie całego pobytu w górach. Rozpędzeni do 70 km/h wyglądaliśmy po prostu jak zawodnicy, ludzie stojący przy drodze, których była olbrzymia ilość, nie odróżniali nas i ostro dopingowali. Co chwilę słyszałem krzyki w stylu: "Dawaj, dawaj", "Tempooo!" itp.
Po zjeździe zaczął się podjazd pod Murzasichle. Narzuciłem duże tempo zachęcony dopingiem z każdej strony i odstawiłem szosowca na tyle, że znikł mi z pola widzenia. Poczułem się jak prawdziwy zawodnik, dookoła masa ludzi patrzących się na mnie, z tyłu oddech goniącego peletonu. To było niesamowite uczucie ! Podczas podjazdu ludzie bili brawa, machali flagami Polski i radośnie krzyczeli. Mijałem całą kolonię dzieci, stojący na pierwszym miejscu dzieciak wyciągnął do mnie rękę krzycząc "Przybij piątkę, przybij !!" W ślad za nim poszło około 20 ludzi, którym jeden za drugim wesoło przybijałem piątki jadąc na rowerze :D
Było też parę śmiesznych sytuacji, słyszałem teksty między innymi w stylu:
-" Tyy, a ten z plecakiem jedzie"
-" Jaa, on ma colę w bidonie !"
-" Patrzcie, z prostą kierownicą jedzie gościu"
Napędzany tymi okrzykami nie dałem się dogonić peletonowi przez cały podjazd ! Dopiero na samej górze dogoniła mnie policja prowadząca peleton, policjant długo mi się przyglądał za nim kazał mi zjechać na bok ;) Peleton radośnie pomknął w stronę Zakopanego, dorwałem się jeszcze na kilometr zjazdu z nimi, jednak dawno skończyło mi się przełożenie, więc oddalali się szybciutko.
Wróciłem na górę Murzazichli, aby przejechać całą pętlę, aż na Głodówkę (1140 m. npm ). Dobrym asfaltem jechałem pod górę około 20-25 km/h. Na samej górze przyszedł szaleńczy zjazd do Bukowiny pomiędzy wleczącymi się autami ( otworzyli ruch )
Wracałem identyczną drogą, podjazd pod Łapszankę z drugiej strony jest mega trudny i stromy, no ale w końcu to 945 m n.p.m. Z Łapszanki wracałem mocnym tempem przez Niedzicę i Czerwony Klaszor, gdzie padła mi czołówka i przez las wracałem 15 km po ciemku, nie wiedząc gdzie Dunajec a gdzie drzewa w lesie. Na koniec zderzyłem się jeszcze z nietoperzem, na szczęście wpadł w kask, ale i tak był duży huk. W domu byłem przed 22.
Było super, za rok też tak chcę !
No i przywiozłem bidonki : Dwa Garmina, BGŻ Polska, Caisse D'epargne, Silence Lotto oraz Bbbox Bouygues Telecom :]
Zdjęcia:
Scotty Columbii:
Rowerek Ballana:
Na starcie, łeb w łeb z zawodnikami ;) :
Start ostry:
Łapszanka zdobyta, widok na Tatry:
Pętle na Bukowinie:
Zdobywam premię górską na Murzasichle:
Powrót:
Pozdrawiam :)
Kategoria 100-200 km, Góry 2009
Przełęcz Knurowska w deszczu
-
DST
105.61km
-
Czas
05:25
-
VAVG
19.50km/h
-
VMAX
55.00km/h
-
Temperatura
22.0°C
-
Sprzęt Merida TFS 100 V
-
Aktywność Jazda na rowerze
Pomimo padającego deszczu wybrałem się w dalszą trasę. Wyjechałem z Krościenka po 11 i jako pierwszy cel obrałem Ochotnicę Dolną oraz Górną, małe wsie leżące nieopodal pasma Gorców. W planach miałem przebicie się na drogę do Nowego Targu. Jechało mi się niezbyt przyjemnie, przez 35 km było lekko pod górkę, dlatego wlokłem się około 17 km/h. Padający nieustannie deszcz dodatkowo zniechęcał do jazdy. Za Ochotnicą trafiłem na szlak drogi Knurowskiej, który zaprowadził mnie po bardzo krótkim podjeździe na przełęcz o tej samej nazwie.
Dalej czekał mnie zjazd w stronę Nowego Targu, jednak droga była zamknięta. Nie przeszkadza to jednak rowerzyście, który zawsze może się gdzieś upchać.
Zjeżdżało się niesamowicie, po świeżutko położonym asfalcie. Ogrom zakrętów dodatkowo potęgował wrażenia, a tryskająca spod kół woda skutecznie ochładzała zarówno emocje jak i temperaturę ciała. Zmarzłem niemiłosiernie.
W pewnym momencie zjazdu, gdy rozpędzony do 50 km/h jechałem prostym odcinkiem, rower zaczął dziwnie się zachowywać, a opony niepokojąco kleić do asfaltu... Jakież było moje zdziwienie, gdy zaraz za zakrętem środkiem drogi jechał walec, rozwijający asfalt... Jechałem po świeżutkim, nowiutkim asfalcie, ciekawe uczucie :)
Potem wbiłem się na prostą drogę do Nowego Targu, gdzie na rynku zrobiłem sobie krótki postój. Przestało padać, dlatego postanowiłem wrócić do domu przez Nową Białą i Frydman - bardzo spokojne wsie z dobrym asfaltem. Przed Niedzicą był spory podjazd, jednak widoki skutecznie umilały wolną jazdę, bowiem moim oczom ukazała się panorama jeziora Czorsztyńskiego wraz z zamkami. Potem już szybciutko przez Czerwony Klasztor do Krościenka.
Pomimo deszczu bardzo ciekawa wycieczka, głównie dlatego, że poprowadzona spokojnymi drogami.
Droga na przełęcz Knurowską pogrążona we mgle:
Kamienny most:
Na przełęczy:
Asfalt:
Boćki:
Dalsza droga:
Widok na jezioro Czorsztyńskie od strony przełęczy:
I od drugiej strony:
Zamek:
Pozdrawiam :)
Kategoria 100-200 km, Góry 2009
Zdrojowa pętla
-
DST
172.14km
-
Czas
06:59
-
VAVG
24.65km/h
-
VMAX
58.00km/h
-
Temperatura
30.0°C
-
Sprzęt Merida TFS 100 V
-
Aktywność Jazda na rowerze
Czyli Piwnicza Zdrój, Muszyna Zdrój i Krynica Zdrój w jednej wycieczce.
Od paru dni miałem ochotę na zrobienie jakieś dłuższej wycieczki. Po dłuższym wpatrywaniu się w mapę okolicy wybrałem dosyć przyjemną i szybką trasę do Krynicy. Już na początku udało mi się złapać autobus PKS, dzięki któremu 38 kilomerów drogi do Starego Sącza pokonałem ze średnią 35 km/h. Potem był także znany mi odcinek do Piwnicznej, za którym zaczął się szlak rowerowowy prowadzący asfaltem aż do samej Krynicy. Spodziewałem się dużego ruchu, jednak na 50 kilometrowej trasie prowadzącej wzdłuż Popradu minęło mnie może z 15 samochodów ! Polecam wszystkim tę trasę, zwłaszcza, że jest naprawdę pięknie poprowadzona - wśród lasów, z wieloma zakrętami i z bardzo dobrą jakością asfaltu. Nie dziwi zatem fakt, że w Krynicy byłem juz po 4 godzinach od wyjazdu.
W parku było masę osób, nie lubię takich dużych skupisk ludności, dlatego zabrałem się zaraz za powrót, zwłaszcza, że wcale nie czułem zmęczenia. Wracałem jednak trasą na Nowy Sącz. Po drodze trafił się jeden spory podjazd, zaraz za Krynicą, jednak na jego szczycie już czekał zjazd prowadzący można powiedzieć do samego Sącza, bo droga cały czas była lekko pochylona. Pomimo wiatru w twarz utrzymywałem prędkości rzędu 25-30 km/h. Szybko przemknąłem przez Nowy Sącz, by ruszyć w drogę powrotną przez Stary Sącz i Zabrzeż.
Pomimo zrobienia 170 km nie czułem wcale zmęczenia, chciałem jeszcze jechać dokręcić do 200, ale po prysznicu i obiedzie jakoś zleniwiałem :P
Droga do Starego Sącza:
Krynica:
Pozdrawiam :)
Kategoria 100-200 km, Góry 2009
Gubałówka i najwyższa wieś w Polsce
-
DST
131.50km
-
Teren
2.00km
-
Czas
06:32
-
VAVG
20.13km/h
-
VMAX
65.00km/h
-
Temperatura
25.0°C
-
Sprzęt Merida TFS 100 V
-
Aktywność Jazda na rowerze
I znowu góry. Tym razem wybór padł na najwyżej położoną wieś w Polsce, czyli Ząb. Jechałem spokojną trasą przez lokalne wsie. Najpierw na podjazd pod Krośnicę, potem cały czas lekko do góry przez Łapsze Niżne i Wyżne, skąd przez cały ogrom miejscowości zajechałem do Zębu, pod który prowadził bardzo długi i męczący podjazd, bo to w końcu 1013 m n.p.m.
Pojechałem jednak trochę dalej, ponieważ wjechałem na Gubałówkę ( 1126 m n.p.m. ). Tam tłumy ludzi gorzej niż na Krupówkach, dlatego nie podobało mi się za bardzo. Tyle, że widoczek ładny. Uciekłem jednak stamtąd szybko tą samą drogą, którą jechałem. Tym razem czekał mnie baaardzo długi zjazd, nie za brakło emocji na wąskich uliczkach mijanych wsi, gdy przy prędkości 50 km/h na ulicę wyszło stado krów albo wyjechał z naprzeciwka samochód.
Jakoś jednak szczęśliwie zajechałem do domu, tym razem w o wiele szybszym tempie.
Rzeka Białka:
Przeprawa przez mały mostek ( obok był duży, jednak zmyty przez rzekę )
Czasami było ostro :) :
Widok na Beskidy i Babią Górę:
Widok z Gubałówki:
Powrót:
Pozrawiam :)
Kategoria 100-200 km, Góry 2009
Polsko-słowacka setka
-
DST
116.24km
-
Teren
10.00km
-
Czas
05:15
-
VAVG
22.14km/h
-
VMAX
75.00km/h
-
Temperatura
27.0°C
-
Sprzęt Merida TFS 100 V
-
Aktywność Jazda na rowerze
Miałem zamiar jechać w teren, ale rano się okazało, że obręcz jakimś cudem rozcięła mi dętkę, dlatego zmieniłem opony na slicki. A jak slick to gdzieś dalej ;) Postanowiłem zrobić pętelkę polsko-słowacką do Starej Lubovni i Piwnicznej Zdrój. Jechało się dobrze, jednak zaraz za Czerwonym Klasztorem zaczął się mało stromy, ale za to długi podjazd. Trwał przez jakieś 10 km. Potem był upragniony zjazd do Lubovni, lecz nie ma tak dobrze, zaraz za nią zaczął się następny podjazd, tym razem bardziej stromy, długi na jakieś 5 km. Męczyłem go z prędkością 14 km/h. Gdy w końcu przyszła kolej na zjazd, postanowiłem zaszaleć i pokręcić trochę mocniej, w wyniku czego brakło tylko 1,6 km do rekordu - wykręciłem 75 km/h. Zjazd ciągnął się jeszcze dłużej, bo miał około 9 km. Dobra jakoś asfaltu dodatkowo cieszyła. Zadowolony zjechałem do Piwnicznej, skąd wzdłuż Popradu pomknąłem już szybciej w miarę prostą drogą do Starego Sącza, gdzie na chwilę stanąłem, aby coś przekąsić. Potem już tylko 30 km szybkiej trasy do Krościenka, którą pokonałem w godzinę i pierwsza setka zrobiona :)
Zdjęcia:
Ścieżka wzdłuż Dunajca do Czerwonego Klasztoru:
Trzy Korony:
Droga do Starej Lubovni:
Pozdrawiam.
Kategoria 100-200 km, Góry 2009
Dookoła Polski - dzień 9 - ( 3 )
-
DST
100.00km
-
Czas
05:55
-
VAVG
16.90km/h
-
VMAX
66.50km/h
-
Temperatura
24.0°C
-
Sprzęt Merida TFS 100 V
-
Aktywność Jazda na rowerze
--Mój dzień 3—
Zaraz po położeniu się spać, około północy, nad Chochołowem zaczęło padać. Na szczęście żadne namioty nie przemokły. Poranek przywitał nas pięknym widokiem na Tatry oraz ładną pogodą. Z lepszymi humorami wstaliśmy po godzinie 7. Powitały nas także pasące się obok namiotów krowy i bociek wesoło szukający w trawie żab. Czego można więcej ;)
Po szybkim śniadaniu i już nie tak szybkim wylegiwaniu się na słońcu ruszyliśmy do centrum Chochołowa. Było lekko pod górkę i wiał mocno wiatr w twarz, dlatego jechało się ciężko. W Chochołowie zrobiliśmy sobie następną przerwę, na zakupy i na drugie śniadanie ;) Następnym naszym celem było Zakopane. Obraliśmy trochę inną drogę, zamiast jechać prosto główną, odbiliśmy na Dzianisz. Czy był to dobry wybór można się zastanawiać. Pod względem widoków na pewno tak, jednak pod względem podjazdów to już mniej. Za Dzianiszem zaczął się długi i męczący podjazd ciągnący się parę dobrych kilometrów pod Kościelisko oraz Gubałówkę. Po drodze spotkaliśmy starszego pana, który powiedział, że także jechał rowerem dookoła Polski. Z prawie Gubałówki ( wystarczyło na nią skręcić parę metrów w lewo ) był piękny widok na Zakopane oraz otaczające go góry. Po szybkim zjeździe na dół pojechaliśmy prosto do centrum, na Krupówki do KFC, gdzie zjedliśmy sobie mini obiad. Byliśmy także po skocznią.
Z Zakopanego pojechaliśmy w stronę Jaszczurówki, gdzie był następny punkt PTTK. Dalej prowadził spory podjazd pod Murzasichle, który poszedł jednak w miarę sprawnie. Z Murzasichle był bardzo szybki i stromy zjazd, jednak stan drogi nie pozwalał na bicie rekordów prędkości. Dojechaliśmy do głównej drogi, która zaprowadziła nas do Bukowiny Tatrzańskiej, pod którą również był podjazd. Na miejscu ekipa postanowiła coś zjeść i zatrzymała się w restauracji, ja przez przypadek jednak pojechałem dalej i zjechałem na dół, około 4 km ostrym i bardzo szybkim zjazdem ( to tam Mavic miał 80 km/h ). Nie miałem już siły pchać się pod tą górę z powrotem, dlatego położyłem się plackiem przy rzeczce i czekając na przyjazd obżarciuchów, podziwiałem widoki.
Wyrobili się nawet szybko, czekałem tylko 1,5 godziny :P Już wspólnie pojechaliśmy dalej, przez Białkę Tatrzańską, Trybsz oraz Frydman. Ten odcinek był całkiem sympatyczny, dostaliśmy wiatr w plecy, dodatkowo teren zrobił się płaski, a asfalt równy. Wesoło gawędząc i kierując się cały czas „ ku szkole” dojechaliśmy do głównej drogi prowadzącej do Czorsztyna oraz do Krościenka, naszego dzisiejszego celu. W Czorsztynie był dłuuugi podjazd. Gdy znaleźliśmy się w centrum, postanowiliśmy zjechać na zamek, równie długim zjazdem. Jednak po chwili się okazało, że jest zamknięty, także przyprawiliśmy sobie tylko o jeden podjazd więcej. Nie ma jednak tego złego co by na dobre nie wyszło, dorwaliśmy budkę z pysznymi lodami, które zasmakowały wszystkim.
Z Czorsztyna już bardzo szybko zajechaliśmy do Krościenka, gdzie udało mi się znaleźć nocleg dla całej ekipy przy domku, do którego jadę w niedzielę. Mieliśmy prysznic oraz prąd i czajnik, dlatego wszyscy byli zadowoleni.
Po kolacji oraz opowiadaniu bajek ( całkiem ciekawych :D ) poszliśmy spać. Ja jutro mam wolne, ale reszta musi przecież kręcić dalej ;)
PS. Mi licznik pokazał na miejscu równo 100 km. Jednak większej części pokazuje więcej, o około 3 km. Miałem słabo dopompowane koło z przodu, pewnie to było tego przyczyną.
A teraz zdjęcia:
Wschód słońca widziany z namiotu:
Widok na Tatry:
Mavic:
Matys i Mavic, w stronę Chochołowa:
Młynarz:
Pierwsze widoczki na Tatry:
Przyczepkowo:
Krówka:
Podjazd pod Gubałówkę:
Ostro :D:
Widoki:
Zjazd:
Postój na Krupówkach:
Bukowina Tatrzańska:
Kościółek w Białce ( chyba w Białce :P ):
W stronę Trybsza:
Krowy na drodze :
Jedna mnie chciała nawet z byka wziąć :D :
;):
Zjazdy i podjazdy, dajemy radę ;) :
Chowające się za górami słońce nadaje piękne barwy krajobrazom:
Kolejny podjazd:
I kolejne widoczki:
Pozdrawiam :)
Kategoria 100-200 km, Dookoła Polski
Dookoła Polski - dzień 8 - ( 2 )
-
DST
131.75km
-
Czas
06:50
-
VAVG
19.28km/h
-
VMAX
65.50km/h
-
Temperatura
23.0°C
-
Sprzęt Merida TFS 100 V
-
Aktywność Jazda na rowerze
-- Mój dzień 2--
Noc przebiegła spokojnie, aczkolwiek budziłem się co chwilę, bo było zimno i wilgotnie. Po wczorajszej labie reszty ekipy, postanowiliśmy, że dziś postaramy się nadrobić trochę kilometrów. Wieczorem zakładano, że pobudka będzie o godzinie 6... Wstaliśmy o 6:30, to i tak dobry czas :P
Spakowaliśmy szybko namioty i zjechaliśmy w pół głodni do Żywca, zabrakło bowiem nawet wody. Droga do Żywca była świetna, pokonaliśmy dystans 30 km w niecałe 55 minut :) Cały czas praktycznie zjazd. Po drodze złamaliśmy przepis zakazu jazdy po ekspresówce widocznej na wczorajszych zdjęciach, ale na szczęście panował mały ruch.
W Żywcu zatrzymaliśmy się na zakupy i śniadanie. Przy fontannie w centrum miasta zjedliśmy kromki z dżemem/serkiem/serem/pomidorem/żelkami, poczym część ekipy wypiła sobie Żywca ;) Trochę się ociągaliśmy, zaczęło bowiem miło świecić słońce. Gdy w końcu ruszyliśmy, dalsza droga przebiegała bardzo przyjemnie, pomimo zwiększających się co chwilę podjazdów, wszyscy jechali zadowoleni. Przez Suchą Beskidzką i Maków Podhalański zajechaliśmy do Zawoi. Przed najdłuższą wsią w Polsce złapał nas krótki deszcz, na szczęście przeszedł bardzo szybko.
Przed podjazdem na Krowiarki postanowiliśmy, że zjemy coś ciepłego w najbliższej restauracji. Wybór padł na małą jadalnię przy boisku sportowym. Po zjedzeniu pomidorówek, fasolki ( mavic :D ), czy też devolayi, pojechaliśmy dalej, zdobywać górską przełęcz na Krowiarkach. Jazda szła całkiem sprawnie, pojedzeni i zadowoleni, wjechaliśmy na szczyt już po godzinie.
Z Krowiarek był zjazd dziurawym asfaltem w stronę Zubrzycy Górnej. Tutaj to, na sporej muldziem przy prędkości 60 km/h... wypięła mi się lewa sakwa i wyleciała w powietrze. Spadła jednak szybko i zamiast zatrzymać się na asfalcie zaczęła się turlać, wyprzedzając mój rower :D Matys, który jechał za mną lekko się zdziwił zaistniałą sytuacją, szybko narodziła się odpowiedź na liczne pytania reszty ludzi -co się stało? - w stylu: "Aa, Vana sakwy wyprzedziły" :D
A stan sakwy mnie już totalnie zadziwił. Nie dość, że nic się nie urwało, to nawet nic nie poobdzierało, pomimo, że była wypchana. Sakiewki są z lidla, podobne do Crosso, tylko ciut mniejsze. Niemiecka precyzja :P
W Zubrzycy zrobiliśmy postój w sklepie i pojechaliśmy dalej, w stronę Chochołowa. Przez chwilę towarzyszyła nam piękna tęcza oraz kropiący deszczyk z błękitnego nieba. Zaczęły się także cudowne widoki na całe pasmo Tatr. Oświetlone zachodzącym słońcem wyglądały naprawdę pięknie.
Za Czarnym Dunajcem postanowiliśmy zacząć szukać noclegu. Udało się go znależć na wykoszonej łące, z dala od drogi. Nadchodzącą noc mieliśmy spędzić pod gwiaździstym niebem oraz w cichym otoczeniu tatrzańskich lasów. Zadowoleni zjedliśmy kolację i wypiliśmy złoty napój, który w tych warunkach smakował lepiej niż w niejednym barze, poczym zmęczeni udaliśmy się spać do namiotów.
"Nie bądź taki do przodu, bo cię sakwy wyprzedzą" ;)
Zdjęcia z dziś:
Poranek za Koniakowem:
Postój w Żywcu:
W stronę Suchej Beskidzkiej:
Młynarz i Asica na podjeździe:
Zamek w Suchej:
Obiad w Zawoi:
Przełęcz Krowiarki zdobyta ! :
Na górze wjeżdżaliśmy w otoczeniu dwóch spontanicznych bikerek, z których jedna była tak padnięta, że wjechała rowerem na przyczepkę Asi :D :
Postój na zrobienie zdjęć pięknemu kościołowi, na którym to Młynarz włazi w krowi placek. Na zdjęciu zawzięcie wyciera butka w kałuży :D :
A kościółek wyglądał tak:
Czy też jak kto woli, w wersji obrobionej, tak:
Tęcza:
Postój na zakupy:
Mavic:
Młynarz i Tatry:
Zachód słońca nad Babią Górą:
Obozowisko:
Dzień poprzedni
Pozdrawiam zaglądających :)
Kategoria 100-200 km, Dookoła Polski