100-200 km
Dystans całkowity: | 21237.93 km (w terenie 713.90 km; 3.36%) |
Czas w ruchu: | 1072:42 |
Średnia prędkość: | 19.80 km/h |
Maksymalna prędkość: | 82.00 km/h |
Suma podjazdów: | 57010 m |
Liczba aktywności: | 169 |
Średnio na aktywność: | 125.67 km i 6h 20m |
Więcej statystyk |
Setka beskidzka
-
DST
107.81km
-
Teren
1.10km
-
Czas
03:53
-
VAVG
27.76km/h
-
VMAX
49.50km/h
-
Temperatura
20.0°C
-
Sprzęt Merida TFS 100 V
-
Aktywność Jazda na rowerze
Czyli zapierdzielanko i opuszczony ośrodek wypoczynkowy w Kozubniku.
Zaczęło się niewinnie. Wczoraj ugadałem się z Markiem, że skoczymy gdzieś spokojnym tempem w Beskidy. Chłopak rzucił pomysł Kozubnik, dlatego dziś, po pokropieniu jajec, o godzinie 11:15 spotkaliśmy się w centrum Jelenia. Na początku spokojnie, koło 25km/h. Jednak przejeżdżając przez kolejne miejscowości ( trasa nudna, ale prosta i szybka ) średnia zaczęła rosnąć, pomimo wiejącego cały czas wiatru ( z 80 km całej trasy mieliśmy albo wmordewind, albo wpoliczkowind :/ ). Do Porąbki zajechaliśmy w około 1:40. Tam, po krótkim popasie ruszyliśmy dalej, na Kozubnik, gdzie znajduje się jeden z największych opuszczonych ośrodków wypoczynkowych w Europie. Jak to Marek powiedział: "Mariott przy nim to hotel robotniczy". Może trochę historii najpierw:
Wyrównanie gruntów pod budowę hoteli miało miejsce w 1969. W ciągu dwóch lat na terenie dzisiejszych ruin stanął Zespół Domów Wypoczynkowo - Szkoleniowych, którego właścicielem było Hutnicze Przedsiębiorstwo Remontowe. Kozubnik stał się wtedy ogromnym kurortem. Na górce znajdował się wyciąg narciarski, w ośrodku liczne kawiarnie, restauracje oraz kryta pływalnia. Można było grać w siatkówkę, tenisa, korzystać z masaży, usług fryzjersko- kosmetycznych oraz... gabinetu odnowy biologicznej! Nawet jak na dzisiejsze czasy, był to kompleks na wysokim poziomie. Wszystko prosperowało doskonale. W roku 1987, na dłużej niż 24 godz., w Kozubniku zatrzymało się 31 887 tys. osób! Wśród nich byli przede wszystkim partyjni dygnitarze, m.in. syn Breżniewa. W sali konferencyjnej organizowane były przeróżne zebrania i szkolenia państwowe, jak i międzynarodowe.
Wraz z przejściem Polski na gospodarkę rynkową, HPR zaczęło mieć problemy. W 1994 r. zamknięto ośrodek. Oczywiście, na miejsce poprzednich właścicieli chciało wkroczyć wielu innych inwestorów. Udało się to właśnie spółce DANEL, którą tworzyli dwaj bracia z USA. Wszystkie hotele znów zaczęły funkcjonować, ale już nie tak dobrze jak dawniej, przestały być remontowane. Turystów, odwiedzających Kozubnik było o tysiące mniej - nie mogli już przyjeżdżać na wczasy za półdarmo. Wreszcie spółka Danel popadła w takie długi, że w 1996 r. sąd ogłosił jej upadek, a zadłużenie oszacowano na... 28 mln złotych!
Do ok. 1998 r. funkcjonowała tam jeszcze jedna kawiarenka, ale z przyczyn naturalnych również ją zlikwidowano. Ludzie zaczęli wykradać wszystko, co się dało - od dywanów i kasetonów, przez tapety, kwiatki, druty, przewody (nawet te, biegnące pod ziemią), na gniazdkach elektrycznych skończywszy. Sporą część zabrał również syndyk. Jednak wyposażenie ośrodka nie wystarczyło, by spłacić długi.
Na terenie ruin w Kozubniku istaniała już nielegalna fabryka amfetaminy, często odbywały się tam zawody w paintball. W planach powstać miał m.in. ośrodek dla niesłyszących, jednak wciąż nierozwiązana sprawa z przynależnością ziemi i budynków, odsunęła inwestora na bok. I tak, cały, wielki ośrodek popada dziś w ruinę. ( tekst zaczerpnięty stąd ).
Żeby oszacować jak olbrzymie to jest, trzeba tam po prostu pojechać. Cała masa budynków popadających w totalną ruinę, wielki hotel, kryty basen, pod którym płynie rzeka, tarasy, jadalnie, kręgielnia - jednym słowem masakra.
Wdrapałem się na samą górę najwyższego hotelu, bo porobić zdjęcia. Wrażenia niesamowite ;)
Po dokładnym ( no, może nie dokładnym, bo by nam dnia brakło ) spenetrowaniu ośrodka wzięliśmy za powrót. Uradowani, że będziemy mieć wiatr w plecy, pocisnęliśmy wesoło, jednak zaraz za Kętami, praktycznie do Jaworzna dostaliśmy boczny wiatr, równie uprzykrzający jazdę. Przed Oświęcimiem dogoniliśmy dwóćh kolarzy z jakiegoś klubu, wykorzystałem tunel biednego Marka, (bo on głównie ich ścigał), by, gdy się zmęczył, wyrwać się do przodu i zostawić bidaka z tyłu. Tempo szosowców jednak było zbyt wysokie, dlatego po jakiś 2 km odpuściłem. Gdyby nie to wiatrzysko, to średnia może i z 29 by wyszła ;)
DOOOOOBBRAAA, nie zanudzam tekstem, pora na zdjęcia :
Postój w Kętach:
Kościół w Porąbce:
Wodospady w Kozubniku:
Marek:
I zaczynamy zdjecia ośrodka. Jedne z pierwszych budynków, o dziwo mają jeszcze szyby:
Największy hotel:
Kiedyś i dzisiaj ( zdjęcia po prawej moje ) :
Wnętrze:
Windy ( a raczej to, co z nich zostało ):
Szyb windy:
Basen:
Widok z góry:
Zainteresowanych odsyłam do sporej galerii TUTAJ oraz to zobaczenia jak to wyglądało kiedyś, O TUTAJ
To tyle :) Pierwsza seta była wczoraj, więc teraz poszło z górki, pomimo, że jechaliśmy w góry :P
Pozdrawiam odwiedzających !
Kategoria 100-200 km
Setka jurajska
-
DST
104.76km
-
Teren
3.80km
-
Czas
04:20
-
VAVG
24.18km/h
-
VMAX
59.00km/h
-
Temperatura
20.0°C
-
Sprzęt Merida TFS 100 V
-
Aktywność Jazda na rowerze
Pierwsza setka w tym sezonie. W końcu, bo ani w styczniu, lutym i marcu żadnej nie było. Miała być wczoraj, z Markiem, ale wieczorem dostałem jakiejś infekcji chwilowej i za bardzo nie pojechałem... A szkoda, bo miała być Przełęcz Kocierska. Dlatego dziś padło na Jurę. Zaopatrzony w mapy z targów turystycznych obmyśliłem trochę bardziej zawiłą traskę. Przede wszystkim postanowiłem unikać głównych dróg. Wyjechałem po 10, kierując się na Bukowno, gdzie skręciłem na Trzebinię. Potem, już co chwilę zerkając na mapę, przejechałem przez Płoki, Lgotę i Łany, żeby zjechać do Czernej. Tam z kolei odbiłem na Paczółtowice i Racławice, by w końcu wyjechać na główną na Olkusz. Potem już szybko przez Bukowno do Jaworzna. Trasa była bardzo ładna i spokojna, ale zarazem cały czas miałem wiatr w twarz. Do tego jeszcze dochodziły spore podjazdy ( prosty odcinek to tylko Jaworzno-Bukowno, reszta to same podjazdy i zjazdy ), dlatego średnia trochę niskawa. Spotkałem paru kolarzy, pozdro dla gościa na czarnej szosie Felta, z którym się minąłem zaraz za Jaworznem ( on jechał w stronę Jaworzna ), by za jakieś 50 minut spotkać się znowu ( a raczej to on mnie dogonił ), gdzieś przed Trzebinią. Ładnie musiał zapiepszać.
Kondycja taka sobie, nie umiałem się rozgrzać przez pierwsze 40 km, potem już się jechało na lajcie. Powrót ze średnią około 31 km/h.
Zdjęcia:
Droga w kierunku Trzebini :
Ziemia :P :
Taa, na mapie niebieski szlak do Lgoty był zaznaczony jako normalna droga... A się okazało, że to leśna dróżka... Slickom się to nie podobało:
Ale drzewa tam rosły fajne :
Zjazd do Czernej ( trzęsie nadal, mimo zamocowania gąbki pomiędzy kleszcze imadła :( Nie wiem co zrobić, żeby tak nie telepało :/ ) :
Kościół w Paczółtowicach:
Za Czerną źródełko w kształcie serca:
W stronę Racławic:
Kościół w Czubrowicach ( chyba :P ) :
Popas obok krajówki na Olkusz:
Jakaż czysta :] :
Panorama Olkusza:
I kościół w Szczakowej:
To tyle ;) Pewnie Was zanudziłem, ale co tam, zdjecia i opis muszą być :P
Pozdro :)
Kategoria 100-200 km
140 km w grudniowy dzionek,
-
DST
140.35km
-
Teren
15.20km
-
Czas
07:34
-
VAVG
18.55km/h
-
Aktywność Jazda na rowerze
140 km w grudniowy dzionek, czyli jedziemy z hose w Beskidy !
Pobudka o 5, jajecznica z 3 jajek, ostatnie pakowanie prowiantu i narzędzi, poczym po 6 wyjazd. Na polu -2 C, jeszcze ciemno. Najpierw na stację dopompować koła. Już na początku przeżyłem lekkie chwile zdenerwowania, bo coś kompresor nie chciał działać i uciekło mi całe powietrze. Na szczęście się udało. Następnia na miejsce spotkania, czyli na krzyżówkę drogi z Imielinie z drogą na Jeleń. Przez Sobieski i centrum Jelenia jechało mi się bardzo źle, zimno i brak rozgrzania zaowocował marną średnią 16 km/h na 13 km. Na miejscu spotkania, po 10 minutach zjawia się hose i wyruszamy na naszą wycieczkę. Od początku wysokie tempo - 30 km/h o 7 rano niezbyt mi się podobało :P Przez jakieś 40 km ( sorry hose :P ) zamulałem po 22 km/h. Potem nareszcie udało mi się wbić w rytm i jazda była z każdym kilometrem przejemniejsza. Trasa zaplanowana dzień wcześniej - czyli Oświęcim-Zator-Andychów-Przełęcz Kocierska mijała bardzo przyjemnie. No może poza odcinkiem za Oświęcimiem, kiedy to zaczęło nam bardzo mocno wiać w twarze, do tego doszły straszne dziury na drodze, rezultatem czego była jazda z prędkością nie przekraczającą 25 km/h. Jednak od Zatora wszystko zmieniło się na lepsze, droga stała się prościutka ( w sensie jakości asfaltu, nie płaskości :P ), mało uczęszczana i pojawiły się ładne widoku. Jechało się na prawdę przyjemnie. W Andrychowie zrobiliśmy sobie najdłuższą z całej wycieczki przerwę w pizzerii, poczym zabraliśmy się za atakowanie podjazdu na przełęcz Kocierską ( Info. Jechało się przyjemnie, hose oczywiście co chwilę mi odskakiwał, ale ja się nie przejmowałem i cykałem ile wlezie zdjęć :D. Po zajechaniu na górę i krótkim odpoczynku wbiliśmy w teren :D A mianowicie na zielony szlak prowadzący do Porąbki. Hose na początku był bardzo sceptycznie nastawiony, bo bał się ubrabrać świeżo co wypucowany rower, ale gdy poczuł zew natury od razu zmienił zdanie :D
I tu praktycznie zaczęła się najlepsza część trasy. Wspaniale poprowadzony szlak ( Info prowadził malowniczymi przełęczami beskidzkimi. Przez blisko 15 km terenu zdąrzyliśmy nacykać ponad 150 zdjęć, ubrudzić całkowicie rowerki i przypalić ostro hamulce. Jednak góry w terenie to jest coś. Cisza, spokój, otaczające człowieka lasy i to niesamowite poczucie wolności ! Po prostu fenomenalnie :) Ostatni etap zielony szlaku był jednak lekką przesadą, jechaliśmy w dół drogą o nachyleniu 42% na 100 metrach, która dodatkowo była pokryta wycinką leśną oraz sporymi kamorami :D Ale i tak było super :)
Wyjechaliśmy z Porąbce, skąd po kupieniu sobie Tigerów wyrzuliśmy szybkim tempem do domu. Przez Kęty i Oświęcim przejechaliśmy dosyć szybko, średnią szacuję na około 27 km/h. Potem zaczęło się ściemniać, jednak mi skończył się zapas energii i od Oświęcimia wlokłem 22-24 km/h. Hose jednak był cierpliwy i wytrzymał do końca, choć widać było, że go rwało do przodu :D
Rozstaliśmy się w tym samym miejscu, co rano na spotkaniu. Potem już tylko przejechałem przez Jeleń i po powrocie do domu od razu wlazłem do wanny :D
Powiem szczerze, że umęczyłem się :D A raczej umęczył mnie hose, którego średnie trochę przewyższają moje :D Gdybyśmy nie wjechali w teren, to średnia pewnie by była jakieś 24km/h :P Ale tą wycieczkę i te piękne, górskie widoki długo będę wspominać :)
Dobra, nie nudzę już, rany jak ja się rozpisałem :D Teraz pora na zdjęcia, których także jest sporo, bo 41 :D No to zaczynamy :D :
Jedziemy, hose i ja :
W stronę Andrychowa:
Hose razy dwa :
I ja, raz :P :
Szron:
Pizza w Andrychowie:
Już widać nasz cel :) :
Seria znaków... :
Zaczynamy zabawę ! :D :
Pierwsze widoki:
Ja na podjeździe :
Serpentynki:
Hosseeee :
Panoramka:
Jakiś większy szczyt:
Przełęcz Kocierska zdobyta :
Takie tam, rybie oko ze zwykłego obiektywu:P :
I w tym momencie zaczęła się prawdziwa zabawa :D :
Prawda, że super ? :
Hose na zjaździe :
Sobie jadę :
Liściasto:
Przełęcz jakaśtam :P :
Odpoczynek:
Jedne z bardziej udanych wg mnie zdjęć :
Widok na górę Żar:
Taki to ma dobrze :P Ale nie lepiej niż na rowerze :D :
Takie tam, z rozgrzanymi tarczami :P :
Odpoczynek w Oświęcimiu, już ciemno :
Miś Meridek :D :D :
Pożegnalna fota :) :
Koniec:D Pozdrawiam wszystkich zaglądających i tych, którzy dotrwali do końca ! :)
Kategoria 100-200 km
Setka mikołajkowa
-
DST
100.10km
-
Czas
04:33
-
VAVG
22.00km/h
-
Aktywność Jazda na rowerze
Setka mikołajkowa
Miałem wyjechać o godzinie 7, ale czynniki niezależne ode mnie ( rzuciłem budzikiem o ścianę, gdy zadzwonił o 6 ) spowodowały, że wyjechałem o 11. Wyspany i zadowolony obrałem za kierunek zamek w Ogrodzieńcu. Trasa mi osobiście znana, jechałem nią w marcu w ćwieksonem. Przez Maczki, Dąbrowę Górniczą, jakieś tam wsie, oraz Niegowonice dotarłem do celu. Droga była raczej spokojna, bardzo mały ruch, super jakości asfalt oraz wiaterek w plecy spowodował, że na miejscu byłem dosyć szybko. Wjechałem sobie do samego zamku ( pozdrowienia dla pani w kasie, która mnie wpuściła gratisowo dowiadując się skąd jadę :D ) i zacząłem zwiedzanie połączone z fotkami. Wdrapałem się na najwyższą basztę, skąd roztaczał się przepiękny widok na całą Jurę Krakowsko- Częstochowską. Po zejściu na dół, wypiciu herbaty i zjedzeniu jabłuszka ruszyłem w drogę powrotną, tym razem jednak przez Klucze i Olkusz. Droga również była spokojna, na drogach praktycznie nie ma ruchu, na głównych jedynie raz od czasu coś mnie minęło. W Olkuszu skręciłem na Bukowno, skąd po ciemku, przez las dotarłem do Jaworzna ;) I stówka pękła :]
A teraz się ubieram i na imprezę idę, zobaczymy rano jak się będę czuł po większej ilości setek :D
A teraz zdjęcia:
Droga na Niegowonice:
Bardziej hdrkowo, aczkolwiek to zwykłe zdjęcie... :
Widok ze skałek za Niegowonicami ( naprawdę super droga tam jest ) :
Serpentynka:
Zamek w Ogrodzieńcu:
Jeszcze się śnieg znalazł :D :
Widok z samego zamku:
Rowerek:
I dziedziniec zamku:
Pozdrawiam :)
Kategoria 100-200 km
Setka jurajaska, czyli pętelka
-
DST
120.43km
-
Teren
15.00km
-
Czas
05:31
-
VAVG
21.83km/h
-
Aktywność Jazda na rowerze
Setka jurajaska, czyli pętelka po Jurze Krakowsko-Częstochowskiej.
Zebrać się jakoś trudno miałem. Budzik nastawiony na 8:30, wstanie z łóżka dopiero godzinę później. Ale nie ma tak łatwo- trzeba jechać. Wrzesień z jakże imponującą liczbą 62 km, październik zamulony przez dystanse 10-cio kilometrowe, na dworze pogoda ładna- to wszystko przemawiało za tym, żeby wybrać się gdzieś dalej. Wybór padł na Dolinki Podkrakowskie- Kobylańską i Będkowską. Wyjechałem przed 11, początkowa trasa wygląła jak ta do Krakowa, czyli DK79 przez Trzebinię i Krzeszowice. Zaraz za tym drugim odbiłem w Niegoszowicach na Brzezinkę i dalej, na Kobylany i Będkowice. Tam wjechałem już we właściwą Jurę, która o tej porze roku wygląda genialnie. Cisza, spokój, różnobarwny dywanik z liści, drzewa zabarwione na wszystkie kolory, nic tylko jeździć ;) Odnalazłem czerwony i niebieski szlak, którym kierowałem się w niewiadomym sobie kierunku...Zajechałem na jakieś łowisko rybne, gdzie się lekko zdziwiłem, bo nagle z samochodu, który jechał za mną polną drogą, wysiadł Maciek Friedek. Nie ma jak spotkać kogoś znanego w środku puszczy :D
Jadąc dalej natrafiłem na Jaskinię Nietoperzową, ale nie wstąpiłem, bo nie lubię takich "otwartych dla turystów" grot. Obok biegła krajówka Olkusz-Kraków, więc z zamiarem powrotu do domu pojechałem w kierunku Olkusza. Jednak przejechawszy parę metrów ujrzałem kierunkowskaz na Ojców i Pieskową Skałę, więc nie zastanawiając się długo, odbiłem w tym kierunku. Tu droga też była cudowna, dookoła otulina z drzew, same podjazdy i zjazdy. W Ojcowie natrafiłem na świetny park, całkowicie już zasypany liśćmi. Po krótkiej przerwie pojechałem w dół, do Pieskowej Skały, skąd przez Sułuszową i Kosmołów pokręciłem na Olkusz i Bukowno, z którego to biegnie dłuuga droga przez las. Niestety tam przeważają lasy iglaste, więc ładnego efektu nie było. Po tej prostej ukazała się tabliczka z napisem "Jaworzno", więc byłem w domku.
Pogoda dopisała, rano wyjechałem w krótkich spodenkach oraz z podkoszulkiem z długim rękawkiem i koszulką kolarską, po 16 założyłem długie spodnie przed Olkuszem, w Bukownie dodatkowo bluzę, bo się zimno zrobiło. Cała trasa przejechana z czapką pod kaskiem, bo zimno było w uszy niemiłosiernie.
Alem się rozpisał, znowu pewnie nikt nie przeczyta, może chodziaż fotki jakieś dam, których też jest dużo :P
FOTY:
DK79, wolałem jak najszybciej z niej zjechać :
Kobylany:
Kto zgadnie którędy przejechałem ? :P
Dolina Będkowska, polska złota jesień ;) :
Mapa Jury:
Wodospadzik :
Skałki :
Kolejne strumyczki ;) :
Meridka w akcji :
Dróżka, oczywiście jesienne kolorki :
:P:
Przerwa na przystanku, Biedronka dominuje :] :
Traktor obok drogi w stronę Ojcowa:
Ojców:
Wspomniany park :
Serpentynki :
Kapliczka/ kościółek :
Pałac w Pieskowej Skale:
Maczuga Herkulesa:
Tyle ;)
Pozdrawiam zaglądających :)
Kategoria 100-200 km
Chyba najlepsza wycieczka
-
DST
144.17km
-
Czas
06:33
-
VAVG
22.01km/h
-
Aktywność Jazda na rowerze
Chyba najlepsza wycieczka całego pobytu, 144 km przez spore góry do Zakopanego. Wyjechałem po 8 i zaraz za Niedzicą spotkałem szosowca na srebrnym giancie. Okazało się, że także jedzie do Zakopca, więc znowu mi się poszczęściło i miał mnie kto ciągnąć :D Cały czas jechaliśmy trasą wrześniowego TDP, zaliczyliśmy wspólnie premię górską kolarzy - przełęcz Łapszanka. Dalej szybkimi zjazdami przez Bukowinę Tatrzańską i Poronin do Zakopanego. W nim jak zwykle nic ciekawego, tłok, masa ludzi i smród spalin. Podjechałem sobie pod szlak na Rysy, pokręciłem się po Krupówkach i po krótkim odpoczynku zabrałem się za powrót. Zmieniłem lekko trasę, zamiast przez Łapczankę, pojechałem przez Czarną Górę. Podjazd ciężki, ale widoki cudowne. Całe tatry jak na dłoni. Potem zjazd do Łapsz, gdzie powoli zaczął mnie wyprzedzać autobus, więc się zabrałem za nim. Jakieś 7 km w tunelu ze średnią 58km/h ;) Powrót przez Czerwony Klasztor.
Było super ;)
W Bukowinie Tatrzańskiej:
Droga do Zakopca:
Giancik 8 kg ;] :
Gostek wymusił pierwszeństwo i poooleciaał :P
Monster Hammer ;) Reklamuje sami widzicie co :P :
Wielka Krokiew:
Powrót, super widoki na Tatry:
Kategoria 100-200 km, Pieniny 2008
Zacząłem zabawę w poważniejsze
-
DST
148.34km
-
Czas
06:17
-
VAVG
23.61km/h
-
Aktywność Jazda na rowerze
Zacząłem zabawę w poważniejsze górki. Moim wyborem padły Wysokie Tatry Słowackie. Wyjechałem po 9 i jako cel obrałem miasteczko Stary Smokoviec. Przez Czerwony Klasztor, Spiską Novą Vieś jechałem na Spiską Belę. Jednak przed tym miałem do pokonania spory podjazd. Kręcąc nawet nieźle pod górkę 13km/h dogonił mnie starszy Słowak jadący jak się okazało w tym samym kierunku co ja. Dogadać się z nim było łatwo, dlatego dowiedziałem się, że kręci sobie z Liptovskiego Mikulasa dookoła Tatr. Zrobił jakieś 250 km przez Vysokie Tatry ;) Pojechaliśmy troszkę zmienioną trasą przez Vyborną, Lendak ( cała wioska należy do cyganów, dziadowskie bachory jak nas zobaczyły obrzuciły nas ziemiakami), Tatranską Kotline, Keźmarskie Źlaby, Tatrańską Łomnicę. Trasa trudna, cały czas podjazdo zjazdy, jednak asfalt jak to na Słowacji bywa, był w wyśmienitym stanie. W Smokovcu podziękowałem za jazdę i po krótkim odpoczynku ruszyłem z powrotem tą samą trasą. Jak w tamtą stronę miałem średnią 20km/h, tak aż do samego Krościenka narzuciłem coś koło 27km/h. Wiatr w plecy i zjeżdżanie z Tatr pozwoliły utrzymywać prędkości rzędu 35-45km/h.
Kocham góry, kocham podjazdy ;)
Foty:
Trzymałem się z tyłu :P :
Po chwili te znaki stały się nudne :D :
Dróżki :
Jadziemy:
W Smokovcu, hulaaajnogi, zapiepszali równo :D :
Vysokie Tatry, szkoda, że słaba widoczność była :
Powrót:
Serpentynki ;) :
Na koniec dnia ;)
Kategoria 100-200 km, Pieniny 2008
Seteczki pora zacząć.
Dystans
-
DST
104.01km
-
Teren
36.00km
-
Czas
04:48
-
VAVG
21.67km/h
-
Aktywność Jazda na rowerze
Seteczki pora zacząć.
Dystans można powiedzieć, że zrobiony przypadkowo, bo wcale nie miałem zamiaru zawędrować aż tak daleko. Wyjechałem sobie po 10 w stronę rezerwatu Jaworki. Przez Szczawnicę i okoliczne wioski szybko zajechałem na właściwie miejsce. Jednak rezerwat się skończył, a chęci do jazdy zostały. Dlatego znalazłem w lesie drogę wycinki drzew i zacząłem się piąć coraz wyżej. W pewnym momencie ścieżka zrobiła się zbyt stroma i zbyt grzęska, dlatego trzeba było podprowadzać rowerek. Umęczony, prawie na samej górze, zobaczyłem na drzewie... zielony szlak rowerowy. No to super, pojedziemy sobie na ślepo za nim ;) Po chwili wyjechałem na sporą polankę, gdzie ukazał się dość ciekawy widok. Na idealnie wykoszonym polu stało kilka drewnianych, opuszczonych i rozlatujących się domków. Widok niesamowity, zwłaszcza, że w pobliżu ani jednej żywej duszy. Okazało się, że wjechałem na stronę słowacką ;)
Jadąc dalej dojechałem do Przełęczy Obidza - 931 m. n.p.m. Na górze szybki postój i zjazd do Piwnicznej, który dostarczył mi spooro adrenaliny. Wąskim asfaltem na jedno auto z zakrętami 180 stopni rozpędziłem pare razy rower powyżej 70km/h :D Rozjechałbym krowy, dziecko i starą babcię. Poza tym wyprzedziłem sobie auto i wjechałem przy 69km/h na duuże kamory, co "lekko" scentrowało mi tylnie koło :/.
Z Piwnicznej pojechałem do Starego Sącza. Zaraz za nim złapałem pierwszą i jak się później okazało ostatnią gumę podczas pobytu. Zabrzeż i Krościenko. Od Piwnicznej cały czas trasą wrześniowego Tour the Pologne.
87,34 km w czasie 4:05:19 v-max 70,5km/h
A potem dla dobicia 100km do Szczawnicy i z powrotem ;]
Fotki:
Strumyczek:
Chyba wszyscy kochają takie przejazdy :D :
Ciekawa dróżka...:
Gdzieś w trasie:
Na górze:
Co tam pisze, wie ktoś może ? :
Przełęcz Obidza:
W stronę Piwnicznej:
TDP :] :
Kategoria 100-200 km, Pieniny 2008
Pieniny 2008 - Samotna wyprawa
-
DST
180.30km
-
Teren
5.00km
-
Czas
08:33
-
VAVG
21.09km/h
-
Aktywność Jazda na rowerze
Pieniny 2008 - Samotna wyprawa do Krościenka nad Dunajcem
Dzień 1
Dzień 2:
Wstałem wcześnie, bo przed 6 rano. Szczerze mówiąc, to spałem jakieś 3h tylko - nie wiem czemu nie mogłem zasnąć. Zaraz pojechałem do sklepu po świeży chlebek, mleko i jakiś serek topiony, bo głodny się zrobiłem okropnie. Po tymże jakże smacznym śniadaniu zawiadomiłem gospodynię, że jadę sobie pojeździć po Krościenku i że tylko jak wrócę, to zbieram się z powrotem do Jaworzna.
Do tego miasteczka jeżdżę od 2 roku życia. Nie dziwne zatem, że znam je jak swoje miasto. Z czystego sentymentu pojechałem sobie do źródełka Stefana i Michaliny - bardzo dobra bije stamtąd woda :D Potem polami dookoła ulicy Źródlanej oraz nad Dunajec pooglądać czy coś się zmieniło. Wszystko jednak pozostało na swoim miejscu, dlatego po zjedzeniu na rynku oscypka i lodów wróciłem do pokoju spakować się i przygotować na powrót.
Wyjechałem przed 11. Już od samego początku jechało mi się beznadziejnie. Wiatr w twarz oraz czyhająca perspektywa 20 kilometrowego podjazdu w 32 C nie wydawała mi się radośnie spędzonym czasem. Tak było. Dystans ten pokonałem w prawie 2 godziny. W ogóle, pierwsze 60 km to były same podjazdy. Zero prostych dróg, czasem jakieś małe zjazdy.
Wymęczony jakoś zajechałem do sklepu, gdzie władowałem w siebie litr RH20+ ( czy jakoś tak ) i dwa litry coli. Ta kofeina z tauryną postawiły mnie na nogi i takim oto sposobem zajechałem do Wadowic, gdzie mnie złapał zaś kryzys i nie chciał popuścić aż do Zatora :/ W jakimś rowie zjazdłem z kilo czereśni z dwoma robakami w każdej. Białko mnie chyba postawiło na nogi, bo już potem mi się w miarę dobrze jechało ;)
Wypiłem:
7l wody
2,5l Coli
1l Rh20+
Zjazdłem:
3 snickersy
Pół bochenka chleba
Serek topiony
Drożdzówkę z jagodami ;D
Milkiwaya :D
To tyle, wyprawa, choć samotna, była bardzo udana. Zrobiłem ponad 350 km w górzystym terenie, nabawiłem się śmiesznej opalenizny oraz pooglądałem wiele zdziwionych min ludzi, gdy się dowiadywali gdzie i skąd jadę ;)
Foty:
Widok z okna, most na Dunajcu w Krościenku :
Dunajec:
Żródełko:
Pora wracać, drogi, drogi, kręte drogi ;P :
To chyba najwierniejszy kompan podróży. Przez dobre 5 km przysiadł sobie na moich spodenkach i czerpał radość jazdy na gapę :D :
Na tamtą górę trzeba wjechać... :
Na tamte też :D :
Jordanów, serpentynki :
Drogi jak zwykle rozkopane :/ :
Pamiątka z wycieczki :D :
Pozdrawiam :)
Kategoria 100-200 km
Pieniny 2008 - Samotna wyprawa
-
DST
172.93km
-
Czas
07:38
-
VAVG
22.65km/h
-
Aktywność Jazda na rowerze
Pieniny 2008 - Samotna wyprawa do Krościenka nad Dunajcem
Dzień 1:
Może zacznę tak: Nic w ogóle nie zapowiadało takiej wyprawy. Jeszcze dzień wcześniej, ba nawet w tym samym dniu nie miałem pojęcia gdzie pojadę :D Około godziny 14 zapakowałem do plecaka dętkę, pare narzędzi, bluzę i portfel z 50 złociszami. I ruszyłem przed siebie :D Chrzanów, Zator, Wadowice.. hmm, ale te km szybko lecą :) No to pojechałem dalej, na Suchą Beskidzką, gdzie pojawił się szaleńczy pomysł dojechania jeszcze w tym samym dniu do Krościenka. Zaopatrzony w karteczkę z nazwami główniejszych miast odpisanych z mapy na stacji benzynowej pojechałem na Maków Podhalański oraz dalej, na Zabrzeż.
Zaraz za Wadowicami zaczęły się prawdziwe górki, Podjazd, zjazd, podjazd, podjazd... podjazd. W SPD całkiem inna jazda, można było cisnąć pod największe nawet wzniesienia. Jechało się dobrze, lecz około 140 km złapał mnie lekki kryzys spowodowany głównie około 10 kilometrowym, łagodnym bo łagodnym, lecz zawsze - podjazdem. Jechało się ciężko, czasem zamulałem 8 km/h. Lecz jak to bywa w górach- po podjeździe przychodzi czas na zjazd. W tym wypadku zjazd miał około 20 km długości, przejechałem 40 km dzielące mnie od mojego głównego celu w równo godzinę :D Jechało się super, zwłaszcza, że zapadł już zmrok i temperatura spadła o parę stopni ;)
Dojechawszy do Krościenka zacząłem szukać noclegu, na szczęście odnalazłem dawną koleżankę mieszkającą tam, dzięki czemu miałem zapewniony darmowy, wygodny nocleg :D I poszedłem spać :D
Wypiłem:
4 litry wody
0,5l Powerrade'a
Zjazdłem:
5 snickersów
4 bułki
Szynkę konserwową, pasztet z kaczki ( :D )
Foty:
Zaczęły się górki, w tle zapora jakaś tam :P :
W dóół iii w góórę :D :
Wolę, jak to autko jedzie w dół ;P :
No comment, takie znaki były co chwilę, remontują w kawałkach drogę 28' na co najmniej 40 km :/ :
Już coraz bliżej, jeszcze tylko 80 km :D :
Do szybszej jazdy zachęcał mnie taki oto zachód słońca :
=) :
Turysta ^^ :
3 życia :D :
Dzień 2
Pozdrawiam :)
Kategoria 100-200 km